Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Arcyważne

Czy George R.R. Martin kiedykolwiek ukończy Wichry Zimy?

Zastanawianie się, czy George R.R. Martin dokończy swój magnum opus – sagę Pieśń lodu i ognia – to dziś niemalże osobna dziedzina filozofii spekulatywnej. Fani snują teorie, obstawiają zakłady, tworzą memy, a nawet piszą własne wersje zakończenia. W tym czasie sam Martin pisze… coś. Ale czy są to Wichry zimy albo Sen o wiośnie? Cóż – sprawdźmy.

Statystyka nie kłamie. Ale boli.

Martin rozpoczął pracę nad Wichrami zimy jeszcze w 2010 roku. Od tego czasu minęło więcej lat, niż potrzeba było na napisanie wszystkich poprzednich tomów razem wziętych. Przypomnę tylko: Gra o tron ukazała się w 1996 roku, Starcie królów dwa lata później, Nawałnica mieczy w 2000, Uczta dla wron w 2005, a Taniec ze smokami w 2011.

Wichry zimy? Cisza. Nadal.

Błyskawiczny start i hamowanie bez końca

George R.R. Martin nie zawsze kazał fanom czekać wieczność. Pierwsze tomy sagi Pieśń lodu i ognia pisał w imponującym tempie – Gra o tron ukazała się w 1996 r., Starcie królów w 1998, a Nawałnica mieczy w 2000. Trzy wielkie powieści w cztery lata – mało kto się spodziewał, że później nastąpi tak drastyczne spowolnienie. Tymczasem na kolejny tom, Ucztę dla wron, przyszło czekać 5 lat (2005), a na następny, Taniec ze smokami, aż 6 lat (2011). To już wtedy wydawało się długo, ale obecna przerwa bije wszelkie rekordy: od premiery Tańca ze smokami minęło ponad 14 lat, a Wichry zimy wciąż nie trafiły na półki. Martin obiecywał kiedyś, że napisze całą trylogię – potem siedmioksiąg – sprawnie, ale rzeczywistość okazała się mniej łaskawa.

Statystycznie rzecz biorąc, średnie tempo Martina spadło z jednej książki na około dwa lata do jednej książki na kilkanaście lat. Sam autor przyznaje, że Wichry zimy stały się jego literacką drogą przez mękę. W wywiadzie dla Time w 2023 r. nazwał tę powieść „przekleństwem mojego życia” i potwierdził z rezygnacją, że jest ona opóźniona już o 13 lat. Piąty tom sagi wydano w 2011, a szósty wciąż powstaje. To, co kiedyś było dynamiczną szarżą wyobraźni, zamieniło się w żmudną, niekończącą się podróż – tak jakby zima w Westeros naprawdę nadeszła i skuła pióro pisarza lodem.

Rozpraszacze i twórcze pobocza

Skąd tak długa zwłoka? Cóż, Martin okazał się pisarzem o duszy włóczęgi – literacko i zawodowo. Zamiast skupić się wyłącznie na sadze, przez ostatnie lata romansował z rozmaitymi projektami pobocznymi. W 2014 r. wydał bogato ilustrowany Świat lodu i ognia, a w 2018 r. Ogień i krew – obszerną kronikę rodu Targaryenów. Między kolejnymi rozdziałami sagi tworzył też mniejsze formy: nowelki i opowiadania osadzone w swoim uniwersum, np. historie Dunk i Jajo (Rycerz Siedmiu Królestw), a nawet humorystyczne zbiory cytatów. Z perspektywy spragnionych fanów były to jednak tylko „przystawki” zamiast dania głównego. Jak trafnie ujęto w jednym felietonie, z pisarskiej pieczary Martina dobiegały „świerszcze, przerywane okazjonalnymi prequelami i książkami dodatkowymi” zamiast upragnionego ciągu dalszego głównej historii.

Poza literaturą Martin zaangażował się w przemysł filmowy i telewizyjny. Przez lata współpracował przy serialowej adaptacji Gry o tron (choć po 4. sezonie przestał pisać scenariusze, by teoretycznie skupić się na powieści). Później został producentem wykonawczym prequelowego serialu Ród smoka i aktywnie uczestniczył w pracach nad innymi spin-offami ze świata Westeros. Co więcej, gdy HBO ogłosiło serial Rycerz Siedmiu Królestw na podstawie jego opowiadań, Martin zapowiedział, że sam napisze do niego scenariusze – kolejny projekt na horyzoncie, który z pewnością pochłonie czas. Jakby tego było mało, pisarz użyczył swojego talentu branży gier wideo: współtworzył fabularne tło do głośnej gry Elden Ring (2022), rozbudowując kolejny fikcyjny świat.

