Nowe zbiorcze wydanie przygód Elryka z Melniboné to prawdziwa gratka dla miłośników klasycznej fantasy. Michael Moorcock, brytyjski pisarz kojarzony z nurtem magii i miecza, stworzył postać Elryka już w latach 60. XX wieku, a dziś uchodzi ona za jedną z ikon gatunku. Elryk z Melniboné należy do tego samego panteonu bohaterów fantasy co Conan czy Gandalf – choć nie jest tak powszechnie rozpoznawalny, to bywa wymieniany jednym tchem jako postać przełomowa dla literatury spod znaku miecza i magii. Polskie wydawnictwo Zysk i S-ka zebrało cztery pierwsze części cyklu (Elryk z Melniboné, Perłowa Forteca, Żeglarz na Morzach Przeznaczenia oraz Klątwa Białego Wilka) w jeden tom, oferując nowe pokolenie czytelników szansę poznania tej mrocznej sagi. Tom opatrzony jest przedmową Neila Gaimana – niestety dość nietypową, bo zamiast rzeczowego wprowadzenia dostajemy oniryczno-autobiograficzną opowiastkę, która bardziej miesza w głowie, niż objaśnia kontekst. Na szczęście zasadnicza zawartość książki broni się sama. Przyjrzyjmy się więc, jak wypada ten klasyczny cykl dziś, z perspektywy współczesnego czytelnika obeznanego z historią gatunku, pulpową tradycją fantasy i jego najnowszymi trendami.
Moorcock zaczął publikować opowiadania o Elryku w czasach, gdy fantasy dopiero definiowała swoje tożsamości – z jednej strony epickie, mitotwórcze wizje Tolkiena, z drugiej pulpowe opowieści spod znaku magazynów pokroju Weird Tales. Elryk narodził się właśnie z ducha pulpowej rebelii. Moorcock, znużony schematem niepokonanego barbarzyńcy w stylu Conana, postanowił stworzyć jego przeciwieństwo: bohatera słabego ciałem, ale władającego magią, rozdartego wewnętrznie i obciążonego tragicznym przeznaczeniem. W efekcie Elryk z Melniboné jawi się jako antyteza klasycznego herosa z pulpowych opowiadań – jest to albinos i czarnoksiężnik, intelektualista i neurotyk, który w walce musi polegać na mrocznych mocach. Takie podejście wstrząsnęło formułą fantasy lat 60. i 70., czyniąc z Elryka jednego z „gigantów fantasy, którzy wstrząsnęli gatunkiem”.
. Moorcock, należący do pokolenia Nowej Fali w fantastyce, świadomie czerpał z tradycji magii i miecza (Howard, Leiber, etc.), ale też nadawał jej przewrotny charakter. Zamiast idyllicznej epopei o odwiecznej walce dobra ze złem, dostajemy cyniczną balladę o Chaosie i Porządku, przeznaczeniu i autodestrukcji. Ta pulpowa dziedzictwo jest wyczuwalne w stylu i konstrukcji historii Elryka – krótkie formy, dynamiczna akcja, egzotyczne sceny rodem z tanich magazynów – lecz Moorcock wzbogaca je świadomością literacką i nutą filozoficznej zadumy.
Zbiorczy tom obejmuje cztery utwory przedstawiające wczesne losy Elryka, ostatniego cesarza wyspy Melniboné. Co ważne, historie te nie powstały w kolejności chronologicznej – Moorcock pisał je na przestrzeni lat w różnej kolejności. Wydanie Zysk i S-ka ułożyło je jednak zgodnie z chronologią świata, co oznacza, że po wprowadzającym Elryku z Melniboné następuje Perłowa Forteca (choć powstała wiele lat później niż reszta), a potem Żeglarz na Morzach Przeznaczenia i Klątwa Białego Wilka. Mamy tu do czynienia raczej z luźno powiązanymi epizodami niż jedną epicką narracją – to cztery odrębne przygody, układające się wprawdzie w chronologiczną całość, ale zachowujące własny charakter i ton.
