Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Film

The Walking Dead – 02×03 (recenzja)

Zaczynam zdawać sobie sprawę, ile temu serialowi dawała obecność Franka Darabonta. Wówczas serial miał jakiś kierunek, w którym się rozwijał, a przede wszystkim posiadał element kluczowy przy  takich produkcjach – emocje. Drugi sezon gdzieś to zagubił.

Po amerykańskiej premierze czytałem opinie zachodniej prasy, która rozpływała się w superlatywach, jaki ten odcinek był szokujący. Z niecierpliwością oczekiwałem seansu, aby przekonać się o co był ten cały szum, no i się rozczarowałem.

 

walking_dead_1

Odcinek kontynuuje wątek akcji Shane’a i Otisa oraz rozpaczających rodziców. W międzyczasie Daryl i Andrea idą sobie poszukać córki zdenerwowanej matki. Patrząc ogólnie na ten odcinek – aktorsko nie jest źle – większość tworzy wiarygodne i dobre postacie, ale pojawia się tu jeden duży problem, o którym już wspomniałem – nie czuć tu ani odrobiny emocji. Gdy Rick z Lori rozpaczają i kłócą się o los Carla – nic w tym nie ma – jako widz niczego nie odczuwam, nie obchodzi mnie, co się stanie. A postać matki, której córka zaginęła w tej chwili irytuje – brakuje empatii, widzowie nie są w stanie wczuć się w sytuację kobiety. Przez cały pierwszy sezon udawało się twórcom nawiązać emocjonalną więź widza z postaciami – interesowaliśmy się ich losem, odczuwaliśmy ich smutek, radość itd. To wszystko zniknęło w drugim sezonie, ustępując miejsca chaosowi. Duża w tym wina leży w reżyserii – zauważmy, że w pierwszym sezonie było wiele scen opierających się na muzyce Beara McCreary’ego, która ilustrowała i wywoływała u nas te emocje. Nawet wykorzystanie w finałowej scenie sezonu utworu Johna Murphy’ego sprawiało wielkie wrażenie. W całym drugim sezonie muzyka jest prawie nieobecna – jaka jest tego przyczyna?

Przejdźmy do tego wielkiego zaskoczenia, nad którym rozpływała się amerykańska prasa, a które okazało się niesamowitym rozczarowaniem. Shane zdecydował się rzucić Otisa zombie na pożarcie, aby mieć szansę na ucieczkę. Może to tylko moje wrażenie, ale to było do bólu przewidywalne od chwili, gdy razem udali się na tę akcję – co w tym takiego szokującego?

Fabularnie twórcy popełniają błąd, skupiając się na wątku Carla. Jest to sztuczny ruch mający na celu wstrząsnąć widzem i zmusić go do współczucia, gdyż ofiarą jest dziecko i rodzice przeżywają katusze. Kompletnie nieudane zagranie, przez co fabuła stoi w miejscu i pomimo trzech odcinków za nami, wciąż nie dowiedzieliśmy się, co takiego wyszeptano Rickowi w finale sezonu. Zaczynamy także odczuwać zmniejszenie budżetu serialu – zombie pokazywane są zawsze w ciemności, kadry są oddalone i rzadkie – gdy już jednak kamera na nich ląduje, widzimy, że charakteryzacja jest nijaka. Do tego ktoś wpadł na genialny pomysł, aby zombie biegały tak szybko jak ludzie – po co ta zmiana? W pierwszym sezonie jakoś wystarczająco szybko chodziły i było to wiarygodne.

walking_dead_2

Pierwszy sezon The Walking Dead prezentował o wiele większą klasę pod każdym względem. Tutaj wraz z Darabontem odeszła jakość, emocje i pojawiło się zagubienie. Chociaż ogląda się dobrze, nadal delikatnie ciekawi, co dalej, to już nie czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek. Stacja AMC przyczyniła się do zniszczenia swojego jedynego oryginalnego serialu (inne są tworzone przez zewnętrzne studia) przez szereg niezrozumiałych i dziwacznych decyzji. Czy jest jeszcze szansa na uratowanie The Walking Dead?

Ocena: 5/10