Na liście rozpraszaczy znalazły się nawet całkiem przyziemne przedsięwzięcia. Martin prowadzi w Santa Fe własne mini-imperium kulturalne: kino Jean Cocteau z księgarnią i barem. Choć sam twierdzi, że ani to, ani inne jego nietypowe hobby (ot, choćby udział w projekcie inżynierii genetycznej mającym „wskrzesić” wymarłe wilkory) nie wpływają na tempo pisania, wielu fanów jest innego zdania. Z ich perspektywy autor zdaje się robić wszystko, byle nie kończyć sagi. Gdy Martin ogłasza kolejne przedsięwzięcie niezwiązane z Pieśnią lodu i ognia, internet zalewa fala memów i komentarzy: „George, wróć do pisania!”. Nie bez powodu – nawet sam Martin zauważył zgryźliwie, że najbardziej zagorzali wielbiciele i tak mają w nosie wszystkie inne jego dokonania i pytają tylko: „Gdzie są Wichry zimy?”.

Co Martin mówi o finale sagi?

Autor doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co myśli publika. Przez lata składał różne deklaracje – od optymistycznych po pełne frustracji. Na początku wydawało się, że to tylko kwestia czasu: Martin zapewniał, że Wichry zimy nadejdą prędzej niż poprzedni tom, ba, że wyprzedzi serial HBO, by ten nie zdradził zakończenia przed książkami. Niestety, te nadzieje dawno rozwiał wiatr. Serial Gra o tron zdążył się zakończyć w 2019 roku, znacznie wyprzedzając literacki pierwowzór, a Martin został z tyłu. Co gorsza, finał telewizyjny rozczarował wielu widzów, co wywarło dodatkową presję na pisarzu – fani liczą, że książkowe zakończenie będzie lepsze. Sam Martin dyplomatycznie mówi, że zakończenia będą „podobne w głównych punktach, ale różniące się szczegółami” – cokolwiek to znaczy.

Zapytany wprost, czy ukończy Wichry zimy i Sen o wiośnie, Martin zawsze odpowiadał, że tak, zamierza dokończyć historię. Jednak z roku na rok jego tony się zmieniają. W 2019 roku zażartował, że jeśli nie skończy Wichrów zimy do lata 2020, fani mają jego pisemne pozwolenie, by uwięzić go na odludziu, dopóki nie skończy – byle z dala od rozpraszaczy. „Jeśli nie będę miał Wichrów zimy w ręku, kiedy przybędę do Nowej Zelandii na Worldcon, macie moje oficjalne pozwolenie zamknąć mnie w małej chatce na White Island, z widokiem na jezioro kwasu” – deklarował wówczas z przymrużeniem oka. Cóż, Worldcon 2020 minął, książki jak nie było, tak nie ma, a Martin… wciąż cieszy się pełną swobodą. Ów auto-ultimatum okazało się jedynie anegdotą, która teraz brzmi jak gorzki żart.

W kolejnych latach Martin coraz częściej okazywał publicznie zniecierpliwienie – zarówno własnym tempem, jak i reakcjami fanów. Pisarz przyznaje, że Wichry zimy urosły mu do monstrualnych rozmiarów: rękopis ma już ponad 1100 stron, a wciąż daleko do finału. Według szacunków z końca 2022 roku był mniej więcej w 3/4 drogi, mając do napisania jeszcze ok. 400–500 stron maszynopisu. Mimo to w 2023 r. wyznał, że wciąż “zmaga się” z tekstem. Coraz częściej daje też upust frustracji w swoim internetowym dzienniku. W jednym z niedawnych wpisów (maj 2025) Martin wyłuszczył pretensje najbardziej rozgoryczonych czytelników – z ironią, ale i cieniem goryczy. „Już mnie skreśliliście – mnie albo książkę. Nigdy nie skończę Wichrów, a jeśli nawet, to nigdy Snu o wiośnie. A jeśli jakimś cudem skończę, to i tak nie będzie to dobre. Powinienem znaleźć innego pisarza, żeby mnie zastąpił… I tak wkrótce umrę, bo jestem taki stary” – sparodiował cierpko głosy krytyków. Tak, właśnie takie czarne wizje roztaczają najwięksi pesymiści w fandomie. Martin jednak nie pozostawił tego bez puenty. Zaraz dodał, że wbrew tym opiniom „wciąż zależy mu na Westeros” i kocha swoich Starków, Lannisterów, Targaryenów i pozostałe postacie jak własne dzieci. Innymi słowy – nie porzucił Pieśni lodu i ognia. Przeciwnie, zapewnia, że to wciąż jego priorytet, nawet jeśli trwa to tak długo.