Każda część oferuje nieco inny klimat i konstrukcję. Elryk z Melniboné otwiera cykl sceną na dworze cesarskim – początek jest nieco senny, z dworskimi intrygami i balem, lecz szybko przeradza się w dynamiczną opowieść o zdradzie, walce o tron i mrocznym pakcie. To klasyczna fabuła rodem z Conana czy opowieści o Kane’ie, wzbogacona jednak unikalnym twistem: Elryk, aby pokonać uzurpatora i ocalić ukochaną, sięga po demoniczne siły – zawiera pakt z Lordem Chaosu Ariochem i zdobywa przeklęty miecz, Zwiastuna Burz. Konsekwencje tego czynu odcisną piętno na dalszych wydarzeniach.
Perłowa Forteca, druga w kolejności, zmienia scenerię i tempo. Elryk wyrusza tu na wyprawę w poszukiwaniu magicznej wiedzy, trafia do odległych krain i wikła się w lokalne intrygi, by przeżyć i pomóc niewinnym. Ta część ma silnie oniryczny, niemal surrealistyczny nastrój – bohater wkracza do krain snu, podejmuje się kradzieży mistycznej Perły, nie do końca pojmując znaczenie swojej misji. Nietypowa, senna atmosfera może zachwycić wyobraźnią lub… nieco nużyć, zależnie od upodobań czytelnik. Obiektywnie rzecz biorąc, opowieść jest pomysłowa i dobrze napisana, ale jej odmienny ton wyróżnia się na tle pozostałych, bardziej przygodowych segmentów.
Żeglarz na Morzach Przeznaczenia to powrót do żywszej akcji – w tej opowieści Elryk przemierza oceany i inne wymiary rzeczywistości. Moorcock zabiera nas na pokład dziwnego statku, gdzie Elryk spotyka nie tylko kompanów z innych krain, ale i echa innych czasów oraz wcieleń (tu objawia się słynny motyw wiecznego bohatera i multiwersum). Historia składa się z kilku epizodów: jedno spotkanie prowadzi Elryka do starożytnej cywilizacji i jego mitycznych przodków, innym razem wraz z drużyną wojowników staje do walki z potężnymi czarnoksiężnikami rodem z lovecraftowskich koszmarów. Całość ma posmak niezwykłej, międzywymiarowej odysei – znów zupełnie inny odcień fantasy.
Wreszcie Klątwa Białego Wilka domyka tom, nawiązując do wątków z początku sagi. Kulminacyjne wydarzenia przynoszą dramatyczne skutki dla Elryka i jego bliskich; pewne klątwy zostają wypełnione, a bohater nie pozostanie już tym samym człowiekiem. Zauważalna jest przemiana Elryka – staje się dojrzalszy, naznaczony doświadczeniami, które odcisnęły na nim piętno. Zbiór kończy się więc mocnym akcentem, choć nie jest to jeszcze finał całej sagi (Moorcock napisał dalsze ciągi, których w tym tomie brak). Konstrukcja tomu jako całości odzwierciedla korzenie cyklu – to ciąg przygód, niemal opowiadań, z własnymi punktami kulminacyjnymi, zamiast jednolitej powieści z precyzyjnie zarysowaną strukturą fabularną. Dla jednych będzie to zaleta (różnorodność i łatwość czytania w odcinkach), dla innych wada (pewna fragmentaryczność doświadczenia).
Moorcock kreuje w cyklu o Elryku specyficzny, barwny świat, który różni się od klasycznych tolkienowskich krain. Melniboné – dawniej wielkie imperium rządzące światem przez dziesięć tysiącleci – jest tu na skraju upadku, a młode królestwa ludzi rosną w siłę. To świat po zmierzchu pewnej ery, z dekadencką cywilizacją wyspiarskich lordów smoków ustępującą miejsca nowym czasom. Klimat opowieści łączy egzotykę i okrucieństwo: Melniboné przypomina nieco mityczną Atlantydę lub zniewieściały Rzym tuż przed upadkiem – pełne okrucieństwa, czarów, onirycznych narkotykowych wizji i starożytnej wiedzy. W tle czai się dualistyczna kosmologia: potężne siły Chaosu i Ładu, które rywalizują o wpływ na losy światów. Moorcock nie rozwodzi się nad genealogiami ani geograficznymi szczegółami jak Tolkien; zamiast tego szkicuje broad stroke’ami obraz wieloświata – wielowymiarowej rzeczywistości, gdzie istnieją różne światy równoległe, a Elryk może spotkać inne wcielenia herosów. Pojawiają się demony, prastare bóstwa, magiczne artefakty (jak inteligentny miecz Zwiastun Burz) i zapomniane krainy. Autor serwuje nam zatem bogatą mieszankę motywów: od morskich podróży, przez eksplorację ruin i pustyń, po wizyty w krainach snu i starcia z nadprzyrodzonymi siłami. Ten synkretyczny świat ma urok baśni zanurzonej w mroku – pełen żywiołów, duchów i dziwów, a jednocześnie brutalny i niebezpieczny. Choć nie jest to worldbuilding na encyklopedyczną skalę, to spójność wizji Moorcocka i świeżość wielu pomysłów pozostają imponujące. Jak trafnie zauważył jeden z recenzentów, Moorcock “stworzył spójny świat pełen nietypowych i świeżych (na owe czasy) rozwiązań i motywów”, co czyni Elryka z Melniboné dziełem unikalnym w swoim kontekście historycznym.
