Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Arcyważne, Ze świata

FELIETON: Czy musimy jeszcze czytać Harry’ego Pottera?

Minęło już ponad dwadzieścia lat od premiery Harry’ego Pottera i Kamienia Filozoficznego. W tym czasie świat się zmienił. Zmieniły się też potrzeby i oczekiwania młodych czytelników. Pojawia się więc pytanie: czy w erze TikToka, różnorodności i społecznej świadomości nadal potrzebujemy tej samej opowieści o białym chłopcu z blizną, który zostaje wybrańcem?

Harry Potter to opowieść, która przez lata zdawała się nieśmiertelna. Gdyby istniała biblioteczna kartoteka duszy pokolenia milenialsów, książki J.K. Rowling miałyby w niej osobny dział. Dziś jednak, w świecie narracyjnej różnorodności i coraz odważniejszej literatury, pytanie o aktualność tej serii nie jest tylko akademickim ćwiczeniem. To pytanie o nasz literacki fundament i o to, co uważamy za wartościowe w kulturze.

Z jednej strony świat poszedł naprzód, mamy więcej opowieści, więcej perspektyw, większą reprezentację. Ale z drugiej: czy klasyka traci na znaczeniu tylko dlatego, że powstały nowe dzieła? A może, mimo całej nowoczesności, wciąż warto sięgać po historie, które zbudowały naszą emocjonalną i moralną wrażliwość?

Fenomen, który zdefiniował pokolenie

Seria o Harrym Potterze to coś więcej niż cykl książek. To kulturowe zjawisko, które przeniknęło do języka, wyobraźni, a nawet do sposobu, w jaki myślimy o dorastaniu. To literacki kamień milowy, który nie tylko uczynił z czytania czynność społecznie „cool”, ale też pokazał, że książka może być doświadczeniem wspólnotowym. Miliony dzieci i nastolatków dorastało razem z bohaterami, czekając niecierpliwie na kolejne tomy, dzieląc się teoriami, przebierając się na premiery, tworząc coś na kształt literackiego rytuału inicjacyjnego.

Rowling nie tylko przywróciła dzieciom i młodzieży pasję do czytania, ale też zbudowała świat tak szczegółowy i bogaty, że wydawał się niemal równoległą rzeczywistością – alternatywnym światem, do którego można uciec, kiedy ten nasz staje się zbyt trudny. W tym tkwi potęga dobrze skonstruowanej fantastyki: nie tylko bawi, ale i daje schronienie.

Dlaczego to nadal ważne? Bo sposób, w jaki opowieści wpływają na młodych ludzi, nie zmienia się tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Technologia ewoluuje, język się skraca, świat przyspiesza, ale potrzeba opowieści, które tłumaczą rzeczywistość, pozostaje niezmienna. Dzieci i nastolatki wciąż szukają książek, które dadzą im poczucie sensu, sprawczości, przynależności.

Potrzebujemy bezpiecznych miejsc w literaturze – przestrzeni, w której można się zagubić, ale i odnaleźć. Hogwart może być właśnie takim miejscem. Niekoniecznie idealnym według dzisiejszych standardów, ale nadal pełnym symbolicznych wartości. To szkoła, gdzie nauka nie ogranicza się do podręczników, ale rozciąga na lojalność, odwagę, przyjaźń, zdolność do buntu i do podejmowania moralnych wyborów. Czy to nie są nadal rzeczy, których potrzebujemy, zarówno jako dzieci, jak i dorośli?

Nowe światy, nowe bohaterki, nowe prawdy

Współczesna literatura młodzieżowa jest odważniejsza – nie boi się tematów, które jeszcze dekadę temu uznawano za zbyt trudne, zbyt polityczne lub po prostu „nie dla dzieci”. Dzisiejsze książki zaglądają głębiej: pod powierzchnię codzienności, w pęknięcia tożsamości, w dramaty społeczne i osobiste. To literatura, która wie, że młodzi czytelnicy są zdolni do refleksji i nie boi się im jej zaproponować.

Leigh Bardugo w Szóstka Wron tworzy świat złodziei, wyrzutków i nieprzystosowanych dusz, których największą siłą okazuje się nie magia, ale empatia i lojalność, często budowane wbrew okolicznościom. Tomi Adeyemi w Dzieci krwi i kości opowiada o systemowym ucisku i o odzyskiwaniu mocy nie tylko magicznej, ale i tożsamościowej. Angie Thomas w Nienawiść, którą dajesz prowadzi nas przez piekło współczesnych konfliktów rasowych w Ameryce i pokazuje, jak trudno mówić głośno, gdy system milczy. To narracje zakorzenione w konkretnym „tu i teraz”, ale rezonujące uniwersalnymi emocjami: bólem, niezgodą, walką o sprawiedliwość.

