Od szóstego tomu Shiki staje się już nie tylko horrorem z pytaniami o życie i śmierć, ale brutalną kroniką upadku człowieczeństwa. Seria, która zaczęła się jak cichy szept letnich tragedii, w drugiej połowie przechodzi w krzyk, pełen gniewu, bólu i bezradności. Atmosfera dusznej prowincji nie znika, ale teraz przesiąka nie krwią, a szaleństwem.
Tom 6 przynosi drastyczny eksperyment, Ozaki próbuje ratować wioskę, poświęcając to, co najbliższe. Jego żona, zarażona przez Shiki, staje się obiektem brutalnego testu. Nie ma już czasu na skrupuły. Każda decyzja jest próbą zatrzymania masowego wymierania, ale też symbolicznym pogrzebem własnego sumienia. Natsuno walczy w milczeniu, karmiony przez ukochanego przyjaciela-Tooru, który już dawno przestał być sobą. To rozdzierające. I jednocześnie jedno z najlepszych studiów lojalności, jakie można znaleźć w mandze grozy.
W tomach 7–8 pojawia się coś, czego do tej pory brakowało, czynna walka. Shiki nie są już tylko cieniami w mroku, a Ozaki przestaje być osamotnionym paranoikiem. Mieszkańcy, długo zamknięci w zaprzeczeniu, zaczynają rozumieć, z czym mają do czynienia. Ale cena tej wiedzy jest wysoka. Gdy lekarz zastawia pułapkę na Chizuru Kirishiki i ujawnia jej naturę, przekracza punkt bez powrotu. Zaczyna się polowanie.
Tom 9 to już inna liga. Nie ma tu miejsca na dialogi o współistnieniu. Ludzie ruszają z widłami, latarkami i świętym gniewem. Sunako, wieczna dziewczynka z twarzą dziecka i duszą staruszki, przyjmuje Seishina jak spowiednika. On, rozdarty, zgorzkniały, ale jeszcze zdolny do empatii, zderza się z postacią, która nie pragnie już zbawienia, tylko zrozumienia. Tymczasem mieszkańcy Sotoby stają się łowcami. Tyle że polowanie to nie tylko akt przemocy, to rytuał odczłowieczenia. I to czuć w każdym kadrze.
W tomie 10 wieś już nie żyje. Ona płonie. W metaforycznym i dosłownym sensie. Ozaki przewodzi rzezi, a każda zabita Shiki to mniej bestii… i więcej pytań o to, kto tu jeszcze zasługuje na miano człowieka. Shiki przestaje być opowieścią o zagrożeniu z zewnątrz, to historia o tym, jak strach może zrobić z ludzi coś gorszego niż potwory. I jak łatwo zemsta przyćmiewa rozsądek.
Tom 11 to finał, który nie daje odpowiedzi, ale zostawia blizny. Walka kończy się, ale nie ma zwycięzców. Seishin i Sunako próbują uciec, by odnaleźć sens w świecie, który przestał go mieć. Ozaki zostaje, triumfujący i przegrany zarazem. Natsuno wraca, ale już nie jako człowiek. Ten tom to esencja tragizmu. Nie dlatego, że wszyscy giną, ale dlatego, że ci, którzy przetrwali, nigdy nie będą już sobą.
Graficznie seria nie traci pary. Fujisaki bawi się cieniem jak rzeźbiarz marmurem. Oczy, jedne przerażone, inne puste, stają się metaforą wszystkiego, co dzieje się wewnątrz postaci. Nawet gdy fabuła przyspiesza i wkracza w terytoria typowe dla horroru akcji, styl nie traci głębi.
Shiki w tomach 6–11 to finałowa faza opowieści, która zaczynała się od delikatnych sugestii, a kończy w brutalnym, egzystencjalnym uścisku. To horror, który nie tylko straszy, ale podważa. Każdy tom to pytanie o granice moralności, o naturę zła, o lęk przed nieznanym, który zamienia ludzi w zabójców. I choć może nie każdemu przypadnie do gustu estetyka czy tempo tej historii, to dla fanów horroru z duszą, to pozycja obowiązkowa. Bo Shiki nie daje ukojenia.
Całościowo Shiki to jedna z tych serii, które rosną z każdym tomem. Początkowo niepozorna, z sennym tempem i nadmiarem postaci, z czasem przekształca się w pełnokrwisty (dosłownie) horror psychologiczny, który nie tylko przeraża, ale też zmusza do myślenia. To nie historia o wampirach. To historia o ludziach i o tym, co w nich pęka, kiedy osaczeni są przez coś niezrozumiałego. Co ciekawe, manga bardzo długo nie daje pewności, kto tu jest ofiarą, a kto oprawcą. Często te role się mieszają, zamieniają, przenikają. Shiki są potworami, ale potrafią kochać. Ludzie chcą przetrwać, ale zabijają z fanatyczną pasją. I właśnie na tej cienkiej granicy między współczuciem a furią seria operuje najlepiej.
Atmosfera w Shiki to osobny bohater. Duszna prowincja, odludna wioska, lato, które nie przynosi ukojenia, a raczej narastające napięcie. Wszystko jest tu zamknięte, klaustrofobiczne, lasy duszą, domy milczą, ludzie boją się mówić na głos, co widzą nocami. Styl rysunku, choć na pierwszy rzut oka może wydawać się zbyt „czysty” jak na horror, świetnie kontrastuje z rosnącym brudem emocjonalnym. Cień, kadrowanie, puste spojrzenia, to wszystko buduje klimat, który wciąga i dusi. Shiki nie działa jak jumpscare, działa jak sen, z którego nie można się obudzić. I właśnie dlatego zostaje w głowie na długo po przeczytaniu ostatniego tomu.