Co by było, gdyby literatura nie tylko przemawiała do wyobraźni, ale i dosłownie stawała się rzeczywistością? W Atramentowym sercu Cornelia Funke tworzy świat, w którym czytanie na głos potrafi przekształcić fikcję w materię, piękną, niebezpieczną i całkowicie nieprzewidywalną. To nie tylko opowieść o magii książek, ale głęboka refleksja nad siłą słowa, odpowiedzialnością za opowieść i cienką granicą między twórcą a stworzeniem.
Główną bohaterką tej otwierającej cykl powieści jest Meggie Folchart, dorastająca w świecie książek, które otacza czcią nie tylko z pasji, ale też z dziedzictwa. Jej ojciec Mo, introligator, nosi w sobie sekret, dar (czy może przekleństwo) wyczytywania postaci z książek do rzeczywistego świata. To właśnie ten dar, a może jego tragiczne konsekwencje, stają się osią wydarzeń, gdy przeszłość upomina się o Mortimera i zmusza rodzinę do ucieczki, poszukiwań i konfrontacji z Koziorożcem, antybohaterem wyjętym z kart tajemniczej powieści Atramentowe serce.
Funke mistrzowsko operuje motywem literatury jako rzeczywistości równoległej, żywej i niebezpiecznej. Jej książki nie są metaforą, one rzeczywiście żyją, a czytanie ich to akt stwórczy. To odwrócenie klasycznej sytuacji eskapizmu – to nie czytelnik przenosi się w świat powieści, lecz powieść wkracza brutalnie w jego świat. Funke nie traktuje tego konceptu powierzchownie, bada jego konsekwencje, pyta o moralność autora i czytelnika, o to, czy opowieść ma granice, jeśli można ją zmieniać głosem i intencją.
W Atramentowym sercu nie chodzi jednak tylko o pomysł. To także książka głęboko emocjonalna, pełna nostalgii, lęku, ale i zachwytu nad światem literatury. Bohaterowie nie są archetypami, mają własne głosy, motywacje, cienie. Smolipaluch, pozornie egoistyczny i nieufny, okazuje się jedną z najbardziej złożonych postaci, a Elinor, bibliofilka o ostrym języku, symbolizuje świat, w którym książki są nie tylko ucieczką, ale jedyną formą życia.
Fabuła rozwija się w rytmie idealnym dla młodszej młodzieży, pełna zwrotów akcji, ale podszyta refleksją, z napięciem budowanym przez niedopowiedzenia i tajemnice. Każdy rozdział poprzedzony jest cytatem, hołdem dla literackiej tradycji, a ilustracje samej autorki nadają całości intymny charakter. Styl Funke jest prosty, lecz pełen metafor i delikatnych obserwacji, które czynią z powieści coś więcej niż kolejną historię fantasy.
Trudno nie czytać tej książki jako manifestu miłości do literatury. Bohaterowie dotykają książek z czułością, jakby każdy egzemplarz był osobą. Czytają z szacunkiem, słuchają z zapartym tchem. Funke pokazuje, że czytanie to nie tylko czynność, lecz relacja, rytuał, czasem forma więzi między ludźmi.
Atramentowe serce to książka o magii, ale też o dorastaniu, stracie, tęsknocie i odwadze. Nie próbuje być mroczna na siłę, nie epatuje brutalnością, lecz subtelnie wprowadza w temat odpowiedzialności i granic wyobraźni. Uczy, że każde słowo ma wagę, a każda opowieść może kogoś zmienić, nie tylko bohatera, ale i czytelnika.
To powieść, która, choć skierowana do młodszej młodzieży nie traci nic ze swojej głębi dla starszego odbiorcy. Wręcz przeciwnie: w dobie powierzchownego konsumowania treści przypomina, że literatura to coś więcej niż fabuła, to akt tworzenia świata.