Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Rincewind, tom 1 | Pratchett w najlepszym wydaniu?

Pierwszy tom cyklu Rincewind to nie tylko zbiór trzech pierwszych powieści Terry’ego Pratchetta, Koloru magii, Blasku fantastycznego i Czarodzicielstwa, ale też podróż do początków jednego z najbardziej niezwykłych światów w literaturze. To moment, gdy Świat Dysku dopiero nabiera kształtu, a autor jeszcze nie do końca wie, dokąd go poprowadzi, ale już od pierwszych stron widać, że coś się tu rodzi. Coś szalonego, dowcipnego, nieprzewidywalnego i pełnego życia.

Na pierwszy plan wychodzi Rincewind, mag bez talentu, bez odwagi i, co najważniejsze, bez szczęścia. Bohater, który robi wszystko, by przeżyć, ale los z uporem popycha go w sam środek najgorszych możliwych sytuacji. Towarzyszy mu Dwukwiat, naiwny turysta, który traktuje potwory i kataklizmy jak atrakcje krajoznawcze, oraz Bagaż, magiczna skrzynia na setkach małych nóżek, wierna jak pies i przerażająca jak zły sen. Ta trójka tworzy jedną z najbardziej uroczych i nieporadnych drużyn w historii fantastyki. Ich przygody to właściwie seria katastrof, które cudem kończą się sukcesem, a jednocześnie parodia wszystkiego, co w klasycznej fantasy poważne i patetyczne.

Pratchett w Kolorze magii i Blasku fantastycznym testuje granice własnego świata. Nie ma tu jeszcze spójnej mitologii ani głębszej refleksji nad społeczeństwem, którą przyniosą późniejsze tomy. Jest za to energia, błyskotliwa ironia i czysta radość z opowiadania. Świat Dysku przypomina tu wielki eksperyment, w którym fizyka ustępuje miejsca logice snu, a bogowie dosłownie grają w kości o losy świata. Czarodzicielstwo to już krok w stronę dojrzalszej opowieści. Rincewind nadal ucieka przed problemami, ale zaczyna rozumieć, że magia i odpowiedzialność to nie to samo. Pojawia się więcej refleksji nad potęgą słów i nad tym, jak łatwo można zniszczyć świat, próbując go naprawić.

Wszystko to byłoby jednak tylko ciekawostką literacką, gdyby nie sposób, w jaki ten tom został wydany. To jedno z tych wydań, które przypominają, że książka może być pięknym przedmiotem. Twarda oprawa ma elegancki, satynowy połysk, a grzbiet jest ozdobiony subtelnymi tłoczeniami. Papier jest gruby i lekko kremowy, idealny do długiego czytania przy lampce, gdy świat wokół już zasypia. Ale to, co naprawdę zachwyca, to barwione brzegi. Głębokie, nasycone, idealnie dobrane do klimatu Świata Dysku. Gdy książka leży zamknięta, wygląda jak magiczny tom z biblioteki Niewidocznego Uniwersytetu. To szczegół, który robi ogromne wrażenie, a przy tym daje poczucie, że ktoś naprawdę zadbał o każdy detal.

W środku widać ten sam szacunek do czytelnika. Skład jest przejrzysty, marginesy szerokie, druk wyraźny, ale nie męczący wzroku. Ilustracje i ozdobniki typograficzne są delikatne, wprowadzają klimat, nie rozpraszają. Całość sprawia wrażenie edycji przygotowanej z myślą o tych, którzy nie tylko czytają, ale też kolekcjonują. To książka, którą chce się mieć na półce i do której chce się wracać, nie tylko dla treści, ale też dla samego kontaktu z nią.

Styl Pratchetta w tych pierwszych powieściach jest nieco surowy, pełen dygresji i językowych wygłupów, ale już tu widać jego talent do tworzenia absurdalnych scen, które nagle stają się lustrzanym odbiciem rzeczywistości. Potrafi w jednym zdaniu rozśmieszyć i zaskoczyć spostrzeżeniem, które trafia w samo sedno ludzkich przyzwyczajeń. Jego narracja ma rytm gawędy, trochę jakby opowiadał historię znajomym przy kominku, co idealnie współgra z chaosem fabuły.

Czy Rincewind to najlepszy punkt wejścia do Świata Dysku? Niekoniecznie, ale to jego fundament. Tom, w którym widać rodzący się geniusz i świat, który dopiero zaczyna obracać się na żółwiu. Wydanie zaś sprawia, że ta podróż w przeszłość literacką jest prawdziwą przyjemnością. To książka, którą chce się czytać, oglądać, dotykać. Połączenie treści i formy, które pokazuje, że magia Pratchetta działa nie tylko w słowach, ale i w papierze.

Ten tom przypomina, że literatura może być równocześnie zabawą, przygodą i pięknym przedmiotem. Że można śmiać się z chaosu i zachwycać estetyką jednocześnie. I że czasem, by poczuć magię, wystarczy otworzyć książkę z barwionymi brzegami i zanurzyć się w świat, gdzie wszystko jest możliwe, a mag, który nie potrafi czarować, ratuje świat przez przypadek.