Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Bogobójczyni | Krew, wiara i miecz

W świecie Hannah Kaner wiara już dawno przestała być łaską. Bogowie upadają z hukiem, a ich trony zarastają chwastami. Bogobójczyni nie cacka się z czytelnikiem. Rzuca go od razu w rzeczywistość, gdzie religia została wyrwana z korzeniami, a boskość to już nie siła – to zagrożenie. W tym bezbożnym świecie rządzą polityka, przemoc i wspomnienia po dawnej chwale. A na ich skrzyżowaniu stoi Kissen, najemniczka, kaleka, ofiara fanatyzmu i zabójczyni bogów.

Nie ma tu klasycznego powołania do wielkiej misji. Kissen nie ma nawet planu. Ma zlecenie i przeszłość, która nie daje jej spokoju. Jest trudna, chłodna, często brutalna i całkowicie wiarygodna. To jedna z tych bohaterek, których nie da się polubić „od razu”. Ale nie da się jej też odrzucić. Szczególnie gdy w jej orbitę wpada dziewczynka o imieniu Inara, związana z tajemniczym bożkiem Skedicethem. Ta relacja, pełna nieufności, nieoczywistego ciepła i szorstkiego zaufania, powoli przekształca się w serce tej historii.

Równolegle autorka prowadzi wątek Elogasta, byłego rycerza, który rzucił miecz dla piekarni, ale nie potrafi uciec od tego, kim był. Jego linia fabularna łączy się z misją Kissen, choć nie bez zgrzytów. Elo to najsłabsze ogniwo tej opowieści, zbyt prosty, zbyt łatwo wpasowany w rolę „dobrego faceta ze zbroją i wyrzutami sumienia”. Dobrze, że obok niego pojawia się Skediceth, bożek kłamstw, który z miejsca kradnie sceny. Dwuznaczny, zabawny, tajemniczy. Taki trickster, którego chce się więcej.

Kaner zbudowała świat, który naprawdę żyje. Nie jest tylko tłem – to pełnoprawny gracz. To tu bogowie żywią się ludzką wiarą. Im mniej czci, tym szybciej słabną. A kiedy gasną, szaleją. Autorka korzysta z tego konceptu bardzo świadomie, nie tylko jako elementu konstrukcji świata, ale jako metafory relacji między ludźmi a ich przekonaniami. Bóg jako pasożyt? Człowiek jako uzależniony? Tu te role są płynne. I to jeden z najciekawszych aspektów całej powieści.

Forma również robi robotę. Bogobójczyni to w gruncie rzeczy klasyczna powieść drogi. Ale tam, gdzie większość takich historii idzie po schemacie, Kaner gmatwa ścieżki. Tempo nie zawsze jest równe, niektóre sceny kończą się zbyt szybko, inne mogłyby zostać skrócone. Ale balans emocjonalny zostaje zachowany. Dialogi bywają szorstkie, niekiedy aż nazbyt dosłowne, ale między nimi pojawiają się świetne momenty ciszy, niewypowiedzianych lęków, dusznego napięcia.

Styl autorki zasługuje na uwagę, nie jest przesadnie poetycki, ale umie zbudować obraz, który zostaje w głowie. Szczególnie tam, gdzie opisuje upadek wiary, w ciszy świątyni, która już nie działa, albo w gniewie tłumu, który jeszcze pamięta modlitwy, ale woli je wypierać.

Jeśli szukasz przygody pełnej magii, elfów i epickich bitew, to nie to. Tu miecz wbija się w ramię z realistycznym chrzęstem, a magiczne moce nie są fajerwerkami tylko przekleństwem. Bogobójczyni to bardziej mit w dekonstrukcji niż klasyczna fantasy. Jest brudna, miejscami brutalna, a jej największą siłą są pytania, które stawia. Czym jest boskość bez wyznawców? Co zostaje z człowieka, który całe życie walczył z tym, w co wierzył?