Na ich tle Harry Potter może się wydawać… prostszy. Mniej świadomy różnorodności, mniej osadzony w realnych bolączkach świata. Ale może właśnie w tej prostocie tkwi jego siła. Bo Rowling, choć nie sięgała po socjopolityczne tematy tak bezpośrednio, potrafiła opowiadać o tym, co ponadczasowe: o samotności dziecka, o potrzebie przynależności, o cenie odwagi i wyborach, które nie są czarno-białe.

Czy Harry Potter się dziś broni? Może nie musi. Literatura nie jest konkursem. Jest rozmową. I w tej rozmowie każda książka, która porusza emocje, zasługuje na głos. Świat Hogwartu może nie zawiera wszystkich odpowiedzi, ale wciąż potrafi postawić dobre pytania. Czy bycie „dobrym” zawsze znaczy to samo? Czy przyjaźń może być potężniejsza niż potęga? Czy wytrwałość, lojalność i empatia wystarczą, by pokonać zło?

Nie musimy porównywać tych książek, jakby istniała tylko jedna słuszna droga do emocjonalnej prawdy. Empatia ma wiele twarzy – i literatura powinna pokazywać je wszystkie. Rowling może nie napisała opowieści na miarę dzisiejszych wyzwań, ale napisała taką, która nauczyła nas szukać sensu, dobra i światła, nawet w ciemnych czasach.

Wrażliwość kontra kontrowersje

Współczesna lektura Harry’ego Pottera to nie tylko powrót do świata czarodziejów i magicznych zaklęć. To również powrót do tekstu, który – mimo swoich zasług – coraz częściej jest odczytywany na nowo, pod światłem współczesnej wrażliwości. Nie da się dziś mówić o tej serii, nie dotykając kwestii, które bolą: braku różnorodności, ograniczonych reprezentacji, sztywnych ról płciowych, czy kontrowersyjnych wypowiedzi samej autorki. To są rany, dla niektórych bardzo osobiste.

Krytyka nie bierze się znikąd. Dla młodego czytelnika z marginalizowanej społeczności może być trudne odnalezienie siebie w uniwersum, gdzie większość bohaterów wygląda i myśli podobnie. Gdy czytelnik szuka akceptacji i lustra, a znajduje jedynie schemat, rodzi się rozczarowanie. I choć wielu nadal kocha te książki, kocha je często mimo wszystko.

Ale może to właśnie jest szansa. Może zamiast przekreślać cały dorobek, możemy zacząć traktować literaturę nie jak zamknięty monument, ale jak żywy tekst, z którym można prowadzić dialog. Bo książki nie muszą być doskonałe, by były wartościowe. Ich niedoskonałości bywają pretekstem do najważniejszych rozmów: o tym, co nas dziś boli, co już się zmieniło, a co nadal wymaga poprawy.

Jeśli coś budzi kontrowersje, to znaczy, że nie zniknęło z pola widzenia. Że wciąż ma siłę oddziaływania. I może właśnie dlatego Harry Potter wciąż zasługuje na uwagę. Bo nie uczy tylko przez swoje przesłania, ale również przez to, czego nie wypowiada wprost. Przez luki, które dziś możemy zauważyć i nazwać. Przez pytania, które rodzą się między wierszami, nie zawsze zamierzone, ale czasem właśnie dlatego najważniejsze.

Czy potrafimy czytać z miłością i krytyczną uważnością jednocześnie? Czy jesteśmy gotowi uznać, że literatura, nawet ta, która nas ukształtowała, może potrzebować korekty w świetle nowych czasów, ale nie po to, by ją odrzucić, lecz by ją osadzić w szerszym, dojrzalszym kontekście?

Nostalgia jako wartość kulturowa

Dla wielu dorosłych dzisiejszych czytelników Harry Potter nie jest po prostu serią książek. To emocjonalna kotwica, przypomnienie czasów, kiedy magia nie musiała być logiczna, a dobro i zło – choć już wtedy skomplikowane – miały jeszcze kontury wyraźne jak blizna na czole bohatera. To zapach nowej książki otwieranej pod kołdrą, światło latarki po zgaszeniu lampki nocnej, dreszcz oczekiwania przed premierą kolejnego tomu lub ekranizacji. Dla wielu dorosłych to także pierwszy raz, gdy naprawdę chciało się czytać, a nie musiało.

To wszystko składa się na wspólnotowe doświadczenie, które – choć zakorzenione w przeszłości, nadal buduje mosty między ludźmi. Wspólne wspomnienia mają moc kulturotwórczą: pozwalają nam się rozumieć bez słów, wywołują uśmiech, gdy usłyszymy słowo „Hogwart”, i wzruszenie, gdy wracamy myślami do momentu, w którym po raz pierwszy poznaliśmy Syriusza Blacka czy Hermionę Granger. Nostalgia nie jest słabością, to siła pamięci emocjonalnej.