Na uwagę zasługuje także atmosfera utworów – przesycona fatalizmem i melancholią. Elryk przemierza swój świat niczym ostatni przedstawiciel ginącej rasy, starając się zapobiec całkowitej zagładzie dawnego imperium lub przynajmniej ocalić jego resztki przed chaosem. W opowieściach czuć nostalgię za utraconym złotym wiekiem Melniboné, ale i grozę zbliżającej się apokalipsy. Mroczny klimat podkreślają ciągłe wybory bohatera między większym a mniejszym złem, a także konsekwencje jego czynów, często tragiczne i krwawe. Mimo magicznej scenerii i niezwykłych wydarzeń, ton opowieści jest dość poważny, miejscami wręcz posępny – to raczej mroczna ballada niż heroiczna bajka.
Centralną postacią cyklu jest oczywiście Elryk – jeden z najbardziej rozpoznawalnych antybohaterów fantasy. Białowłosy albinos o czerwonych oczach, wątłym ciele i uzależniony od specjalnych mikstur podtrzymujących jego siły, już na pierwszy rzut oka odbiega od wizerunku typowego herosa. Moorcock obdarzył go jednak potężnymi atutami: Elryk jest wyrafinowanym magiem, potrafi przyzywać demony i władać żywiołami, a przede wszystkim dzierży miecz o własnej woli – złowrogi, inteligentny Zwiastun Burz, który pożera dusze pokonanych i przekazuje ich energię właścicielowi. Ten miecz to błogosławieństwo i przekleństwo zarazem, będąc źródłem mocy Elryka i powodem jego najgłębszych tragedii. Główny bohater budzi więc ambiwalentne odczucia: z jednej strony współczujemy mu jego słabości fizycznej i brzemieniu klątwy miecza, z drugiej – trudno go jednoznacznie podziwiać, bo jego czyny nieraz prowadzą do zguby niewinnych. Elryk to postać wewnętrznie rozdarta: pragnie być sprawiedliwym, dobrym władcą i człowiekiem, ale dziedzictwo krwawego imperium i pakt z siłami Chaosu wciągają go w spiralę przemocy. To „słabowity na zdrowiu i niepewny swoich działań” książę-czarnoksiężnik, który stał się wojownikiem mimo woli, intelektualista targany wątpliwościami. Jego emocjonalna chwiejność – duma cesarza kontra wyrzuty sumienia, miłość kontra nienawiść do samego siebie – stanowi napęd dramatyczny historii. Na tle archetypowych bohaterów gatunku (nieustraszonych, nieskazitelnych) Elryk wypada jako postać znacznie bardziej ludzka i tragiczna.
Powieści Moorcocka eksplorują kilka ciekawych tematów. Przede wszystkim motyw Chaos vs Ład: Elryk, choć próbuje czynić dobro i wprowadzać ład, jest spleciony przysięgami z Chaosem – co prowadzi do ironicznej sprzeczności, że jego wysiłki często służą ciemnym mocom wbrew intencjom. Ten temat porządku i chaosu był na tyle nowatorski, że wpłynął na wiele późniejszych dzieł fantasy (choćby systemy magii i moralności w grach RPG). Kolejnym motywem jest cena władzy i siły – Zwiastun Burz daje Elrykowi nadludzką moc, lecz odbiera część jego duszy za każdym razem, gdy go używa. To dobitna metafora, że żądza potęgi niszczy tego, kto po nią sięga. Mamy też konflikt dziedzictwa i tożsamości: Elryk jako władca upadłego imperium musi zdecydować, czy podążyć ścieżką okrutnych przodków (jak jego kuzyn, uzurpator Yyrkoon), czy spróbować czegoś innego – co czyni go obcym zarówno dla własnego ludu, jak i dla ludzi z zewnątrz. Wreszcie, Moorcock snuje refleksję nad przeznaczeniem: bohater zdaje się skazany na pewne wydarzenia, a próby ucieczki przed losem często same ten los wypełniają. Elryk to w istocie figura fatalistyczna, wpisana w cykl wiecznego powracającego bohatera, co nadaje opowieściom wymiar mitologiczny.
