Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Felietony

Pociąg do katastrof

Patrząc przez pryzmat dziejów ludzkich kultur, stwierdzenie, że żyjemy w nieciekawych czasach, wcale nie jest przesadzone, a konflikty trapiące obecnie niektóre zakątki naszego globu to (w przenośni) błahostka w porównaniu z tym, co spotkało człowieka na przestrzeni wieków. W krajach, gdzie panuje względny pokój, przeciętni zjadacze tekstów kultury zaczynają więc fascynować się zmierzchem znanej nam cywilizacji – i to nie do końca tylko moje obserwacje, bo i Andrzej Ziemiański* wysnuł podobną tezę, bodajże na spotkaniu autorskim, które odbyło się na Polconie w 2012 roku. Sfera popkultury zajmująca się postapokaliptyczną czy katastroficzną estetyką mocno się w ostatnich latach rozwinęła („Metro 2033”, „S.T.A.L.K.E.R.”) i zyskała wierne grono odbiorców. Jednakowoż trzeba pamiętać, że ów obręb – jeżeli chodzi o kino – nie kończy się na produkcjach pokroju „Pojutrza” Rolanda Emmericha czy „Armageddonu” Michael Baya.

Wysokobudżetowe tytuły mają to do siebie, że często albo korzystają z przetartych szlaków, biorąc na warsztat sprawdzony schemat, albo starają się być – co nie wyklucza pierwszego – realistyczne na tyle, na ile kino katastroficzne może takie być. „Twister” Jana De Bonta właściwie opiera się na autentycznej katastrofie naturalnej (tornado) i chociaż obraz nieraz trzyma w napięciu, to raczej nie jest w stanie zaskoczyć widza przewrotną „rewelacją nie z tego świata”. Wszystko spowodowane jest starannym trzymaniem się praw fizyki oraz związków naukowych**, dlatego fantaści (i nie tylko) szukający utworów katastroficznych pozwalających sobie na więcej, powinni przyjrzeć się produkcjom z nieco innej półki – CBS Action na przykład rusza we wrześniu z cyklem „Ziemia kontra niebo”, gdzie w każdą środę i każdy czwartek będą emitowane tego rodzaju filmy z przymrużeniem oka.

Naturalnie taka „Zagłada” – obraz o wymuszeniu przez wulkaniczną aktywność na ludziach konkretnych działań, nie może się równać z kasową „2012” Emmericha, jednak twórcy tego pierwszego wpletli do utworu motywy, które w „2012” nijak by nie przeszły. Na pewno zbyt realistyczna nie jest również „Kosmiczna katastrofa”, w skrócie – Słońce zmienia się w ogromny magnetor, obiekt mający niezwykle silne pole magnetyczne, powodujące, że Merkury opuszcza swą orbitę i leci prosto na Ziemię. Czy to nie brzmi kuriozalnie? A „Ciemna noc”: naukowcy konstruują urządzenie zdolne do zmian w strukturze molekularnej, acz gdy dochodzi do awarii i szef placówki zyskuje nadnaturalne moce, stając się jednocześnie olbrzymim zagrożeniem dla ludzkości, wtedy ich cudowny wynalazek okazuje się przekleństwem. Dostajemy tu także schemat, z którego nierzadko korzystają filmy superbohaterskie. Co ciekawe – te nienajlepsze produkcje mają znaczne gremium odbiorców. Niezbyt mnie to dziwi, oglądanie owych obrazów może być całkiem interesującym doznaniem – o ile nie jesteście zatwardziałymi naukowcami nieakceptującymi żadnej przesadzonej science fiction.

lostcity

Być może fascynacja katastroficzna kryje się za tym samym źródłem, co w przypadku fantastyki grozy, czyli za chęcią zgłębienia nieznanego, poznania tego, co może się stać po realnej lub niemal realnej zagładzie. Dajmy na to, odpowiedź na „co by było gdyby” Słońce zaczęło koronalnie wyrzucać masy zdolne do unicestwienia wszelakiego ziemskiego istnienia, możemy znaleźć w – urocza nazwa – „Gwieździe śmierci”, choć owej wizji bliżej do „fiction” niż „science”. A może co by się stało, gdyby z wnętrza globu nagle wydostałby się metan? Odpowiedzi należy szukać w „Zabójczej Alasce”. Nie są to wprawdzie produkty z najwyższej półki, a twórcom wodze fantazji popuściły już na początku, lecz klasie B i C odrobinę wypada odpuścić.

Na listach katastroficznych nie brakuje obrazów zupełnie absurdalnych, gdzie logika naszego świata nie tyle została zepchnięta na boczny tor, co bezpardonowo wyrzucono ją ze sceny, a niektóre wydarzenia mają wręcz charakter zjawisk paranormalnych, jak w „Jeźdźcach z zaginionego miasta” czy „Zagładzie Ziemi”. Niemniej, czasem niedorzeczność staje się motorem napędowym naszej chęci do zbadania konkretnego dzieła – można tak powiedzieć w przypadku „Lodowego tornada”: nieudany eksperyment prowadzi do stworzenia tornad zamrażających wszystko na swej drodze – i, co ciekawe, pojawia się tu topos książki w filmie, która zaczyna się urzeczywistniać. Poziom osobliwości tego opisu sięga tak wysoko, że aż zachęca do przyjrzenia się tytułowi z bliska.

icetiwt

Nawet w telewizyjnym bądź radiowym przeglądzie wydarzeń katastrofy wszelakiego rodzaju mają niemałe wzięcie, może więc jednak popularności kina katastroficznego czy postapokaliptycznego należy się doszukiwać nie w wyższych lub średnich potrzebach kulturowych, a w prozaicznej i odwiecznie towarzyszącej człowiekowi ciekawości, która przejawia się tutaj tym, że krzywdy ludzkiej nie można przegapić choćby w najbardziej absurdalnym, nielogicznym i bezsensownym filmie.

*Andrzej Ziemiański – polski pisarz science fiction i fantasy, współzałożyciel Fahrenheita, dwukrotny laureat Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla, autor m.in. powieści „Achaja” i zbiorów opowiadań „Pułapka Tesli” oraz „Zapach szkła”.

** Związki naukowe – rozumieć tu należy jako struktury wpływających na siebie czynników, innymi słowy: prawie niekończący się łańcuch zależności, wynikających ze zmiany jakiegoś metasymbiotycznego komponentu przyrodniczego.