Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Borderlands 4 | Król „shlooterów” wraca na tron

Borderlands 4 to Borderlands odrodzony, gra która przywraca serii pewność siebie i klasę bez uciekania w żenujący żart czy hałaśliwy chaos. Akcja przenosi nas na Kairos, jeden spójny świat zamiast mozaiki mapek, gdzie po sześciu latach od teleportacyjnych wydarzeń z finału trójki pęka zasłona skrywająca planetę, a autorytarny Timekeeper traci kontrolę pod naporem rodzącej się rebelii. Stawka jest planetarna, lecz opowieść pozostaje ludzka i wiarygodna, NPC-e brzmią jak ludzie mający coś do stracenia, a powroty znanych twarzy są dawkowane z wyczuciem, bez taniego fanserwisu. Największym zwycięstwem jest antagonista, spokojny i lodowaty przywódca, który nie próbuje być memem, tylko buduje napięcie samą obecnością, dzięki czemu żarty trafiają dokładniej, bo mają solidne tło dramatyczne.

Nowi Vault Hunterzy są wreszcie napisani jak postacie, a nie tylko dysze do skill-tree. Ich komentarze reagują na sytuacje, biografie spinają się z konfliktem i wybór bohatera to faktycznie wybór perspektywy, a nie wyłącznie zestawu umiejętności.

Strzelanie jest najlepsze w historii marki. Każdy strzał ma wagę i brzmienie, a mobilność w końcu gra pierwsze skrzypce. Podwójny skok, dash, hak i hover, pionowe areny oraz sensowne sekcje platformowe sprawiają, że sama podróż staje się zabawą, a wejście w potyczkę przez huśnięcie hakiem i lądowanie między przeciwnikami daje czystą, powtarzalną przyjemność.

System broni z licencjonowanymi częściami zmienia filozofię lootu. Nie chodzi już o bezmyślny pościg za kolorem, ale o eksperymenty i hybrydy, które realnie wpływają na zachowanie giwery, dzięki czemu każdy drop otwiera możliwości, a nie tylko podbija licznik. Interfejs czytelnie podpowiada, co i kiedy warto założyć, a przebudowane menu ogranicza zbędne latanie do hubów.

Kairos jako otwarty świat działa bez doczytywań między jaskiniami, bazami czy miasteczkami. Zamiast mapy zasypanej znacznikami gra kusi widokami i sygnałami z eteru, wydarzeniami w drodze i lochami, które w pełni wykorzystują nowe narzędzia ruchu. Pojazdy ułatwiają przemieszczanie się, ale często rezygnowałem z szybkiej podróży tylko po to, by jeszcze chwilę pobujać się hakiem i wskoczyć na kolejną półkę skalną.

Kooperacja pozostaje sercem serii, skalowanie poziomu działa uczciwie, a po napisach zaczyna się druga młodość dzięki nowym Vaultom i rotującym modyfikatorom, które wymagają zgranych buildów i nagradzają pomysłowość. Muzyka odcina się od krindżu, jest dojrzała i nastrojowa, wspiera estetykę Orderu, a aktorstwo nie ucieka w karykaturę.

To wszystko nie znaczy, że obyło się bez potknięć. Kilku bossów w głównej linii fabularnej nie dorównuje pomysłowości starć w samych Vaultach, zdarzają się chwilowe spadki płynności podczas pędzenia przez otwarte przestrzenie, a RNG potrafi czasem dać posuchę w ulubionym typie broni. Trudno jednak o większe narzekania, bo tempo, dramaturgia i czysta grywalność spajają te drobiazgi w jedną, bardzo równą całość.

Najważniejsze jest to, że Borderlands 4 traktuje gracza z szacunkiem. Nie topi fabuły w nieustannych gagach, nie próbuje desperacko kopiować dawnej charyzmy złoczyńców, tylko buduje własną. Nie rozdmuchuje systemów dla samej skali, lecz szlifuje te, które niosą frajdę.

Wspomnienia z poprzednich części wciąż są żywe, ale od teraz będę pamiętał przede wszystkim nocne niebo Kairos z rozpołowionym Elpisem wiszącym nad horyzontem, strzał, który wreszcie siadł po perfekcyjnym huśnięciu na linie, i ten moment, gdy drużyna po raz trzeci podchodzi do nowego Vaultu, bo już wie, jak złamać mechanikę bossa.

To Borderlands doprowadzone do połysku, mądrzejsze, ostrzejsze i zabawniejsze, z otwartym światem, który chce się przemierzać, i strzelaniem, które samo w sobie jest nagrodą. Jeśli kochasz kooperacyjne looter shootery, jeśli pamiętasz, jak dobrze potrafiły brzmieć strzały w dwójce i jak bardzo brakowało przeciwwagi dla wygłupów w trójce, tutaj dostajesz komplet. Dla mnie to najlepsza odsłona serii i nowy punkt odniesienia dla całego gatunku.