Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Komiksy, Recenzje

Złoty Wiek. Część pierwsza – Cyril Pedrosa i Roxanne Moreil

Już sama okładka wystarczy, aby rozpoznać niezwykle charakterystyczny i oryginalny styl Cyrila Pedrosy, a przejrzenie kilku początkowych scen opowieści tylko utwierdza, że to kolejne wielkie dzieło wybitnego artysty. Subtelna, pozornie schematyczna opowieść i motywy rodem z ciekawszego momentu średniowiecznej kroniki – widać wyraźnie, że to dopiero otwarcie i fragment rozwinięcia, które co prawda olśniewa, ale pozostawia wiele pytań i na razie roztacza horyzont świata przedstawionego.

W tym przypadku Pedrosę wspomaga Roxanne Moreil, pomocnica zdolna i zapewne utalentowana, choć w „Złotym Wieku” to wyraźnie autor „Trzech cieni” i „Portugalii” był twórcą dominującym. Moreil musi w procesie twórczym pełnić rolę asystenta, tak jak Grazia la Padula w „Niewidzialnych echach” Tony’ego Sandovala – la Padula zastąpiła komiksiarza jako rysowniczka, sprawnie naśladując jego graficzny styl; w „Złotym Wieku” Roxanne z kolei maczała palce w scenariuszu. Wydaje się, że zajęła się rozbudową rysów psychologicznych postaci kobiecych, które w pozostałej twórczości Pedrosy pełnią zwykle role drugoplanowe bądź epizodyczne; a tu nabrały nie tylko gracji, ale i przekonującego sposobu myślenia oraz zachowania.

Opowieść zaś rozpoczyna się czymś pozornie oklepanym – ot, umarł król i ostatnim życzeniem władcy było, aby koronę po nim odziedziczyła pierworodna. Nie jest to dobry czas dla młodej kobiety, gdyż w kraju wybuchają chłopskie bunty, jeden z możnowładców z nieokreślonych pobudek podburza szlachtę, a pewną lojalność i poparcie przyszła królowa ma wyłącznie w prowincjonalnym arystokracie. Nic dziwnego, że w ułamku chwili zostaje wygnana przez młodszego brata, niespodziewanie popartego przez matkę i magnata, dotychczas szkodzącego królewnie. Droga na banicję nie trwa długo – z pomocą przybywają ostatni, nieliczni wierni, a ich los naznaczony zostaje ucieczką.

Właściwie trzon historii opiera się na dobrze znanym w popkulturze toposie walki o władzę, uzurpacji korony i ucieczce prawowitego bohatera do czasu, aż nie zyska sił zdolnych na odbicie berła. W tym wypadku duet Pedrosa i Moreil nie wysilają się za bardzo, acz to liczne wątki poboczne czynią ze „Złotego Wieku” dzieło wyjątkowe, poruszające jeszcze więcej istotnych problemów człowieka niż wyśmienite i smutne „Trzy cienie”. Jako że to część pierwsza, dodatkowo sprytnie i przemyślanie poprowadzona przez scenarzystów, obecnie nie wiadomo, dokąd zmierza – sądząc po wcześniejszych dokonaniach twórców, skończy się słodko-gorzkim happy endem.

W tle roztaczają się epizody o okrucieństwie, niesprawiedliwości, przemocy symbolicznej i nierównościach społecznych, ludzkich krzywdach i nieprawości – to one stają się cegłami, z których zbudowana jest wizja królestwa gnuśnej i wyzyskującej szlachty. Potwierdzać zdaje się to zdeprawowana władza, pragnąca podporządkować sobie buntowników ogniem i stalą, a jedynymi bohaterami z warstw uprzywilejowanych są wyjęci spod prawa protagoniści – na czele z królewną i chłonącym egalitarne idee niczym gąbka młodym rycerzu. Bunt przeradza się w rewolucję, na której czele staje dość enigmatyczny, choć lubiany przez lud mężczyzna w sile wieku. Nawołujący do obalenia społecznych barier i powrotu do tytułowego „złotego wieku”.

„Złoty Wiek” – jako tytuł komiksu – na pierwszy rzut oka odwołuje czytelników do pojęcia greckiego (okresu dostatku, szczęścia i obfitości) czy Złotego Wieku Hiszpanii (XVII wiek – czas rozkwitu imperium i kultury hiszpańskiej). W utworze natomiast chodzi o filozoficzną księgę, uznaną za nigdy nieistniejącą, lecz w końcu (fragmentarycznie) wpadającą w ręce jednego z bohaterów. „Złoty Wiek” (ten wewnątrz uniwersum) przedstawianymi tezami oraz quasi-kroniką przypomina po trosze greckie zagadnienie – i to one, rozpowszechniane wśród chłopstwa, staje się iskrą i motywacją do tego, żeby wyzwolić świat. Cała rewolucja zaczyna się pod koniec tomu, więc rozwiązanie i wiele sekretów najpewniej zostanie ujawnione dopiero w następnej części. Jednak motyw zaginionego woluminu, mogącego zmienić poglądy ludzkości to właściwie nic nowego (wystarczy wspomnieć „Imię róży” Umberto Eco) – szczęśliwie Pedrosa i Moreil interesująco wykorzystują ten topos w „Złotym Wieku”.

Wizualnie Cyril uczynił coś jeszcze niezwyklejszego niż w „Trzech cieniach”. Za sprawą plastycznej, snującej się onirycznie kreski tworzy malowniczy krajobraz i wyróżniających się bohaterów, odchodząc od realizmu, dzięki czemu w powieść graficzną czytelnik „wpływa”, czuje estetyczny zachwyt i baśniowość (Pedrosa pracował przy animacjach Disneya) uzyskiwaną przez filmowe studia. Zgrabna, niesamowicie świadoma gra kolorami to jednak coś, czego nie uświadczy się w wielu komiksach – Cyril umiejętnie korzysta z palety barw i ich odcieni, potrafi utkać z nich odpowiednią dla chwili, sytuacji, emocji czy okoliczności atmosferę, i silnie wpłynąć na odbiorcę.

Nie da się przejść obojętnie obok twórczości Pedrosy, a jego nowy komiks, stworzony w duecie z Moreil, swobodnie można uznać za dzieło godne artysty. Graficznie nieodstające od „Trzech cieni”, „Portugalii” bądź „Równonocy”, ale potrafiące zaoferować też coś, czego we wspomnianych tytułach nie było. Fabuła i bohaterowie potrzebują jeszcze rozwinięcia, lecz już prezentują się jako elementy dopracowane, przemyślane i konsekwentnie prowadzone. „Złoty Wiek” to dopiero wprowadzająca połowa, wspaniała i porywająca, choć do pełnego zrozumienia potrzebująca drugiego tomu.