Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Mahabharata 2: Klątwa Amby 2 | Gdzie bogowie mierzą się z losem

Drugi tom Klątwy Amby autorstwa Igora Barańki to kontynuacja monumentalnej opowieści, która sięga głęboko w duchową i mitologiczną tkankę Indii. To komiks inny niż wszystkie, nie tyle do przeczytania, co do chłonięcia. Z każdą stroną zanurzamy się w świecie, gdzie nie istnieje granica między tym, co boskie, a tym, co ludzkie. Gdzie los, wojna i przeznaczenie splatają się w jeden rytuał.

Historia opowiadana jest ustami Bhiszmy, legendarnego wojownika, który spoczywa na łożu ze strzał i snuje swoją opowieść. To nie jest klasyczna retrospekcja. To coś bardziej mistycznego. Każde wspomnienie żyje, jakby było wyjęte z wielkiego snu o czasach, gdy bogowie schodzili na ziemię, a ludzie podnosili przeciw nim oręż. Bhiszma opowiada o tym, jak doszło do jego walki z Paraśuramą, własnym mistrzem, braminem i niepokonanym zabójcą. Do pojedynku doszło z inicjatywy księżniczki Amby, która stała się głosem zemsty.

W tym tomie nie chodzi jednak tylko o walkę. Mahabharata w ujęciu Barańki to rzecz o namiętnościach, które wybuchają z siłą zdolną rozszczepić świat. Postacie są wielkie nie tylko przez swoje czyny, ale przez wewnętrzne konflikty. Amba nie jest tu jedynie kobietą skrzywdzoną, jest figurą buntu. Paraśurama to nie tylko mistrz miecza, to człowiek rozdarty między zasadą a sentymentem. A Bhiszma, ten wieczny wojownik, to żywy przykład tego, jak ciężki bywa koszt przysięgi złożonej bogom i ludziom.

Barańko nie opowiada Mahabharaty dosłownie. On ją interpretuje, filtruje przez siebie, szatkuje narracyjnie i graficznie. Jego styl nie przypomina żadnego innego współczesnego komiksu. To bardziej ilustrowana mantra niż opowieść akcji. Kadry często są symboliczne, bardziej jak malowidła świątynne niż ilustracje komiksowe. Kolory pulsują, sceny płyną od wizji do rzeczywistości bez ostrych przejść. Niektórych może to zmęczyć, bo tu nie ma „filmowej” narracji, nie ma linearnego prowadzenia. Ale jeśli czytelnik da się poprowadzić, wejdzie w rytm opowieści, to trudno się oderwać.

Tom drugi ma znacznie więcej przestrzeni metafizycznej niż poprzedni. Dostajemy nie tylko kontynuację zemsty Amby, ale też historię narodzin Bhiszmy, i to taką, która nie mieści się w ramach logiki. Bohater okazuje się istotą zawieszoną między światami, ulepioną z mitów i kaprysów bogów. To właśnie ta część tomu robi największe wrażenie, przekraczamy granicę zwykłego fantasy i wchodzimy w strefę czystego mitu, gdzie nic nie jest dosłowne, a wszystko ma znaczenie. Bogowie kochają, cierpią, krzywdzą i próbują naprawić swoje błędy. Tylko że ich działania odbijają się echem przez epoki.