Postacie drugoplanowe pełnią głównie role katalizatorów dla losów Elryka. Mamy tu zdradzieckiego kuzyna, demonicznych patronów, wiernych (choć często krótko żyjących) towarzyszy i tragiczne miłości. Nie są oni nadmiernie pogłębieni psychologicznie – to raczej barwne figury wpisane w schemat opowieści rycersko-przygodowej. Warto jednak wspomnieć, że Moorcock czerpie garściami z archetypów: np. Yyrkoon to podręcznikowy przykład ambitnego uzurpatora, a Cymoril – ukochana Elryka – niestety wpisuje się w niezbyt chwalebny stereotyp damy w opałach. Na tym tle wyróżnia się może doktor Jest, sługa Elryka, czy tajemniczy Strażnicy Równowagi pojawiający się epizodycznie. Generalnie jednak cykl koncentruje się na samotnym bohaterze i jego relacji z mieczem oraz kosmicznymi siłami, przez co inni aktorzy dramatu są mniej wyraziści. W kontekście dzisiejszych trendów – gdzie fantastyka często stawia na rozbudowane relacje między wieloma bohaterami i głęboki rozwój postaci pobocznych – Elryk z Melniboné wydaje się pod tym względem dość prostolinijny. Niemniej, jako opowieść o jednym antybohaterze, sprawdza się znakomicie, trzymając fokus na jego osobistej tragedii.
Proza Moorcocka w cyklu Elryka jest typowym dzieckiem swojego czasu i gatunku – potoczysta, dynamiczna, miejscami barokowo ozdobna. Autor nie stroni od wysokiego stylu, zwłaszcza w opisach Melniboné i zjawisk magicznych: pojawiają się liczne przymiotniki, kolory, egzotyczne nazwy, co buduje bogaty obraz, choć czasem ociera się o kicz. Jeden z polskich czytelników z humorem nazwał nawet Elryka z Melniboné “opowieścią wieloprzymiotnikową”, gdzie włosy bohaterów są “koniecznie białe”, oczy “oczywiście czerwone”, wieże “skrzą się pastelowymi kolorami”, a bohaterowie niemal potykają się o wszędobylskie szlachetne kamienie. Coś w tym jest – styl bywa przesadzony w swej malowniczości, zwłaszcza na początku, gdy Moorcock maluje tło cesarskiego dworu. Dla części odbiorców, przyzwyczajonych do bardziej stonowanej, “realistycznej” fantastyki, może to brzmieć nieco staromodnie lub pretensjonalnie. Sam Moorcock nie stara się jednak pisać literatury wysokiej; jego celem jest opowiedzenie porywającej historii z dreszczykiem i fantazją. Lekkość narracji to duża zaleta – opowieść toczy się wartko, nie przynudza rozwlekłymi opisami ani dygresjami. Sceny akcji są klarowne i mają pulpowy sznyt; pojedynki, bitwy morskie czy potyczki z demonami opisane są żywo, choć raczej skrótowo. Dialogi spełniają swoją rolę, czasem popadając w melodramatyczny ton (zwłaszcza, gdy Elryk rozpacza nad losem lub ściera się słownie z wrogami). Trzeba pamiętać, że były to zrazu opowiadania do magazynów – styl jest więc dostosowany do szybkiej konsumpcji: rozrywka ponad realizm.