Co więcej, Martin jest świadomy obaw o swój zdrowotny zegar. Skończył 76 lat, a fani otwarcie martwią się, czy zdoła doprowadzić sagę do końca. Sam zainteresowany reaguje na takie sugestie mieszaniną humoru i złości. Z jednej strony bagatelizuje sprawę – „Żyję i mam się całkiem dobrze!” – z drugiej, irytuje go bycie ciągle pytanym o własną śmierć. Wspominał, że pisanie idzie mu powoli, bo historia jest niezwykle złożona, a on nie chce iść na skróty. Zdarzyło mu się nawet ostrzec, że jeśli usłyszy jeszcze raz pytanie „Kiedy nowa książka?”, to kolejka do podpisu może się skończyć przed czasem. Krótko mówiąc, Martin żongluje nadzieją i frustracją: obiecuje dokończyć, ale terminu nie poda, bo sam już nie wie, ile to jeszcze potrwa.

Plany literackie: marzenia i rzeczywistość

Czy w ogóle istnieje mapa drogowa dla końcówki sagi? Martin twierdzi, że tak – od dawna ma w głowie wizję finału Pieśni lodu i ognia. Siódmy tom, Sen o wiośnie, jest planowany jako zwieńczenie cyklu, choć autor otwarcie przyznał, że nawet go jeszcze nie zaczął pisać, dopóki nie ukończy Wichrów zimy. Mityczny finał pozostaje więc mglistym „kiedyś”. Najpierw trzeba dostarczyć tom szósty. Optymiści wierzą, że skoro Wichry zimy są już w 3/4 gotowe, to może ujrzymy je w ciągu najbliższego roku czy dwóch. Pesymiści – a jest ich niemało – obawiają się, że nawet jeśli ta zima kiedyś nadejdzie, to wiosny możemy nie doczekać. Sam autor zaczął dopuszczać taką myśl publicznie: w grudniu 2024 r. przyznał, że być może nigdy nie ukończy powieści ani całej serii, choć zarzekał się równocześnie, że Wichry wciąż są dla niego priorytetem i absolutnie nie zamierza przechodzić na pisarską emeryturę. Innymi słowy – walczy dalej.

Plany wydawnicze Martina przypominają jednak długą listę życzeń, z której trudno będzie się wywiązać. Po Wichrach zimy autor chciałby (przynajmniej w teorii) jak najszybciej przejść do pisania finałowego Snu o wiośnie. Ale to nie wszystko. Martin rozbudził swoje uniwersum na tyle, że kusi go dalsze dopowiadanie pobocznych historii. Już zapowiedział, że po ukończeniu głównego cyklu zamierza napisać drugi tom kronik Targaryenów, czyli kontynuację Ognia i krwi. Tom ten (roboczo zatytułowany Blood & Fire) ma opisać losy dynastii aż do Robertowej rebelii, uzupełniając tym samym luki w historii Westeros. Co więcej, Martin marzy o napisaniu kolejnych opowieści o Dunku i Jaju – planował ich pierwotnie nawet kilkanaście! – które mógłby wydawać jako zbiory nowel. Uff… lista projektów jest długa, a doba – niestety – nie. Sam pisarz zażartował, że będzie musiał wcisnąć te wszystkie dodatkowe książki „w swoim ogromie wolnego czasu” między kolejnymi wielkimi powieściami. Słowem: ambitnie, ale mało realistycznie. Nic dziwnego, że komentatorzy kręcą z niedowierzaniem głowami. Jeden z publicystów stwierdził wprost, że myśl, jakoby Martin znalazł czas na te wszystkie Dunki i Targaryeny, jest rozczulająco naiwna – “to wręcz urocze”.

