Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Żegnaj, Eri | Film, którego nie da się przewinąć

„Chcę, żebyś filmował mnie aż do śmierci.”, to zdanie otwiera nie tylko historię, ale i emocjonalną puszkę Pandory, którą Tatsuki Fujimoto eksploruje z chirurgiczną precyzją. Żegnaj, Eri to manga o stracie, o potrzebie narracji i o tym, jak fikcja może być skuteczniejsza niż rzeczywistość albo bardziej znośna.

Główny bohater, Yuta, to chłopak, który dostaje smartfon po to, by dokumentować chorobę i ostatnie chwile swojej matki. Kiedy kobieta umiera, chłopak montuje z nagrań film, nietypowy, przełamujący konwencje, nawet szokujący. Zamiast uznania spotyka go szydera. Upokorzony i samotny, postanawia zakończyć życie. Wtedy na jego drodze staje Eri, charyzmatyczna i tajemnicza dziewczyna, która proponuje… kolejny film.

Od tego momentu opowieść przechodzi w warstwowy metakomentarz o narracji, prawdzie i pamięci. Fikcja i rzeczywistość zlewają się, a czytelnik nieustannie balansuje na granicy zrozumienia i dezorientacji.

Fujimoto bawi się formą jak mało kto. Kadry przypominają ujęcia z kamery, statyczne, powtarzalne, rozmazane. Miejscami wyglądają wręcz jak zrzuty ekranu z dokumentu. To celowe: Żegnaj, Eri to nie opowieść z twistem. To twist jako forma opowieści.

Kreska jest surowa, wręcz niedbała, ale z ogromnym wyczuciem kadrowania i rytmu. Cisza w tej mandze mówi więcej niż dialogi, a powtarzalność obrazów nie nuży, przeciwnie, potęguje wrażenie realizmu.

To, co u Fujimoto najważniejsze, to refleksja nad tym, jak opowiadamy o własnym życiu. Czy film o zmarłej matce ma pokazywać prawdę, czy jej wygładzony portret? Czy szczerość zawsze boli bardziej niż konfabulacja? Czy historia musi być prawdziwa, by była nasza?

Eri, będąca swoistym katalizatorem dla Yuty, zachęca go, by tworzył nową wersję rzeczywistości. Czy jest realna? Czy w ogóle istniała? Czy jej tajemnica to fakt, czy scenariusz? Fujimoto nie daje odpowiedzi. To manga, którą trzeba przeczytać więcej niż raz i każdorazowo dostaniemy inną historię.

Dla wielu czytelników nazwisko Fujimoto to synonim Chainsaw Mana, brutalnego, dynamicznego i nieprzewidywalnego. Tymczasem Żegnaj, Eri to zupełnie inne dzieło: ciche, emocjonalne, autorefleksyjne. Nie ma tu demonów, ale są traumy. Nie ma krwi, ale jest rozpacz. Nie ma potworów, tylko my sami.