Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Atlas zaświatów | Przewodnik, który zachwyca i niepokoi

Jeśli masz w sobie choćby odrobinę ciekawości na temat tego, co może dziać się z nami po drugiej stronie, Atlas zaświatów Emily Hawkins i Manasawii będzie dla ciebie jak wrota uchylone na oścież. To nie jest książka, którą po prostu przeglądasz. To rodzaj doświadczenia. Niby przeznaczona dla młodszych czytelników, a jednak potrafi zaintrygować dorosłego bardziej niż niejedna poważna publikacja o religii czy antropologii. Bo choć tematem jest śmierć, książka żyje, kolorem, historią i niesamowitą narracją.

Już samo wydanie robi wrażenie. Złocenia na okładce, duży format, ilustrowane strony, które przypominają artbook z wystawy. Ale nie daj się zwieść, za tą piękną fasadą kryje się masa wiedzy. Nie takiej encyklopedycznej, raczej opowieściowej, mitycznej, pełnej emocji i symboli. To książka, która zamiast odpowiadać, zadaje jeszcze więcej pytań i może dlatego działa tak dobrze.

Autorka zabiera nas w podróż przez różne kultury i kontynenty. Mamy tu Greków z ich mrocznym Hadesem, mamy nordycką Walhallę, która brzmi jak wieczna impreza dla poległych wojów, mamy też Swargę z hinduistycznej tradycji, egipskie sądy dusz z Anubisem w roli sędziego, aztecki Mictlan pełen niebezpieczeństw, Wyraj ze słowiańskich mitów, a nawet upiorny bretoński statek Bag Noz, który zabiera dusze na wieczne dryfowanie po ciemnych wodach. I to tylko wierzchołek góry lodowej.

Każda z tych krain ma swoje prawa, swoich przewodników, swoją logikę i swoją cenę. W niektórych trzeba przejść próby. W innych, udowodnić swoją wartość. Czasem wystarczy umrzeć w walce. Czasem potrzebne jest lekkie serce. Czasem trafiasz tam, gdzie zasłużyłeś, a czasem… los decyduje za ciebie. To pokazuje, jak różnie ludzie na całym świecie tłumaczyli sobie śmierć i jak bardzo wszyscy się bali tej samej niewiadomej.

Ale Atlas zaświatów nie zatrzymuje się tylko na opisie tych miejsc. Opowiada też o tym, jak się do nich dostajemy, dosłownie. Cmentarze, jaskinie, rzeki, góry, wulkany, ziemia jest pełna „portali”, przez które można rzekomo przejść do świata zmarłych. To robi niesamowite wrażenie, bo nagle okazuje się, że coś, co dotąd wydawało się tylko legendą, ma swoje konkretne współrzędne.

Ogromny plus za szacunek, z jakim Hawkins podchodzi do wszystkich wierzeń. Nie ma oceniania, nie ma “lepszych” czy “gorszych” kultur. Każda wizja jest ważna, każda dostaje swoją przestrzeń, każda opisana jest z czułością i fascynacją. Widać, że to książka napisana z myślą o dzieciach, ale takich, które nie boją się trudnych tematów. A jednocześnie, jak mało która publikacja potrafi tak dobrze i delikatnie wprowadzić młodego czytelnika w rozmowę o śmierci, przemijaniu i tym, co może czekać potem.

Ilustracje Manasawii to zupełnie inna liga. Nie są tylko tłem, one same opowiadają historię. Nastrojowe, nieoczywiste, czasem tajemnicze, a czasem wręcz niepokojące. Potrafią zatrzymać wzrok na dłużej, prowokując do własnych interpretacji. To dzięki nim każde zaświaty mają swoją duszę, dosłownie i w przenośni.

Nie wszystko jest jednak perfekcyjne. Książka bardziej przypomina wystawę niż linearną opowieść, więc nie każdemu podejdzie taka forma. Jeśli ktoś liczy na fabułę czy bohaterów, rozczaruje się. Ale jeśli traktować ją jako rodzaj duchowej encyklopedii, przewodnika po tym, co niewidzialne, działa świetnie.

To nie jest typowa książka “na raz”. Raczej taka, do której wracasz. Otwierasz na chybił trafił i sprawdzasz, dokąd tym razem trafisz. Do japońskiego świata duchów? A może do podziemnego królestwa ludu Aszanti? Albo do bramy, która ponoć znajduje się na twoim własnym kontynencie?