Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Demon z samotnej wyspy | Makabryczny labirynt namiętności

Ranpo Edogawa, ojciec japońskiego kryminału i grozy, powraca na polski rynek wydawniczy po długiej przerwie z pełnowymiarową powieścią, która zdaje się stanowić kulminację jego literackich obsesji. Demon z samotnej wyspy to historia, którą można nazwać dziwaczną, ekscentryczną, niepokojącą i fascynującą zarazem, kwintesencja stylu autora, w którego twórczości makabra łączy się z melancholią, a detektywistyczna intryga z erotycznym napięciem i psychologiczną głębią.

Narratorem jest przeciętny młodzieniec, Kinnosuke Minoura, nieśmiały pracownik biura, żyjący w cieniu własnych kompleksów, którego monotonne życie gwałtownie przyspiesza po przypadkowym spotkaniu z młodą kobietą, Hatsuyo. Romans tych dwojga zostaje brutalnie przerwany przez tragedię, która wyrywa bohatera z codziennej rutyny i popycha w stronę nieuchronnej konfrontacji z mrocznym, niemal baśniowo upiornym światem, zdominowanym przez enigmatycznego i obsesyjnie zakochanego w Minourze Michio Moroto, studenta medycyny o wyjątkowo niepokojących zainteresowaniach.

To właśnie Moroto, niepokorny eksperymentator, prowadzący makabryczne badania na obrzeżach miasta, jawi się jako jedna z najbardziej wyrazistych i niejednoznacznych postaci, jakie trafiły do literatury w ostatnich latach. Niezwykle inteligentny, charyzmatyczny, a jednocześnie niepokojąco zaborczy, staje się przewodnikiem (a może demonem?) Minoury – i czytelnika – w wędrówce przez świat pełen zbrodni, tajemniczych listów, ukrytych tożsamości i wynaturzonych relacji.

Ranpo Edogawa z ogromnym kunsztem splata wątki kryminalne z gotycką atmosferą rodem z twórczości Edgara Allana Poego, zresztą nieprzypadkowo, skoro sam pseudonim autora jest ukłonem w stronę amerykańskiego mistrza grozy. Powieść zbudowana jest z reminiscencji narratora, który od samego początku przyznaje się do literackiej nieporadności. zastrzeżenie to jednak tylko potęguje efekt immersji, czyniąc lekturę jeszcze bardziej osobliwą. Styl Edogawy przypomina spowiedź. rozwlekłą, pełną dygresji i szczegółów, które z pozoru są nieistotne, lecz z czasem nabierają przerażającej wagi.

Książka wytrąca z równowagi, nie tylko ze względu na groteskowe postacie i perwersyjnie skonstruowaną intrygę, ale również przez emocjonalną niestabilność, która przenika narrację. Obok logicznych łamigłówek pojawiają się fantasmagoryczne wizje, potworności ciała i duszy, dramatyczne przesłuchania oraz klaustrofobiczne wędrówki po labiryntach, zarówno tych fizycznych, jak i psychicznych. W pamięć zapada zwłaszcza scena na plaży, gdy bohater czeka na zapowiedzianą śmierć, napięcie osiąga tu poziom trudny do zniesienia, a atmosfera gęstnieje z każdym zdaniem.

Nie jest to powieść klasyczna w strukturze, morderstwa zostają ogłoszone niemal natychmiast, ich rozwiązanie wydaje się szybkie i proste, lecz to dopiero początek. Prawdziwa zagadka leży głębiej, w samym sercu tytułowej samotnej wyspy, miejsca, które symbolizuje wszystko, co wypaczone, zdeformowane, zapomniane i nieludzkie. To tam, jakby w teatralnym kulminacyjnym akcie, rozgrywa się finalna część historii, prowadząca do zakończenia, które może być równie satysfakcjonujące, co rozczarowujące, w zależności od oczekiwań czytelnika.

Demon z samotnej wyspy to książka, która nie tyle bawi czy rozwiązuje zagadki, co stawia czytelnika w obliczu moralnych dylematów i niepokojących uczuć. Nie dla każdego, to lektura dla tych, którzy gotowi są zanurzyć się w literackiej osobliwości, zaakceptować jej logikę (a raczej jej brak) i pozwolić, by makabryczny świat Edogawy owładnął ich wyobraźnią.