Mazurski pensjonat, dziennikarka z traumą i las, do którego nie wolno wchodzić po zmroku. Brzmi jak gotowy przepis na thriller? Bartosz Szczygielski dorzuca jeszcze stare legendy, lokalne zniknięcia i przeszłość, która nie daje o sobie zapomnieć.
Kasandra Lit to bohaterka, której łatwo współczuć. Żyje na krawędzi lęku, prześladowana przez kogoś, kto już raz ją skrzywdził. Praca w portalu informacyjnym to dla niej jedyne okno na świat, bez konieczności wychodzenia z domu. Kiedy jednak dostaje zlecenie wyjazdu do pensjonatu Uroczysko na Mazurach, postanawia zmierzyć się ze swoimi demonami.
Na miejscu towarzyszy jej fotoreporterka Monika. Ale od początku wszystko idzie nie tak: upiorna cisza, duchota, robactwo i dziwny, ciężki klimat lasu. A potem… Monika znika. Kasandra zostaje sama z narastającym poczuciem, że coś lub ktoś ich obserwował od początku.
To nie jest klasyczny thriller, w którym co chwilę strzelają drzwiami. Szczygielski buduje napięcie powoli, ale skutecznie, warstwa po warstwie. Lokalna legenda, przestrogi starszych mieszkańców, tajemnicze zniknięcia, wspomnienia z przeszłości wplecione między rozdziały. Wszystko to razem tworzy duszną, lepko-leśną atmosferę, która wciąga bez potrzeby epatowania przemocą.
Mimo to nie każdemu ten rytm może odpowiadać. Fabuła rozwija się niespiesznie, a niektóre decyzje bohaterki bywają irytująco nieracjonalne. Finał, choć zaskakujący, nie daje wszystkich odpowiedzi. Niektórzy mogą uznać go za niedopracowany, inni za celowo otwarty. Osobiście zabrakło mi jednej mocnej kropki nad „i”.
Styl autora jest świetny: lekki, ironiczny, czasem zabawny nawet wtedy, gdy jest niepokojąco. Dialogi Kasandry, zwłaszcza z jej przyjaciółką Elą, potrafią szczerze rozbawić. A kiedy trzeba, ton potrafi błyskawicznie zmienić się w chłodny, mroczny szept zza drzwi.
Jeśli szukasz thrillera, który bardziej straszy klimatem niż jumpscare’ami, z bohaterką, która nie jest superbohaterką, ale kobietą z krwi, kości i traumą, to jest coś dla ciebie. Nie licz na totalną sieczkę, raczej na powolne duszenie napięciem, które narasta z każdą stroną.