Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Akademia Holborn. Kły | Wampiry w wersji YA? Wchodzę, ale z zastrzeżeniami

Kiedy ktoś rzuca hasło: wampiry, akademia, utracona moc, wiem, że to będzie miks młodzieżowej fantazji, trochę romansu, trochę intrygi. I właśnie to obiecuje Akademia Holborn. Kły Darii Kwiecińskiej. I, trzeba przyznać, w dużej mierze dotrzymuje tej obietnicy. Choć nie bez zgrzytów.

Poznajemy Sorę, wampirzycę z dobrego, magicznego domu, która zamiast olśniewać rodową potęgą, walczy z jej powolnym zanikaniem. Boi się jednego, że zostanie zwykłą śmiertelniczką, a to w jej świecie oznacza coś gorszego niż śmierć. W akcie rodzinnego „wsparcia” zostaje wysłana do elitarnej Akademii Holborn na zimnej północy, gdzie uczy się wszystkiego, co młody wampir czy wilkołak wiedzieć powinien. Oczywiście nie po to, żeby zdać maturę z transmutacji, akademia jest przede wszystkim planszą do politycznych gierek, sojuszy, aranżowanych związków i nieustającej walki o przetrwanie. Brzmi znajomo? Trochę tak, ale mimo wszystko wciąga.

Największą siłą książki jest świat przedstawiony. Akademia to nie tylko budynek, to miniaturowe społeczeństwo magicznych istot, z własnymi regułami, konfliktami, tradycjami i… dramatami. Autorka całkiem zgrabnie prowadzi czytelnika przez labirynt tej zamkniętej społeczności, w której jedno krzywe spojrzenie może kosztować więcej niż niską ocenę z eliksirów.

Sora jako postać jest dobrze poprowadzona, trochę outsiderka, trochę ofiara systemu, ale nie daje sobie w kaszę dmuchać. Ma swoje słabości, często nie radzi sobie z emocjami, popełnia błędy, ale da się ją polubić. Chce się, żeby przetrwała ten cały magiczny bałagan z podniesioną głową. Jasne, czasami podejmuje decyzje, które trudno zrozumieć, ale nie przeszkadza to w śledzeniu jej historii z zaangażowaniem.

Warto też wspomnieć o postaciach drugoplanowych. Elena i Vakala kradną każdą scenę, w której się pojawiają. Zwłaszcza Vakala, wróżka, która potrafi w stylówkę, a przy okazji nie traci głowy, gdy wokół dzieje się polityczny chaos. Evander? Cóż, ma wejście z przytupem. Charyzmatyczny, niejednoznaczny, tajemniczy, dokładnie taki, jakiego YA potrzebuje, by rozruszać fabułę. Wątek romantyczny nie wysuwa się na pierwszy plan, co działa na korzyść książki, jest tu raczej jak przyprawa niż danie główne.

No właśnie, fabuła. Tutaj zaczynają się schody. Pomysł jest naprawdę dobry, utrata mocy jako metafora dorastania, lęku przed niespełnieniem oczekiwań, utratą tożsamości. Do tego wątek konfliktu między klanami, akademia pełna tajemnic, sztywnych zasad i ukrytych intryg. Wszystko super… tylko że środek książki trochę się rozmywa. Dialogi zaczynają się przeciągać, niektóre sceny wydają się być tam tylko po to, żeby „coś się działo”, a napięcie, które miało rosnąć, zamiast tego faluje i opada. Jest kilka fajnych zwrotów akcji, ale są też momenty, gdy łatwo zgubić wątek, zwłaszcza jeśli próbujesz zapamiętać imiona całej klasy magicznych uczniów.

Do tego, mimo sporej liczby bohaterów, część z nich ginie w tle. Są zarysowani, ale nie wybrzmiewają. A szkoda, bo w tym świecie aż się prosi o więcej osobowości. Momentami miałem też wrażenie, że potencjał konfliktów politycznych nie został do końca wykorzystany, jakby autorka chciała je zostawić na później, ale nie do końca wiedziała, jak zasygnalizować ich wagę już teraz.

Wątek utraconej mocy jest natomiast poprowadzony nieźle, choć brakuje mu dramatyzmu. Sora nie panikuje, nie przeżywa tego jakoś szczególnie głęboko. Bardziej martwi się tym, że ktoś się dowie, niż samą utratą mocy jako taką. A przecież to jest jej tożsamość, jej wartość w świecie, który nie wybacza słabości. Więcej emocji, więcej walki wewnętrznej, to by mogło zadziałać lepiej.

A co z wampirami? Cóż, to nie są klasyczne krwiopijcze potwory. Tu mamy wersję „wampir w erze pośrednictwa magicznego”, czyli taką, która jada kaszankę na śniadanie i chodzi na zajęcia z historii rodów. Nie każdemu to podejdzie, zwłaszcza jeśli ktoś oczekuje gotyckiego klimatu i wampira, który straszy samym spojrzeniem. Ale taka wersja też ma swój urok, pozwala się bardziej wczuć, przemycić trochę ironii, odświeżyć gatunek.

Podsumowując: Akademia Holborn. Kły to ciekawy start nowej serii z potencjałem na coś większego. Ma klimat, ma pomysł, ma dobrze napisanych bohaterów, ale jeszcze nie do końca wie, jak zbudować napięcie i utrzymać równe tempo. Jest to książka nierówna, momentami zbyt rozwleczona, innym razem trafiająca w punkt. Fani magicznych szkół, dworskich intryg i młodzieżowych dramatów znajdą tu sporo frajdy. A reszta? Cóż, jeśli nie oczekujesz rewolucji, tylko solidnej porcji wampirycznego YA, możesz się przyjemnie zaskoczyć.

I jedno trzeba oddać autorce, zakończenie zostawia apetyt na więcej. Więc choćby z ciekawości, sprawdzę, co wydarzy się w kolejnym tomie.