Nie spodziewałam się, że książka zaczynająca się jak szkolna opowieść o nastolatce z problemami, szybko zamieni się w coś, co bardziej przypomina mroczną baśń napisaną przez duet Gaimana i Netflixa. Szepty Nigdybytu autorstwa K.R.P. Szalast to debiut, który nie próbuje być grzeczny. I całe szczęście, bo właśnie przez tę niepokorność zostaje w głowie na dłużej.
Poznajcie Susan Wolską. W teorii, zwykła dziewczyna. W praktyce, czarna owca w biało-średniej społeczności, której nie przeszkadza oburzać ludzi swoim wyglądem, poglądami i… nietypową pasją do czaszek. Tak, Susan nie zbiera figurek ani przypinek, tylko martwe zwierzęta. A potem – krok po kroku – składa ich kości, by stworzyć coś między kolekcją a katalogiem śmierci. Brzmi dziwnie? I dobrze, bo to właśnie ta „dziwność” buduje fundament tej historii.
Pewnego dnia Susan trafia na czaszkę, która nie pasuje do żadnego znanego gatunku. Tyle że to nie czaszka, a maska. I nie zwykła maska, a… cóż, zaproszenie do przymusowego pakietu startowego z mocami z pogranicza nekromancji i kontraktem na wieczną służbę po śmierci. W gratisie, mroczna krucza bogini, która nie zna słowa „wybór”, oraz wataha zamaskowanych psychopatów, którzy mają własne plany wobec takich jak Susan.
Brzmi jak dark fantasy? Bo to właśnie to. Tylko że osadzone we współczesnym świecie. I z bohaterką, która nie przypomina ani Mary Sue, ani Buffy. Susan to postać skomplikowana, momentami trudna, ale prawdziwa. Jej samotność, bunt i złość nie są tylko dekoracją, są konsekwencją. Odmienność, z jaką się zmaga, to nie tylko kwestia koloru skóry, ale też bycia „inną” w miejscu, które nie akceptuje różnic. I zanim jeszcze pojawia się magia, Szepty Nigdybytu są już opowieścią o wykluczeniu.
A potem wchodzi fantasy. I to nie takie pastelowe z jednorożcami, tylko konkretne, słowiańsko-mitologiczne, z krwawym pazurem. Maski, pradawne bóstwa, moce związane z kontrolą nad śmiercią, rytuały i dziwaczne istoty, wszystko to tworzy świat, który nie udaje, że jest bezpieczny. Autorzy naprawdę potrafią zbudować klimat: lasy, mgła, pulsująca energia i świadomość, że nie wiadomo, komu ufać. To bardziej Labirynt Fauna niż Harry Potter, bardziej niepokój niż przygoda. I to działa.
Fabuła jest zbudowana bardzo klasycznie, bohaterka zyskuje moc, uczy się jej, spotyka innych „maskowców”, próbuje zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Ale właśnie ten etap budowania świata i relacji wypada najlepiej. Dialogi są zaskakująco dobre, naturalne, pełne ripost, lekkie, ale nie banalne. Bohaterowie drugoplanowi nie są tylko tłem, mają swoje dramaty, swoje maski (dosłownie i w przenośni), swoje lęki. I choć nie każdy dostaje tyle uwagi, ile by się chciało, to nawet te krótsze wątki zapadają w pamięć.
Zgrzyty? Są. Momentami tempo spada, niektóre sceny są ciut za długie, niektóre wątki trochę się rozmywają. Brakuje też jednego wyraźnego celu, który napędzałby całość. Wilcza Wataha jest raczej zagrożeniem z tła niż realną siłą do konfrontacji w tym tomie. Zakończenie to klasyczny cliffhanger, robi robotę, ale nie daje za dużo odpowiedzi. Chciałoby się więcej konkretów, więcej grozy, więcej… czegokolwiek. Ale hej, to dopiero pierwszy tom. I jako otwarcie serii, daje radę.
Największym atutem Szeptów Nigdybytu jest to, że nie boją się brudu. Brudu w dialogach, brudu emocjonalnego, brudu związanego z dojrzewaniem i świadomością, że czasem rzeczy po prostu bolą i nie ma na to magicznego zaklęcia. A Susan? To nie jest bohaterka, którą chcesz na plakacie w pokoju. To bohaterka, którą chcesz mieć za plecami, gdy zaczyna się robić naprawdę źle. Albo przed sobą, żeby to ona szła pierwsza, bo jest odważniejsza, niż sama sądzi.
Szepty Nigdybytu to mocna, mroczna młodzieżówka, która nie idzie na kompromisy. Łączy mitologię słowiańską z urban fantasy, dorzuca problemy społeczne, zadaje pytania o tożsamość i wybór, a przy tym potrafi trzymać klimat do ostatniej strony. Nie jest idealna, ale ma pazur, duszę i bardzo wyraźny głos. I choć nie jest to książka, która da ci ukojenie, to z całą pewnością da ci coś, o czym będziesz myśleć jeszcze długo po tym, jak ją zamkniesz.