Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Śmiała | Gwiazdy nie wystarczą

Brandon Sanderson domyka cykl Skyward z rozmachem godnym najodleglejszych galaktyk, ale „Śmiała” to coś więcej niż tylko pożegnanie z kosmiczną odyseją. To moment, w którym czytelnik zaczyna rozumieć, że ta opowieść od zawsze nie była tylko o wojnie czy lataniu, ale o dojrzewaniu, przemianie i godzeniu się z tym, kim jesteśmy, gdy niebo przestaje wystarczać.

Spensa wraca z niebytu odmieniona, bogatsza o wiedzę, ale również boleśnie skonfrontowana z pytaniami, których nikt nie chce zadawać. Czy bohaterstwo wymaga samotności? Czy zwycięstwo zawsze oznacza stratę? Sanderson zadaje te pytania bez sentymentalizmu, ale z wyjątkowym wyczuciem tego, co znaczy być młodym, silnym i zagubionym jednocześnie. Spensa z tomu na tom przechodzi drogę zuchwałej outsiderki do liderki, która wie, że prawdziwa odwaga to nie spektakularny atak, lecz decyzja, by ochronić innych, nawet kosztem siebie.

Oczywiście Sanderson nie byłby sobą, gdyby nie zaserwował czytelnikowi złożonej siatki intryg, kosmicznych bitew i spektakularnych twistów. Technologia, sztuczna inteligencja, niebyty, przeskoki międzywymiarowe i wojna o dominację brzmią znajomo, ale są tu podane z takim polotem, że nawet najbardziej wtajemniczony fan s-f znajdzie coś dla siebie. Akcja sunie do przodu jak supernapędzany statek, ale co chwila zatrzymuje się na chwilę refleksji: o tożsamości, lojalności i granicach, jakie gotowi jesteśmy przekroczyć, by przetrwać.

Największą siłą „Śmiałej” nie jest jednak spektakularny finał (choć ten rzeczywiście ściska za gardło), lecz dojrzałość emocjonalna i psychologiczna postaci. Spensa nie jest już wyłącznie wojowniczką. Jest dziewczyną, która wie, co znaczy kochać, tracić, ufać i zawodzić. Jej relacja z Jorgenem to rzadki przykład romansu w literaturze YA, który nie jest cukierkowym zapychaczem, ale ważnym elementem narracyjnym. Uczucie między nimi dojrzewa naturalnie, bez wielkich deklaracji, bez taniej dramaturgii. Jest jak oddech w ciągłym biegu.

Sanderson nie serwuje morałów na tacy, nie moralizuje, nie dusi patosem. Jego styl, choć momentami liryczny, pozostaje funkcjonalny i podporządkowany emocji, nie efekciarstwu. To proza z krwi i kości, nawet jeśli dzieje się w otchłani kosmosu. Jest też humor, ciepło i dystans, bo przecież nie ma walki o galaktykę bez rzucania ciętymi uwagami przez statki AI.

Czy to idealne zakończenie? Nie. Ale to zakończenie, na które ta seria zasłużyła. Nie wszystko zostaje wyjaśnione, nie wszystko się zamyka. Ale przecież prawdziwe życie też nie ma epilogu z fanfarami. Dlatego „Śmiała” zostaje z czytelnikiem na dłużej niż ostatnia strona. Bo nie chodzi o to, gdzie skończyliśmy, tylko kogo ze sobą zabraliśmy.