Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Łauma | Baśń, która gryzie i nie przeprasza

Zaczyna się jak opowieść dla dzieci. Dziewczynka z miasta, czarno-biała kreska, chatka w lesie, martwa babcia. Potem robi się trochę strasznie, potem dziwnie, potem metafizycznie, potem śmiesznie, a potem… nie jesteś pewien, czy śnisz, czy czytasz. Karol Kalinowski (KaeReL) wyciąga z jaćwieskich legend to, co najbardziej drapieżne, i wpuszcza to do głowy Dorotki – rezolutnej dziewczynki, która nagle musi mierzyć się z mitologią w pełni aktywną.

Łauma to komiks, który łączy słowiańską grozę z dziecięcym humorem, literacką głębię z kreskówkowym formatem i czarno-białą estetykę z absolutną barwnością treści. To książka, która śmieje się, kiedy powinna straszyć, i straszy, kiedy czytelnik się tego nie spodziewa. To też jeden z najlepszych polskich komiksów XXI wieku. Tak po prostu.

Dorotka – mała wiedźma z kredensu

Nie da się nie pokochać Dorotki. Jest odważna, bystra, ale nie przesłodzona. Nie robi niczego „bo tak wypada”. Ona myśli. A potem działa. Trochę jak dziecięcy odpowiednik głównego bohatera Folwarku Zwierzęcego, tylko w wersji jaćwiesko-domowej. Widzi rzeczy, których dorośli nie dostrzegają – nie tylko duchy i bóstwa, ale też niesprawiedliwości, zepchniętą pamięć i to, że tata nie radzi sobie z życiem.

Świat Dorotki to świat po przeprowadzce i po śmierci, a więc pełen wyłomów i pęknięć. Z tych właśnie pęknięć wychodzi Łauma – nie tylko jako postać, ale jako symbol traumy, nieprzepracowanego bólu i zapomnianej historii. W komiksie Kalinowskiego nie ma prostych moralitetów. Są za to rozmowy z bożkami, podejrzane sąsiadki, skrzaty z obsesją na punkcie mp3 i niepokojące ślady pod kredensem.

Mitologia Jaćwieży spotyka terapię rodziną

Łauma to komiks głęboko zakorzeniony w lokalnym folklorze – z całym jego brutalnym pięknem, grozą, rytuałami i ambiwalencją, ale nie jest to opowieść etnograficzna. To żywa, pulsująca historia, w której mity są jak stare pęknięcia w suficie – zawsze obecne, zawsze trochę niepokojące, ale potrzebne, by zrozumieć, skąd spada na nas woda.

Obok tytułowej Łaumy pojawiają się Perkun, bożkowie, duchy, demony i istoty domowe, których wygląd balansuje między bajkową groteską a symboliczną formą. Nie są one „upiększone” – są potworne i wzruszające zarazem, jak folklor, który nigdy nie miał być grzeczny.

Minimalizm o wielkiej mocy

Rysunki Kalinowskiego są czarno-białe, kreskówkowe, ale do bólu sugestywne. Kadry bywają proste, czasem oszczędne, ale nigdy przypadkowe. Świat Łaumy to przestrzeń, w której kreska i cisza opowiadają równie dużo, co słowo. Groza nie wynika tu z przerysowania – tylko z napięcia między tym, co niewidoczne a tym, co właśnie się wyłania.

Estetyka przypomina Tima Burtona, ale jest bardziej ziemska, bardziej „nasza” – osadzona na Suwalszczyźnie, gdzie zima ma swój kolor (biały), bóstwa mają kaprysy, a dzieci mają więcej odwagi niż dorośli. Format książki – poziomy, kompaktowy – czyni z niej coś, co czyta się jak baśń, ale odbiera jak seans terapeutyczny u lokalnego boga z dwoma oczami i jedną uwagą: „Słuchaj lepiej, dziecko”.