Hotel na skraju lasu. Tom 2 Magdaleny i Michała Hińczów to kontynuacja, która nie tylko spełnia obietnicę daną w pierwszym tomie, ale też znacząco ją pogłębia. Autorzy budują opowieść, która, choć pozornie zakorzeniona w formule animal horroru i kryminału, wymyka się jednoznacznym klasyfikacjom. To komiks, który nie spieszy się z odpowiedziami, za to z dużą konsekwencją prowadzi czytelnika przez wilgotne lasy, przegniłe deszcze i podszytą niepokojem ciszę.
Fabuła rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie skończyła się część pierwsza, ale nie jest to powtórka z rozrywki. W drugim tomie napięcie rośnie organicznie. Motyw śledztwa staje się osią fabularną, jednak nie oznacza to rezygnacji z dziwności i grozy. Wręcz przeciwnie: z każdą stroną ten świat staje się coraz mniej uchwytny, a jednocześnie bardziej prawdopodobny. Przyroda żyje tu własnym życiem. Zwierzęta zachowują się nienaturalnie, a deszcz nie przestaje padać. Ten świat jest biologicznie zaniepokojony, jakby sam próbował coś przekazać.
Wprowadzony zostaje nowy wątek, tajemnicza organizacja pod wodzą Maksymiliana, który może mieć związek z eksperymentami na faunie. Ten element dodaje historii wątku ekologicznego i politycznego, ale Hińczowie nie idą w łopatologię. To nadal opowieść o jednostkach, zagubionych, poszukujących, czasem desperacko trzymających się resztek sensu. Dla jednych jest to hotel jako miejsce azylu, dla innych – nadzieja na odkupienie lub wiedzę.
Na uwagę zasługuje również konstrukcja narracyjna. Komiks prowadzony jest dwutorowo: śledzimy losy Teodora i Natana w podróży do pustelnika Eleanora, a równolegle obserwujemy życie hotelu, gdzie napięcie narasta przed Świętem Ognia. Oba wątki powoli zaczynają się zazębiać, budując misterną strukturę złożoną z dialogów, retrospekcji, niedopowiedzeń. Nie ma tu miejsca na dosłowność. Hińczowie ufają inteligencji czytelnika i prowokują go do obserwacji, czujności, a nawet ponownej lektury.
Warstwa wizualna jest kluczowa. Rysunki zachowują charakterystyczną surowość i chropowatość, znaną z pierwszego tomu, ale są wyraźniejsze, bardziej czytelne i konsekwentne. Kolorystyka: przytłumiona, oparta na zimnych barwach i kontrastach światła i cienia – wydobywa napięcie i podkreśla atmosferę odosobnienia oraz niepokoju. Las nie jest tu tylko tłem. Jest aktywnym uczestnikiem fabuły. To właśnie wizualna niejednoznaczność czyni ten komiks tak sugestywnym.
Hotel na skraju lasu. Tom 2 to również komiks pełen detali: symboliczne kadry, motywy roślinne, powracające buteleczki, ukryte spojrzenia bohaterów. Z pozoru przypadkowe, zyskują znaczenie w dalszej lekturze. Autorzy mistrzowsko zarządzają przestrzenią plansz, wiedzą, kiedy cisza mówi więcej niż słowa, a kiedy potrzebny jest wybuch emocji lub krwi.
To opowieść o świecie po czymś. Być może po apokalipsie, może po końcu znanej cywilizacji, a może po upadku człowieczeństwa. Hińczowie celowo unikają konkretnych wyjaśnień, zamiast tego konstruują mitologię miejsca, które przyciąga, fascynuje i niepokoi.
Choć nie jest to dzieło pozbawione potknięć, zbyt ekspozycyjne dialogi, pewna powtarzalność w rytmie scen czy momenty narracyjnego przegadania, tom drugi pokazuje wyraźny rozwój artystyczny. Jest dojrzalszy, bardziej zniuansowany i przede wszystkim, lepiej wyważony. Autorzy uczą się na własnych błędach i przekuwają je w zalety.
To komiks, który nie trzyma za rękę. Ale jeśli pozwolimy mu się poprowadzić, odwdzięczy się czymś więcej niż tylko opowieścią. Oferuje atmosferę, nastrój i ziarno niepokoju, które zostaje w czytelniku długo po lekturze. Czekam na tom trzeci, bo wiem już, że nie będzie to tylko ciąg dalszy. To będzie kolejna warstwa tego lasu, coraz głębsza, coraz ciemniejsza i coraz bardziej fascynująca.