Rian Johnson właśnie rzuca deklarację, która dla fanów Benoît Blanc może zabrzmieć jak zdrada, ale to raczej oddech niż porzucenie. Podczas wydarzenia Deadline’s Contenders w Londynie reżyser ujawnił, że jego kolejny projekt nie będzie częścią uniwersum Na noże. To będzie coś zupełnie nowego, oryginalnego. Johnson przyznał, że po trzech filmach w tym samym świecie potrzebuje ochłonąć, zdobyć świeży impuls, zanim wróci do swojego ulubionego zabójcy-geniusza.
Johnson promuje właśnie Żywy czy martwy, trzeci rozdział swojej detektywistycznej sagi, który tym razem skłania się ku mroczniejszemu, gotyckiemu klimatowi. Struktura ma być bliższa klasycznym zagadkom Christie, pierwszy akt: podejrzani, bohaterowie, potem zbrodnia i pojawienie się detektywa. Do tego motywy religijne, atmosfera rodem z Poe’a i postać księdza Jud Duplencity, w którego wciela się Josh O’Connor. To właśnie on staje się kluczem do nowej intrygi u boku Blanc’a, co nadaje całej opowieści bardziej mistyczny wydźwięk.
O’Connor opowiada z entuzjazmem o pracy z Craigiem, że jest zręczny, chętnie dzieli się swoimi umiejętnościami i… bywa zabawnym łobuziakiem na planie. To obraz ekipy, która bawi się konwencją, ale nie traci profesjonalizmu.
Nie wiadomo jeszcze, czy nowy projekt Johnsona pozostanie w obrębie Netflixa, pomiędzy nim a streamerem obowiązuje dwu-filmowa umowa, ale szczegóły jego kolejnej produkcji trzyma w tajemnicy.
Cieszy mnie ten ruch. Tworzyć thriller raz po raz, aż sam detektyw musiałby się zmęczyć, ale Johnson sięga po świeże tony. A kiedy wróci do Blanc’a? Powie: „Czuję się na to” i pewnie znów wskrzesimy świat zagadek, ale tym razem z nowym zapachem.



