Naoki Urasawa nie daje nam czasu na oddech. Drugi tom zaczyna się jak zaciśnięcie imadła: Kenji uświadamia sobie, że scenariusz zagłady, który napisał jako chłopiec, właśnie rozgrywa się naprawdę. Drobne nuty nostalgii z tomu pierwszego ustępują miejsca narastającej grozie, a w codziennym zgiełku rodzinnego sklepiku zaczyna pobrzmiewać echo nadciągającej katastrofy.
W pierwszej części serii autor rozstawiał figury na planszy; teraz rusza nimi w szalonym tempie. Biologiczne ataki na San Francisco i Londyn, tajemnicze zgony, pojawienie się “szczeliny” w dachu świata, to już nie tylko mrożące krew w żyłach zapowiedzi, ale konkretne ofiary. Strach Kenjiego materializuje się w symbolu z dziecięcego zeszytu, a widmo “Przyjaciela” rośnie do rangi mesjasza apokalipsy. Ta makabryczna gra w “kto to wymyślił” staje się jednocześnie wyścigiem z pamięcią.
Kenji zawsze był “chłopakiem, który śpiewa i sprząta”, ale w tomie drugim zaczyna budzić się w nim ten sam buntownik, który kiedyś marzył o ratowaniu świata. Urasawa prowadzi jego przemianę ze znaną sobie subtelnością: drobne grymasy twarzy, nerwowe spojrzenia w bok, coraz cięższy ciężar gitary na plecach. Gdy kult “Przyjaciela” sięga po niemowlę Kanny, córkę nieodpowiedzialnej siostry Kenjiego, żaden z bohaterów nie może już pozostać widzem.
Na scenę wkracza Szogun, enigmatyczny mściciel włóczący się po Tajlandii, którego pojawienie się podnosi stawkę rozgrywki. Otcho (bo tak naprawdę nazywa się długowłosy “rycerz”) nadaje opowieści charakteru kina drogi, wciągając czytelnika w spelunki Bangkoku, aby ostatecznie powrócić do Tokio z balastem dawnych win. Równolegle poznajemy Yukiji, jedyną dziewczynę z paczki 1969 r., dziś bezwzględną inspektorkę celno-policyjną. Jej trzeźwe spojrzenie i zatopione w alkoholu lęki kontrastują z heroizmem Kenjiego, dodając historii kobiecej werwy i melancholii.
Choć struktura jest wciąż poszatkowana, Urasawa odrobinę porządkuje linie chronologiczne: zamiast wielopiętrowych retrospekcji dostajemy precyzyjne “igły pamięci”, które zszywają przeszłość z teraźniejszością. Dzięki temu akcja przyspiesza, ani na moment nie gubiąc emocjonalnego pulsu. Scena narady dorosłych “dzieci” o budowie gigantycznego robota, jednocześnie groteskowa i przejmująca, idealnie oddaje ironiczny ton całości: śmiech podskórnie podszyty przerażeniem.
Urasawa znów błyszczy warsztatem. Mimika bohaterów jest równie ważna jak dialog, jedno napięte spojrzenie Kenjiego mówi więcej niż strona ekspozycji. Kadry z zatłoczonych ulic Tokio kontrastują z mrokami slumsów Bangkoku, a dynamiczne ujęcia potęgują wrażenie, że świat lada chwila runie. Świetnie widać to w scenach zbiorowych, gdzie drobne gesty statystów oddają klimat paranoi społecznej.
Tom 2 jest jak detonator, który odpala ładunek zainstalowany w pierwszej części. Autor balansuje na granicy thrilleru, horroru i dramatu obyczajowego, ale nigdy nie traci z oczu najważniejszego: ludzkiej odpowiedzialności za marzenia z przeszłości. Kenji zaczyna rozumieć, że nie uratuje świata sam, potrzebuje całej ferajny “chłopaków z dwudziestego wieku”. Pytanie, czy starczy im czasu, skoro zegar do sylwestrowej nocy roku 2000 już tyka.
Jeśli tom pierwszy wciągnął Cię nostalgią i tajemnicą, drugi porwie Cię tempem i rozmiarem zagrożenia. Niektórym może zabraknąć tamtego subtelnego oszołomienia, lecz rekompensuje to wielowarstwowy suspense i głębsze portrety bohaterów. Urasawa udowadnia, że potrafi zarówno bawić się wyobraźnią, jak i zadawać bolesne pytania o granice odpowiedzialności.
Chłopaki z dwudziestego wieku, tom 2, to popis narracyjnej precyzji i emocjonalnej odwagi, zwiastun jeszcze większej burzy, w której odwaga dziecka musi zderzyć się z cynizmem dorosłego świata. Jeżeli wciąż wahasz się, czy kontynuować serię, pamiętaj: najlepsze (i najgorsze) dopiero przed nami.