Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Kroniki Jednorożca. Polowanie | Umysł to nie bezpieczne miejsce

Robert J. Szmidt to nie autor, który bawi się półśrodkami. Jeśli już ma napisać thriller z elementami science fiction, to wali prosto w łeb, bez ceregieli, bez znieczulenia. Kroniki Jednorożca. Polowanie to książka, która zaczyna się jak klasyczny political fiction, ale zanim zdążysz mrugnąć, jesteś już w samym środku paranoicznej wojny psychicznej między rządami, służbami specjalnymi i ludźmi o zdolnościach, których lepiej nie mieć.

Głównym bohaterem jest Edmund Lis. Facet, który potrafi czytać w myślach. I nie chodzi o jakieś delikatne “wyczuwanie emocji” jak w tanich paranormalnych romansach. Lis łazi po głowach innych ludzi jak po czyimś salonie, z butami, bez zaproszenia, z pełną świadomością, że zostawi po sobie bałagan. Tyle że to nie jego supermoc jest tu najciekawsza. Najciekawsze jest to, że Szmidt zrobił z tej mocy przekleństwo, narzędzie manipulacji i politycznej brudnej roboty, a nie superbohaterski błysk w oku.

Lis pracuje dla rządu. A raczej dla czegoś, co przypomina mieszankę tajnej agencji i sekty lojalnych nadludzi. Tropią przestępców, wpływają na polityków, odgrywają rolę ludzi z cienia. I dopóki wszystko działa, nie ma problemu. Ale kiedy w systemie pojawia się rysa, dziewczyna o mitycznym darze jasnowidzenia, tytułowy „jednorożec”, wszystko zaczyna się sypać. Zaczyna się polowanie. I nikt nie wie, kto będzie ofiarą, a kto drapieżnikiem.

Szmidt nie szczędzi czytelnikowi twardych scen. Jest brutalnie, jest mrocznie, ale bez przesadnej efektowności. Tu nie ma czarnych charakterów rodem z komiksu, są tylko ludzie z misją, których granice moralne rozciągają się z każdą kolejną decyzją. Zaskakuje, jak bardzo wszystko tu jest… nasze. Polska. Polskie realia, polska polityka, nasza mentalność. Świat przedstawiony nie potrzebuje statków kosmicznych, wystarczy monitoring, telefon podsłuchiwany przez służby i jeden minister, który wie o jeden sekret za dużo.

Największym plusem tej powieści jest klimat. Taki gęsty, że można go kroić nożem. Warszawa i inne miasta wyglądają tu jak plansza do gry strategicznej, niby wszystko działa, ale w tle czai się coś złego. Coś, co może rozwalić cały system od środka. Autor świetnie balansuje między thrillerem a SF, nie jesteśmy tu ani w Bondzie, ani w Star Treku. Jesteśmy w miejscu, gdzie każdy błąd myśli może kosztować życie.

Fabuła bywa chaotyczna. Sporo tu wątków pobocznych, które rozwijają się tylko po to, by za chwilę zniknąć. Ale nie nazwałbym tego wadą, to raczej taki styl narracji, który bardziej przypomina realistyczny raport z pola walki niż klasyczną opowieść z ładnie poukładanym początkiem, środkiem i końcem. Tu nie ma czasu na uładzone konstrukcje. Tu jest akcja, decyzje, które trzeba podejmować tu i teraz, i ludzie, którzy nie mają luksusu spokojnej refleksji.

Postać Młodego, pomocnika Lisa, to ciekawy kontrapunkt. Trochę bardziej ludzki, trochę bardziej uczuciowy, bardziej… normalny. Jego obecność łagodzi chłód, jaki emanuje od Edmunda. Ale i tak całość trzyma się przede wszystkim na głównym bohaterze. A Lis to gość, który naprawdę mógłby istnieć. Inteligentny, cyniczny, zmęczony światem, ale wciąż wierzący w coś więcej niż tylko przetrwanie.

Niektórym może przeszkadzać to, że bohaterowie niemal zawsze mają asa w rękawie. Nawet kiedy sytuacja wydaje się bez wyjścia , nagle okazuje się, że Lis przewidział wszystko i założył plan B, C i D. Jasne, trochę to odbiera realizmu. Ale z drugiej strony, czy naprawdę chcemy, żeby bohater z taką mocą był przeciętnym graczem? Nie. Chcemy, żeby grał o wysoką stawkę i umiał blefować do końca.

Szmidt wrzuca tu też solidną porcję polityczno-społecznych komentarzy. Nie są one podane wprost, ale między wierszami da się wyczytać, co autor myśli o służbach, mediach, politykach. I nie jest to zbyt pochlebna wizja. Jeśli ktoś jeszcze żyje w przekonaniu, że państwo zawsze wie, co robi, Kroniki Jednorożca szybko go z tego wyprowadzą.

Nie wszystko gra. Momentami tempo siada, niektóre sceny można by skrócić. Sabina, dziewcyna, wokół której kręci się cała intryga, została potraktowana trochę po macoszemu. Jest, bo musi być, ale brakuje jej głosu, siły, obecności. Szkoda, bo potencjał był ogromny. Chciałoby się, żeby ta postać mówiła więcej niż tylko „widzę przyszłość” i znikała z kadru.

Ale mimo tego, to bardzo solidna, mocna książka. Taka, po której masz ochotę odpalić wiadomości i sprawdzić, czy przypadkiem Szmidt nie napisał reportażu z przyszłości. Bo to, co dzieje się w Kronikach, wcale nie brzmi jak science fiction. Brzmi jak scenariusz, który już teraz ktoś może pisać na czyimś biurku w jakimś tajnym departamencie.

Na koniec: nie spodziewajcie się katharsis. Nie ma tu łatwych rozwiązań. Kroniki Jednorożca. Polowanie to początek większej układanki. A może tylko jedna z wielu iluzji? W świecie, gdzie myśli są bronią, każdy ruch to ryzyko, a każdy człowiek, potencjalny wróg.