Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Film

Sekretne życie zwierzaków domowych (recenzja)

Nieco ponad trzy miesiące po światowej premierze, nowy film animowany twórców „Jak ukraść księżyc” trafił do Polski i… wprawił widzów w zakłopotanie. Niby wszystko jest na miejscu, akcja pędzi na złamanie karku, postaci sypią żartami (lepszymi lub gorszymi) jak z rękawa, a nawet znalazło się miejsce na chwilę refleksji. Co w takim razie przeszkadza w czerpaniu pełni frajdy z oglądania? Między innymi wrażenie, że to wszystko już gdzieś było.

 

 

Chris Renaud i Yarrow Cheney dysponowali świetnym pomysłem na film dla całej rodziny. Co tak właściwie robią zwierzaki domowe, gdy ludzi nie ma w domu? Zwiastuny gwarantowały świetną zabawę, pokazując sceny, które właścicielowi przeciętnego milusińskiego mogą wydawać się nie tak do końca obce. Problem polega na tym, że Illumination Entertainment najwyraźniej brało korepetycje od Warner Bros. w zakresie przygotowywania trailerów, ponieważ większość z najzabawniejszych scen można było poznać bez wybierania się do kina. Mocno rozczarowuje również fakt, że wspomnianego pomysłu wystarczyło raptem na kwadrans (oraz kilka minut zakończenia), natomiast cała reszta okazała się być dość chaotycznym zapychaczem.

Ale o czym tak właściwie opowiada ten film, jeśli nie o codzienności naszych pupili? Głównym bohaterem „Sekretnego życia zwierzaków domowych” jest Max, pies przygarnięty przez Katie. Ich codzienność układała się według utartego rytmu aż do dnia, gdy w progu mieszkania stanął Duke. Ogromny, kudłaty pies został przygarnięty przez Katie ze schroniska i przebojem wdarł się w spokojne, wypełnione rutyną życie Maxa. Jak można się było spodziewać, w skutek splotu niefortunnych okoliczności, Max i Duke gubią się w wielkim mieście i aby odnaleźć drogę do domu, muszą opanować trudną sztukę współpracy. Należy się w tym miejscu zastanowić gdzie kończy się inspiracja „Toy Story”, a zaczyna kalka.

Od chwili pojawienia się nowego psa w życiu Katie, film zaczyna tracić przyświecającą mu myśl przewodnią. Widzowie rzucani są w wir pościgów, kiepskich gagów i zaskakującej ilości przemocy. Dla przykładu, psi bohaterowie trafiają na zwierzęcy ruch oporu, który pod przywództwem białego, puchatego króliczka, Tuptusia (niegdysiejszej gwiazdy pokazów magicznych), planuje zagładę ludzkości. Aby wkupić się w łaski krwiożerczej, złożonej z wszelkiej maści zwierząt, zgrai, muszą opowiedzieć jak wykończyli własną panią. Chwilę później jedno ze zwierząt ginie przysypane górą cegieł i ziemi. Nawet jeśli starano się utrzymać tę i podobne sceny w klimacie humorystycznym, to wyszło to po prostu źle.

Kolejną wadą filmu są pozostawione same sobie wątki, głównie te związane z Dukiem. Jak to zwykle bywa z głośnymi oraz pewnymi siebie postaciami, skrywa on smutną przeszłość… która błyskawicznie zostaje pominięta na rzecz kolejnej, pełnej slapstickowych wpadek, sekwencji pościgu. Jego traumatyczne przeżycia w schronisku, jak również ciekawie napisana historia z poprzednim właścicielem mogły nadać filmowi zupełnie innego wydźwięku, wzbogacić go o coś na wzór morału, ale zamiast tego, widzowie dostają kompletnie oderwaną od całości scenę halucynacji z przejedzenia parówkami. Wygląda to szczególnie kiepsko w porównaniu do innych, świetnych animacji, typu „Wall-E”, „W głowie się nie mieści”, czy „Zwierzogród”. Każda z nich miał wyraźną historię do opowiedzenia, a pod scenariuszem kryło się drugie dno. Pod fabułą „Sekretnego” nic się nie kryje. Widz dostaje dokładnie to, co widzi. Podobnie jest z postaciami pobocznymi, często ciekawszymi od tych pierwszoplanowych, a mimo to poważnie zaniedbanymi. Kolejny problem wskazała mi żona, gdy wróciliśmy z seansu do domu, a jest nim to, że „Sekretne życie zwierzaków domowych” nie zapada w pamięć. Zazwyczaj jedną z mocnych stron filmów animowanych są hasła, które zostają włączone do popkulturowego słownika. Coś, jak tik-taki z pierwszego Shreka. Nawet jeśli można uważać je za dziecinne, to jednak zna je każdy. Ten film czegoś takiego nie ma. Całość ratuje nieco wyprawa ratunkowa, zorganizowana naprędce przez podkochującą się w Maksie suczkę, miłośniczkę oper mydlanych. Widzowie razem z tą dość nietypową, złożoną z trójki psów, kota, sokoła, świnki morskiej i papugi drużyną mogą w końcu doświadczyć kolejnych scen z życia zwierzaków domowych. Niestety, nawet ten wątek szybko przeradza się w serię gonitw oraz mordobić.

Zdecydowanym plusem jest bardzo przyjemna dla oka animacja, płynnie przechodząca z krajobrazu Nowego Jorku do tętniących życiem ulic, by w następnej chwili przerodzić się w dziką gonitwę kanałami tego wielkiego miasta. Dobrze wypada też dubbing (ale na tym polu akurat Polacy radzą sobie świetnie), choć nie ukrywam, że chętnie usłyszałbym Luisa C.K. dającego głos Maxowi.

„Sekretne życie zwierzaków domowych” bez wątpienia rozczarowuje, wypadając blado w porównaniu choćby do poprzedzającej go krótkometrażówki z Minionkami. Mimo to, sądząc po żywiołowych reakcjach wypełniających salę kinową dzieci, zdaje się trafiać do właściwej grupy docelowej. W obliczu coraz chłodniejszych i dłuższych wieczorów, warto zastanowić się, czy zabrać pociechę do kina na ten film. Po pierwsze, to pełna akcji, kolorowa, ale i prosta animacja, a z drugiej widać (szczególnie po zakończeniu), że osoby za nią odpowiedzialne kochają własnych pupili. Należy jednak mieć na uwadze zaskakująco dużą ilość przemocy, jaka pojawia się w tej animacji.