Ale dla młodszych pokoleń, tych, którzy nie czekali na Harry’ego Pottera, lecz dorastają już w epoce TikToka, BookToka i literackiej inkluzywności – to może być tylko „stara książka, którą czytała mama”. Czy warto więc sięgać po taką historię, skoro wokół roi się od świeżych, reprezentatywnych i współczesnych głosów?

Warto. Bo klasyka nie musi być idealna, by była istotna. To nie konkurencja dla nowości, ale kontekst. Lustro, w którym możemy zobaczyć, jak zmieniły się nasze opowieści i jak zmieniliśmy się my sami jako odbiorcy. Dzięki niej rozumiemy, skąd biorą się współczesne narracje, które wartości są dziedziczone, a które odrzucane. I uczymy się, że literatura to rozmowa rozciągnięta w czasie, rozmowa, w której każde pokolenie ma coś do powiedzenia, ale żadne nie mówi ostatniego słowa.

Nowe książki, nowe emocje, ale czy równie uniwersalne?

Współczesna literatura młodzieżowa to prawdziwy kalejdoskop emocji, doświadczeń i reprezentacji. Książki takie jak Nienawiść, którą dajesz Angie Thomas, Nasz ostatni dzień Adama Silvera czy Zakon Drzewa Pomarańczy Samanthy Shannon odważnie wkraczają w przestrzenie, które przez lata były w literaturze młodzieżowej marginalizowane lub pomijane. Dają głos tym, którzy przez dekady byli milczeniem. I robią to w sposób nie tylko politycznie świadomy, ale też literacko zachwycający.

To historie, które łamią serca, poszerzają horyzonty i skłaniają do myślenia. Zasługują na miejsce w bibliotekach, na listach lektur, w plecakach i na nocnych szafkach. Wnoszą do literatury młodzieżowej powiew świeżości i autentyczności. Są echem współczesności i jej lęków, ale też nadziei, tej intymnej, trudnej, ukorzenionej w różnorodności.

A jednak trudno dziś znaleźć tytuł, który miałby równie długofalowy wpływ na masową kulturę czytelniczą, co Harry Potter. Nie dlatego, że jest lepszy, ale dlatego, że był pierwszy. To książka, która przecierała szlaki. Zanim literatura młodzieżowa zyskała swoją tożsamość jako pełnoprawny nurt, Harry Potter nadał jej ton. Trzymał latarkę, gdy inni jeszcze szukali wyłącznika światła.

Czy nowe historie są równie uniwersalne? Czas pokaże. Uniwersalność nie rodzi się z tematu, ale z emocji, które potrafią przetrwać zmianę pokoleń. To wymaga czasu, dystansu i międzypokoleniowej rozmowy. Dlatego tak ważne jest, by sięgać po nowe, ale też by wracać do starych. Choćby po to, żeby zrozumieć, skąd płynie ten literacki strumień, który dziś staje się coraz szerszą, bogatszą rzeką.

Bo literatura to nie wyścig, w którym tylko jedno dzieło może zwyciężyć. To opowieść o łączności, dialogu i mostach budowanych między pokoleniami. I właśnie dlatego warto znać i jedno, i drugie.

Czy klasyka może być współczesna?

To pytanie tylko pozornie paradoksalne. Bo klasyka to nie martwy tekst – to opowieść, która rezonuje w kolejnych pokoleniach. Jeśli czytelnik w 2025 roku wciąż znajduje wzruszenie w śmierci Dumbledore’a, jeśli wciąż boi się o los Syriusza, jeśli czuje triumf, gdy Neville Longbottom podnosi różdżkę, to znaczy, że historia działa. I to wystarczy.

Nie chodzi o to, by Harry Potter znów stał się jedyną lekturą, jaką warto znać. Chodzi o to, by nie zapominać, że literatura ma również wymiar emocjonalny, rytualny, pokoleniowy. Czasem warto wrócić do Hogwartu nie po to, by odkrywać nowe prawdy, ale by przypomnieć sobie, skąd przyszliśmy.

Klasyka nie zawsze jest doskonała, ale nadal jest potrzebna

Nie musimy czytać Harry’ego Pottera, by być współczesnymi czytelnikami. Ale jeśli chcemy być świadomymi czytelnikami – warto go znać. Bo to opowieść, która nauczyła całe pokolenie, czym jest odwaga, przyjaźń i lojalność. Bo to historia, która, mimo swoich ograniczeń, nadal potrafi poruszyć najczulsze struny wyobraźni.

W świecie, gdzie wszystko się zmienia, może właśnie dlatego warto sięgać po książki, które uczą, że są wartości, które pozostają aktualne, niezależnie od epoki.