MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Wszystko jest iluzją | Deska degustacyjna niedocenionego geniusza?

Wszystko jest iluzją to zbiór opowiadań Henry’ego Kuttnera, który działa jak zastrzyk czystej esencji science fiction – tej jeszcze nieskażonej masową produkcją, pełnej błyskotliwych konceptów i formalnej odwagi. To nie jest książka dla kogoś, kto szuka komfortu i klarownej narracji. To pozycja dla czytelnika, który lubi, kiedy fikcja zgrzyta, kiedy opowieść nagle zakręca w innym kierunku niż się spodziewano, a ludzka psychika zostaje wystawiona na próbę nie mniej niż logika świata przedstawionego. Kuttner był wizjonerem, który umiał z prozaicznych rekwizytów zrobić wehikuł do podróży po świadomości, i Wszystko jest iluzją to doskonały dowód na tę zdolność.

Czytając te teksty, czujemy, że mamy do czynienia z autorem, który nie tylko był mistrzem pomysłowej fabuły, ale też pisarzem szczerze zafascynowanym granicami percepcji, tożsamości i wolnej woli. Światy, które tu odwiedzamy, są na pozór znajome, ale zawsze drga w nich coś niepokojącego, jakby za rogiem czekał inny wymiar albo sama rzeczywistość miała zaraz się rozpaść. Nawet jeśli niektóre opowiadania mają mocno rozrywkowy charakter, to w wielu przypadkach czuć podskórnie coś więcej – filozoficzne jądro, które pulsuje między zdaniami, domagając się, by czytelnik nie tylko „śledził akcję”, ale też zatrzymał się i zadał pytanie: „a jeśli…?”.

Tym, co uderza najmocniej, jest umiejętność Kuttnera do kondensacji idei w krótkiej formie. Nie potrzebuje pięciuset stron, by zbudować świat – wystarczy mu piętnaście, by wprowadzić bohatera, zasiać niepokój, odwrócić znane prawa i zaserwować pointę, która zostaje w głowie na długo. Autor często gra z czytelnikiem, wrzuca go w środek opowieści, pozwala mu błądzić, by w końcu otworzyć jedno z ostatnich drzwi i pokazać, że wszystko miało sens, tylko z innej perspektywy. To pisarstwo wymagające, ale nagradzające uważność.

Ogromnym atutem zbioru jest różnorodność stylistyczna i tonalna. Kuttner, często wspólnie z C.L. Moore, potrafił przeskakiwać z pulpowej konwencji w oniryczne struktury, z humorem balansującym na granicy groteski do tekstów niemal psychologiczno-egzystencjalnych. Jednego dnia czytamy historię o świecie, w którym czas i przestrzeń ulegają zaginięciu, a człowiek traci poczucie tego, kim był; innego – o pozornie zwykłym eksperymencie, który odsłania głębokie lęki społeczne. Kuttner pisze z pasją, ale bez egzaltacji. Umie zbudować napięcie, puścić do czytelnika oko, a potem zepchnąć go ze schodów oczekiwań.

Wszystko jest iluzją to także wgląd w epokę, w której science fiction dopiero odkrywało swoje możliwości. Nie ma tu jeszcze schematów space opery ani zmęczenia postmodernizmem. Jest natomiast czysta radość opowiadania, podszyta głodem wiedzy i fascynacją człowiekiem, który próbuje zrozumieć świat, siebie, i miejsce między jednym a drugim. Czy to literatura gładka, przyjemna i łatwa do zaszufladkowania? Absolutnie nie. Ale właśnie dzięki temu jest tak fascynująca.

Dla czytelnika, który zna tylko bardziej znane twarze amerykańskiej fantastyki – Asimova, Bradbury’ego, Heinleina – Kuttner może być odkryciem nie tyle nowym, co zapomnianym skarbem. Twórcą, który nie miał tyle rozgłosu, ale którego wpływ na całą generację pisarzy był ogromny (sam Ray Bradbury nazywał go swoim nauczycielem). Wszystko jest iluzją to książka, która przypomina, że fantastyka może być nie tylko nośnikiem idei, ale też lustrem, w którym odbija się krucha i niepokojąca natura ludzkiego umysłu.