Polski przekład w wydaniu Zyska i S-ki wypada dobrze – język jest płynny i oddaje zarówno archaiczno-baśniowy posmak oryginału, jak i jego dynamiczną prostotę. Wydanie jest przyjemne dla oka, a twarda oprawa i ilustracja okładkowa (z wizerunkiem Elryka na tronie, z mieczem i demonicznymi oczami w tle) cieszą fana klasyki. Wspomniany wcześniej przedmowa Neila Gaimana okazała się drobnym zgrzytem stylistycznym na początku – wprowadza chaos zamiast wprowadzenia – jednak można ją szybko przeboleć i przejść do właściwej lektury. Moorcock pisze w sposób, który dzisiaj można uznać za nieco staroświecki, ale nadal komunikatywny i pełen specyficznego uroku. Nie jest to proza ambitna artystycznie – gdy próbuje taka być, bywa nawet lekko pretensjonalna – lecz jako kawał solidnej, pulpowej opowieści fantasy sprawdza się znakomicie.
Czytając Elryka z Melniboné z dzisiejszej perspektywy, nietrudno zauważyć, jak duży wpływ wywarła ta saga na późniejszą fantastykę. Motyw przeklętego miecza pożerającego dusze czy bohatera balansującego na krawędzi dobra i zła przewija się w niezliczonych grach, książkach i opowieściach (chociażby słynny miecz Stormbringer stał się inspiracją dla podobnych artefaktów w grach RPG i literaturze). Koncepcja wiecznego bohatera walczącego w wielu wcieleniach echem odbija się w utworach takich autorów jak Roger Zelazny czy nawet w pewnych aspektach multiversum Marvela – Moorcock był jednym z pionierów tej idei w fantasy. Dualizm Chaosu i Ładu z kolei znalazł drogę do systemów RPG (klasyczne alignmenty w Dungeons & Dragons zawdzięczają wiele Moorcockowi) i choć dziś jest to wręcz klisza, w latach 70. było powiewem świeżości.
W kontekście kulturowym warto odnieść Elryka do innych wielkich dzieł fantasy. W przeciwieństwie do tolkienowskiego Władcy Pierścieni, saga Moorcocka jest znacznie krótsza, mniej złożona politycznie, za to bardziej intensywna i mroczna. Gdzie u Tolkiena dominuje powoli budowane poczucie nadziei i triumfu dobra, u Moorcocka króluje tragizm i ironia losu. Z kolei w porównaniu z cyklem Wiedźmin Andrzeja Sapkowskiego – co w Polsce nasuwa się niemal automatycznie – dostrzeżemy zarówno podobieństwa, jak i różnice. Obaj bohaterowie są albinosami o przydomku „Biały Wilk” i działają jako outsiderzy w swoich światach, ale Geralt z Wiedźmina to jednak postać bardziej cyniczna i ludzka w swych rozterkach dnia codziennego, podczas gdy Elryk jest figurą niemal operową, uwikłaną w starcie bogów i przeznaczenia. Kilka lat temu głośna była internetowa dyskusja sugerująca, że Sapkowski rzekomo splagiatował Moorcocka – argumentowano podobieństwa w wyglądzie i atrybutach bohaterów. Jednak dokładniejsza lektura obu cykli obala te zarzuty: podobieństwa są powierzchowne (białe włosy, miecz, trudny charakter), a różnic jest zbyt wiele, by mówić o plagiacie. Jeśli już, można uznać, że Sapkowski – świadomie czy podświadomie – zainspirował się pewnymi motywami z Elryka, podobnie jak dziesiątki innych twórców, bo klasyka Moorcocka stała się przez dekady jednym ze źródeł wspólnych dla fantasy.
W popkulturze Elryk nie osiągnął może takiego rozgłosu jak Conan czy bohaterowie Tolkiena, co częściowo wynika z faktu, że do dziś nie doczekał się wysokobudżetowej ekranizacji ani gry wideo z prawdziwego zdarzenia. Niemniej jego sylwetka jest rozpoznawalna dla znawców gatunku, a wpływ opowieści o albinosie z demonicznym mieczem przenika do dzieł współczesnych. Wystarczy wspomnieć, że termin „Melniboné” pojawia się w tekstach wielu piosenek metalowych czy że twórcy Warhammera i Magic: The Gathering czerpali inspiracje z moorcockowskiego Chaosu. Elryk z Melniboné to zatem kamień milowy fantasy – pozycja, którą warto znać, by lepiej rozumieć rozwój gatunku i tropy, z których korzysta.
