Douglas Wolk zrobił coś, czego nie dokonał nawet sam Stan Lee. Przeczytał wszystko. Każdy jeden komiks Marvela. I napisał o tym książkę. Już samo to wystarczyło, żeby „Cały ten Marvel” przykuł moją uwagę. Ale to, co dostałem, to nie suchy katalog, nie wyliczanka herosów ani akademicki przewodnik dla nerdów. To osobista podróż fana, który zanurzył się w oceanie kolorowych kadrów i wynurzył z niego z własną opowieścią.
Wolk, dziennikarz, wykładowca, ale przede wszystkim fan, rzucił się na ponad pół miliona stron marvelowskich komiksów. Nie po to, żeby je streścić. Po to, żeby zrozumieć, czym właściwie jest Marvel. I przekazać to dalej, lekko, ciekawie, często z humorem, a czasem całkiem wzruszająco.
Zamiast nudnej chronologii, Wolk swobodnie przeskakuje między epokami, seriami i bohaterami. Pisze o Spider-Manie i traumie, o X-Menach i tożsamości, o Fantastycznej Czwórce i amerykańskim śnie. Nie trzyma się planu, bo Marvel sam nigdy nie był uporządkowany. I bardzo dobrze, dzięki temu czyta się to jak rozmowę z kimś, kto zna temat na wylot, ale nie próbuje cię przytłoczyć.
To nie jest książka tylko dla tych, którzy wiedzą, kiedy Jean Grey pierwszy raz zginęła (spoiler: wcześnie i nie ostatni raz). Wolk tłumaczy, kontekstualizuje, zaprasza do zabawy nawet osoby, które zaczynają dopiero swoją przygodę z komiksami. Nie ocenia, podpowiada. Nie narzuca ścieżki, daje ci mapę i mówi: idziesz, gdzie chcesz, i tak znajdziesz coś ciekawego. Dzięki temu „Cały ten Marvel” działa jak brama do czegoś większego. Nie musisz znać 27 tysięcy zeszytów. Ale po tej lekturze wiesz, czego chcesz szukać dalej. I to właśnie jest jej siła.
Jest jeden minus, o którym wspominają wszyscy i słusznie. Brakuje ilustracji. Czytać o kultowych kadrach i nie móc ich zobaczyć, to trochę jak słuchać opisu koncertu bez dźwięku. Jasne, można sobie wygooglać, ale szkoda, że wydawnictwo nie dorzuciło chociaż kilku ikonicznych grafik.
Drugi zgrzyt? Czasem Wolk tak bardzo skupia się na tym, co go osobiście fascynuje, że pomija rzeczy ważne z perspektywy całego uniwersum. Zdarza mu się nieco przeskakiwać między wątkami bez ostrzeżenia. Ale hej, czy to nie właśnie kwintesencja Marvela? Chaos, rebooty, alternatywne linie czasu i eventy, których finały zmieniają wszystko. Na moment. A potem znowu.
Po co czytać o tym, że ktoś przeczytał tysiące komiksów? Żeby zrozumieć, że Marvel to nie tylko superbohaterowie, ale współczesna mitologia. Że za maskami kryją się lęki epoki, polityczne niepokoje, przemiany społeczne. Że komiksy mówią o wojnie, rasizmie, tożsamości, stracie i nadziei, czasem dosadnie, czasem między panelami.
Wolk pokazuje, że Marvel to nie tylko rozrywka, ale też lustro. I że każdy może zobaczyć w nim coś innego. Jeśli kochacie popkulturę, lubicie komiksy albo po prostu chcecie lepiej zrozumieć, co takiego jest w tym całym Marvelu, ta książka to świetne miejsce na start. Nie nauczycie się z niej, jak zacząć czytać wszystkie serie. Ale może, po przeczytaniu, już nie będziecie musieli. Bo zrozumiecie, że najważniejsze w tym uniwersum nie są wszystkie zeszyty. Tylko to, jak je przeżywamy.