Martwy ciąg to książka, która zaskakuje już samą koncepcją – horror psychologiczny osadzony w świecie siłowni, gdzie stal i pot mieszają się z paranoją, przemocą i grozą o znacznie głębszym zasięgu niż widmo duchów czy seryjnych morderców. Tomasz Kozioł bierze na warsztat przestrzeń z pozoru banalną i obojętną, a przekształca ją w scenografię dla dramatu o zniewoleniu, wyzysku i obsesji siły.
Narracja opiera się na jednej prostej idei: siłę się szanuje. To motto przewija się przez całą powieść, lecz z każdą kolejną stroną zyskuje inne znaczenie – raz staje się uzasadnieniem przemocy, innym razem symbolem przetrwania. Andrzej, główny bohater, ma jedno narzędzie – swoje ciało. Potrafi dźwigać. Robi to nie tylko dla siebie, ale też w imię lojalności wobec trenera Stalińskiego, który w zamian za wikt i dach nad głową oferuje ciężką pracę, brutalną dyscyplinę i miraż nadziei. Kozioł pokazuje, jak łatwo system oparty na sile może zamienić się w piramidę dominacji i przemocy.
Trener Staliński to postać, która działa jak katalizator wszelkich niepokojów. Odpychający od pierwszej sceny, makabrycznie charyzmatyczny, balansuje między archetypem przywódcy a oprawcy. Jego sposób mówienia – przerysowany, pełen makaronizmów, narzucający obcość – tylko potęguje wrażenie wyobcowania. Jest zarazem groteskowy i autentyczny. Jako figura, personifikuje mechanizm zniewolenia, oparty na pseudowiedzy, strachu i poczuciu zależności.
Dynamika między trenerem a jego podopiecznymi jest sercem tej powieści. Andrzej, Stefan, Maks i Robert nie są pełnoprawnymi bohaterami, ale bardziej funkcjami w tej opowieści o przemocy strukturalnej. Kozioł nie próbuje ich wybielać. Wręcz przeciwnie – portretuje ich jako młodych mężczyzn zagubionych, słabych mimo mięśni, z trudem odróżniających dyscyplinę od dominacji. Na tym tle Andrzej wyrasta na kogoś więcej – nie bohatera, ale chłopaka, który po raz pierwszy w życiu ma szansę powiedzieć „nie”.
Śmierć jednego z chłopaków jest katalizatorem, który całkowicie zmienia dynamikę powieści. Od tego momentu Martwy ciąg nabiera charakteru paranoicznego thrillera. Nie ma tu łatwych ucieczek. Siłownia, która miała być przestrzenią rozwoju, staje się pułapką. Napięcie budowane jest nie przez sceny przemocy, ale przez atmosferę duszności, lęku i wyparcia. Groza nie wynika z tego, co widzimy, lecz z tego, co może się wydarzyć.
Kozioł pisze oszczędnie, bez ornamentów, ale z wyjątkową świadomością języka. Styl jest brutalny, szybki, wręcz fizyczny – każde zdanie ma ciężar, każde słowo waży. Nie chodzi tu o kunszt literacki dla samego popisu, ale o konstrukcję rytmu, który naśladuje cykl oddechów po serii ciężkich powtórzeń na sztandze. To proza, którą się nie czyta, tylko przerzuca przez siebie, tak jak Andrzej przerzuca przez ciało własne traumy.
Element fit horroru, jakkolwiek może brzmieć zabawnie, zostaje tu zrealizowany z pełną powagą. Kozioł nie drwi z kultury siłowni. Wręcz przeciwnie – pokazuje ją jako przestrzeń ambiwalentną, w której tkwią i destrukcyjny kult ciała, i potencjał odbudowy psychicznej. Ale granica między formacją a tresurą, między siłą a obsesją, jest tutaj boleśnie cienka.
Część krytyków zarzucała Martwemu ciągowi zbyt schematyczne prowadzenie postaci drugoplanowych. Rzeczywiście, bohaterowie tacy jak Kaśka czy niektórzy koledzy Andrzeja pojawiają się na chwilę i znikają. Ale czy nie jest to właśnie logiczne w opowieści o strukturze zamkniętej, o systemie, który pożera jednostki i nie pozostawia po nich nic? To, co może wydawać się słabością fabularną, wpisuje się w temat – w świecie Stalińskiego ludzie są tylko narzędziami.
Martwy ciąg nie daje łatwego ukojenia. To powieść o rozpadzie, o świecie, w którym siła fizyczna bywa ostatnią kartą, jaką można zagrać. Ale nawet ona, ostatecznie, nie wystarcza. Potrzeba czegoś więcej – odwagi, świadomości, buntu. Kozioł kończy swoją historię nie w tonie tryumfu, lecz świadomego przecięcia łańcucha. To nie opowieść o zwycięstwie, lecz o przerwaniu cyklu przemocy.
Z pewnością nie jest to horror dla każdego. Nie ma tu spektakularnych scen ani klasycznego straszenia. Jest natomiast przerażająca wizja świata, w którym przemoc codzienna maskuje się pod płaszczykiem rozwoju osobistego. I jest Andrzej – chłopak, który musiał nauczyć się, że prawdziwą siłę nosi się nie w mięśniach, ale w decyzji, by przestać dźwigać cudze brudy.
Jeśli szukasz książki, która zostawi po sobie ślad – tak jak odcisk sztangi na dłoniach – Martwy ciąg jest dla ciebie. Bo niektóre historie podnosi się z trudem. Ale warto.