Zbiorczy tom przygód Elryka oferuje szereg zalet. Największym atutem jest oryginalny główny bohater – Elryk wciąż intryguje swoją niejednoznacznością i stanowi miłą odskocznię od wszechmocnych protagonistów fantasy. Bogactwo wyobraźni Moorcocka również imponuje: wieloświaty, demony, pradawne ruiny i klątwy – to wszystko rozpala kreatywność czytelnika. Opowieści są dynamiczne i zwięzłe, co może być odświeżające w erze opasłych tomów; akcja szybko posuwa się naprzód, nie ma tu dłużyzn. Klimat jest wyjątkowy – mroczny, oniryczny, a jednocześnie przygodowy, dzięki czemu książka dostarcza unikalnej mieszanki wrażeń. Warto też docenić spójność motywów: choć historie są epizodyczne, przewijające się wątki (miecz, klątwa, konflikt Chaosu i Ładu) nadają całości jedność tematyczną. Na koniec, samo wydanie – estetyczna okładka, dobry przekład – sprawia, że obcowanie z tą klasyką to przyjemność dla bibliofila.
Żadne dzieło nie jest pozbawione wad, nawet kultowy Elryk. Dla części czytelników styl Moorcocka może wydać się archaiczny – bogaty w przymiotniki, nieco melodramatyczny i prosty w konstrukcji, co nie każdemu przypadnie do gustu, zwłaszcza jeśli ktoś liczy na narracyjną głębię na miarę współczesnych powieści fantasy. Episodyczna struktura cyklu sprawia, że brak tu jednej spójnej, skomplikowanej intrygi – jeśli ktoś oczekuje rozbudowanej fabuły z licznymi zwrotami akcji, może odczuć pewien niedosyt. Płaska charakterystyka postaci drugoplanowych również może być minusem: poza Elrykiem mało kto tu przechodzi znaczącą przemianę czy zapada w pamięć na dłużej. Wątek emocjonalny, choć obecny (miłość Elryka do Cymoril, przyjaźnie, zdrady), jest przedstawiony raczej skrótowo, bez większej głębi psychologicznej. Ponadto, próby nadania historii filozoficznej głębi – np. poprzez egzystencjalne monologi Elryka o sensie życia czy naturze wszechświata – nie zawsze wypadają przekonująco i mogą brzmieć nieco pretensjonalnie, zwłaszcza dla wyrobionego odbiorcy. Wreszcie, należy wspomnieć, że niektóre elementy zestarzały się przez pół wieku – pewne motywy, które kiedyś były nowatorskie (jak antybohater z demonem na usługach), dziś są częścią kanonu gatunku i mogą nie robić już takiego wrażenia jak dawniej. To wszystko sprawia, że Elryk z Melniboné może nie trafić do każdego – ale dla wielu jego zalety przeważą nad niedociągnięciami.
Elryk z Melniboné w zbiorczym wydaniu to pozycja, wobec której trudno pozostać obojętnym. Z jednej strony – klasyka, która ukształtowała oblicze fantasy, wprowadzając do niego mrocznego antybohatera, ideę kosmicznej wojny Chaosu z Ładem i całą masę niezwykłych wizji. Z drugiej – utwór swoich czasów, momentami naiwny lub przeszarżowany stylistycznie, nie tak złożony ani dopracowany jak dzisiejsze wielotomowe sagi. Lektura Elryka to trochę podróż w przeszłość gatunku: można poczuć pulpową świeżość i literacki zapał Moorcocka, a jednocześnie zauważyć, jak wiele od tamtej pory się zmieniło w sposobie opowiadania fantasy.
To solidna rekomendacja – zwłaszcza dla osób ciekawych korzeni współczesnej fantasy i gotowych przymknąć oko na pewne staromodne elementy. Elryk wciąż potrafi oczarować swoim mrocznym urokiem i zapewnić porcję porządnej, eskapistycznej przygody, nawet jeśli nie jest opowieścią bez wad. Krótko mówiąc: warto zanurzyć się w świat Melniboné, by samemu ocenić, czy białowłosy władca z mieczem żyjącym własnym życiem zasłużył na miano legendy. Po lekturze łatwo zrozumieć, czemu Moorcockowska saga na trwałe zapisała się w historii fantasy – i mimo upływu lat nadal może bawić, intrygować i skłaniać do kilku gorzkich refleksji nad naturą władzy i przeznaczenia.