Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Goldorak | Powrót giganta i hołd dla dziecięcej wyobraźni

Goldorak to komiks, który równie dobrze można nazwać celebracją nostalgii, co próbą opowiedzenia nowej, dojrzałej historii w ramach klasycznego uniwersum. Stworzony przez francuskich twórców, w tym m.in. Xaviera Dorisona i Denisa Bajrama, i pobłogosławiony przez samego Go Nagaia, autora oryginału, komiks ten to coś więcej niż tylko fanowski ukłon. To pełnoprawna opowieść, która z szacunkiem traktuje dziedzictwo kultowej serii, a przy tym wnosi do niej nowe emocje, refleksje i współczesną wrażliwość.

Historia zaczyna się lata po zakończeniu wojny z Vega. Aktarus i jego siostra wrócili na rodzinny Fleed, a Ziemia w teorii żyje w pokoju. W praktyce jednak dawni wrogowie nie zniknęli. Gdy z otchłani kosmosu powraca Hydragon, najpotężniejszy z Golgothów, a ludność Japonii dostaje ultimatum: siedem dni na opuszczenie kraju albo zagłada, staje się jasne, że stary wróg nie powiedział ostatniego słowa. Ziemia potrzebuje swojego obrońcy. Goldorak musi wrócić.

Fabuła nie zaskakuje nowatorstwem, ale też nie o to tutaj chodzi. To klasyczny powrót do korzeni: wielki robot, starzy bohaterowie, nowy wróg. Schematy są znane, ale wykorzystane sprawnie. Tempo akcji jest dobrze wyważone, są emocjonujące starcia, momenty zawieszenia, czas na osobiste refleksje. Autorzy dają sobie miejsce na rozwój bohaterów, a także wplatają aktualne tematy: traumę wojenną, konieczność przebaczenia, pytania o to, czy przemoc można zastąpić dialogiem. Nie jest to może odkrywcze, ale podane z wyczuciem i szacunkiem do pierwowzoru.

Aktarus jest tu postacią bardziej dojrzałą, wewnętrznie rozdwojoną, a przez to ciekawszą niż w anime. Alcor i Venusia prowadzą zwykłe życie, ale wciąż noszą w sobie echo dawnych bitew. Phénicia wyrasta na silną bohaterkę drugiego planu, a cała stara ekipa odnajduje się w nowym konflikcie z wyraźnie większą świadomością tego, co oznacza wojna.

Graficznie komiks zachwyca. To nie próba odtworzenia stylu lat 70., ale jego nowoczesna reinterpretacja. Ilustracje są dynamiczne, pełne ekspresji i energii, jednocześnie schludne, przejrzyste i dopracowane. Kadrowanie ma świetne tempo, kolory budują nastrój każdej sceny, a projekty robotów i statków, choć znajome, mają lekko odświeżoną formę. Autorzy trafnie uchwycili retro-futurystyczny klimat oryginału, nie popadając przy tym w pastisz.

To nie jest komiks dla każdego. Jeśli nigdy nie widziałeś Goldoraka, możesz poczuć się lekko zagubiony, historia domyka wątki sprzed dekad, a emocjonalna stawka opiera się na nostalgii. Ale dla tych, którzy choć raz krzyknęli fulguro-poing! przed ekranem telewizora, ta książka będzie jak powrót do dzieciństwa. Trochę bardziej melancholicznego, z bohaterami, którzy się zestarzeli, ale nie stracili swojego ducha.

Goldorak to idealny przykład komiksu stworzonego z sercem. Nie rewolucjonizuje gatunku, nie zaskakuje narracyjnie, ale robi coś ważniejszego, pokazuje, że stare historie mogą wciąż żyć, jeśli odda się im należny szacunek. To piękny hołd dla epoki, w której dzieci marzyły o pilotowaniu gigantycznych robotów, i przypomnienie, że te marzenia wcale nie muszą umierać wraz z dorosłością.