To, co Tatsuki Fujimoto wyprawia w tych trzech tomach, to jazda bez trzymanki. Tom 11 brutalnie zamyka pierwszą część historii Denjiego, po czym seria zmienia kierunek i serwuje czytelnikowi coś zaskakująco świeżego. Ale spokojnie, krwi, flaków i szaleństwa nie zabraknie. To wciąż ten sam Chainsaw Man, choć z wyraźnym twistem.
Makima pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Kontrola, manipulacja i przemoc psychiczna osiągają tu maksimum. Denji zostaje zniszczony, emocjonalnie, fizycznie, dosłownie. Wszystko, co budował, wszystko, co kochał, zostaje mu odebrane. W tej beznadziei pojawia się jednak ziarno rewolty.
Kulminacja konfliktu między Denjim a Makimą to esencja szaleństwa tej serii: krew leje się litrami, sceny są choreograficznie imponujące i pełne emocji. To nie tylko finał walki, ale też emocjonalne oczyszczenie, które zaskakuje dojrzałością. Fujimoto żongluje tonacjami, od horroru przez absurd po wzruszenie. Chainsaw Man żegna się z pierwszym aktem w sposób mocny, oryginalny i bolesny.
Nowa główna bohaterka, nowa narracja, nowy klimat. Asa Mitaka to wycofana licealistka, która zupełnie przypadkiem zostaje gospodarzem Demony Wojny, Yoru. Denjiego praktycznie tu nie ma. Scena należy do nowej postaci, która stopniowo wciągana jest w piekło, jakie już dobrze znamy z poprzednich tomów.
To zaskakująco udany restart. Mimo zmiany perspektywy nadal czuć ten sam specyficzny klimat serii, makabreskę przełamaną ironią i nihilistycznym humorem. Brutalność, groteska i dziwność dalej są na miejscu, ale teraz towarzyszą im szkolne dramaty, samotność i wyobcowanie. Asa to postać bardziej zamknięta niż Denji, ale przez to intrygująca, z czasem wciąga czytelnika coraz bardziej. A Denji? Przewija się, ale w tle. Jeszcze.
Asa i Yuuko, koleżanka z klasy, z którą nawiązuje bliższą relację, są w centrum uwagi. Yuuko okazuje się jednak nie być do końca tym, kim się wydaje… Zawarła pakt z Demonem Sprawiedliwości i planuje zemstę na prześladowcach. Asa próbuje ją powstrzymać. Efekt? Szaleńczy atak w liceum, rozwałka i kolejne demony wchodzące do gry.
To tom, który rozkręca się powoli, ale kiedy już wchodzi na obroty, serwuje to, co najlepsze w tej serii: emocje, dynamiczne walki, kadry rodem z horroru i fabularne twisty. Denji wraca na chwilę, tym razem jako chłopak z misją: chce ujawnić się światu jako Chainsaw Man. Organizacja, w tym tajemniczy Yoshida, robi wszystko, by temu zapobiec. Mimo chaosu, Fujimoto potrafi utrzymać spójność narracji, to nadal dziwne, ale kontrolowane dziwactwo.
Zdecydowanie tak. Nowe tomy pokazują, że Chainsaw Man to nie tylko bezmyślna rozwałka (choć i jej nie brakuje), ale świadoma gra z konwencją, pełna zaskoczeń i zmian tempa. Fujimoto nie boi się ryzyka: najpierw resetuje narrację, później bawi się oczekiwaniami, a mimo to historia trzyma w napięciu.
Kreska? Brutalna, szkicowa, pełna surowego klimatu. Świetnie oddaje chaos, a gdy trzeba, łapie za serce drobnym gestem czy emocjonalnym kadrem. Postacie, nawet te groteskowe, są pełne życia. A świat przedstawiony wciąż balansuje na granicy absurdu i horroru.
Tomy 11–13 to zmiana tonu, ale nie jakości. Kończymy pierwszy akt historii Denjiego mocnym uderzeniem i wchodzimy w nową fazę z Asą jako główną bohaterką. Jest dziwniej, bardziej osobliwie, ale też świeżo i intrygująco. Seria dalej dostarcza emocji, świetnie narysowanej akcji i mocnych fabularnych pomysłów.
Jeśli szukasz mangi, która łączy horror, dramat, satyrę i groteskę, a przy tym ma coś do powiedzenia o samotności, przyjaźni i przetrwaniu, Chainsaw Man nie przestaje zachwycać. Po trzynastym tomie można być pewnym, że Fujimoto ma jeszcze wiele do pokazania.