Obiektywnie patrząc, trudno sobie wyobrazić, by 76-letni autor zdążył spełnić wszystkie literackie obietnice. Nawet przy założeniu, że Wichry zimy ukończy w niedalekiej przyszłości, zostanie mu jeszcze kolosalny finał sagi do napisania od zera, a na dokładkę kolejne tysiące stron kronik i nowel. Być może Martin wierzy, że dożyje dwustu lat, albo – jak sugerują złośliwcy – po cichu liczy na eliksir młodości. Bardziej przyziemny plan B to przekazanie części projektów młodszym twórcom (w świecie telewizji już to następuje, w literaturze na razie stanowczo odżegnuje się od „współautorów”). Póki co Martin upiera się, że nikt inny za niego Pieśni lodu i ognia nie dokończy. Historia literatury zna przypadki sag ukończonych pośmiertnie przez innych pisarzy (choćby Brandon Sanderson domykający Koło Czasu za Roberta Jordana), lecz Martin ani myśli przekazywać pióra – przynajmniej dopóki żyje i wciąż ma nadzieję.

Fani – między frustracją a wiarą

Społeczność fanów sagi przeżywa istną huśtawkę nastrojów. Z początku przeważała cierpliwość i zaufanie: „Niech pisze tyle, ile trzeba, byle dobrze” – mówiono. Jednak lata mijają, a cierpliwość się wyczerpuje. Najwięksi entuzjaści wciąż wierzą, że mistrz fantasy ostatecznie dopnie swego i dostarczy im arcydzieło, na które warto było czekać. Bardziej zgorzkniali fani przerzucili się na czarny humor. Internet roi się od memów porównujących Martina do spóźnialskiego żółwia albo do kronikarza, który opisuje wszystko poza zakończeniem własnej opowieści. Pojawiają się żarty, że Wichry zimy to współczesna literacka Arka Noego – wszyscy o niej słyszeli, nikt nie widział, a czekamy, aż wreszcie popłynie. Popularne są też makabryczne zakłady, czy Martin zdoła ukończyć książki przed własnym zgonem. Sam autor przyznał z przekąsem, że niektórzy już piszą mu nekrologi i wątpią, czy kiedykolwiek skończy sagę.

Coraz częściej w fandomie pobrzmiewa rezygnacja. Część czytelników mówi wprost: „Pogodziłem się, że Pieśń lodu i ognia zostanie bez literackiego finału”. Dla nich serial HBO, mimo swoich wad, jest jedynym zakończeniem, jakie kiedykolwiek dostaną. Inni powtarzają, że nawet jeśli książki się ukażą, to już nie to samo – czar oczekiwania prysł, entuzjazm ostygł. Są i tacy, którzy czują się zawiedzeni postawą pisarza: zarzucają Martinowi niesłowność, brak dyscypliny, czy wręcz lekceważenie fanów. Każdy kolejny wpis na blogu o futbolu amerykańskim czy kolejnej antologii Dzikie Karty wywołuje u nich zgrzytanie zębów. W ich oczach Martin stał się niemal książkowym WCzK – Wielkim Czekaczem, Który (nie)Kończy.

Z drugiej strony, nie brak głosów broniących autora. Przypominają oni, że jakość ponad pośpiech – lepiej dostać późno świetną powieść niż szybko przeciętną. Wskazują, że Pieśń lodu i ognia to projekt życia Martina, rozbudowany w sposób bezprecedensowy, i że pisarz ma prawo się zmęczyć czy zniechęcić po tylu latach. Zauważają również, że presja ze strony części fandomu stała się toksyczna: żaden twórca nie pracuje dobrze pod ciągłym ostrzałem ponagleń i obelg. Sam Martin wyraził to dobitnie, prosząc fanów o wyrozumiałość i przypominając im o innych swoich utworach, które mogą czytać w międzyczasie. „Sięgnijcie po inne moje opowiadania, powieści, antologie – one już są, nie gryzą” – zdaje się mówić pisarz. Niestety, jak sam zauważył, dla części odbiorców liczy się tylko Westeros, reszta to szum tła.

Pozostaje pytanie: czy cała ta wierna (choć coraz bardziej znużona) społeczność doczeka się w końcu obiecanych tomów? Martin uwielbia powtarzać, że “winter is coming”, ale ta zima jakoś nadejść nie może. Nadzieja jednak umiera ostatnia – być może nawet po autorze. W fandomie krąży pół-żartem, pół-serio pomysł, że w razie najgorszego pałeczkę przejmie AI naszprycowana stylem GRRM i dokończy historię za niego. Brzmi absurdalnie? Cóż, całe to czekanie też kiedyś wydawało się absurdem.

Czy George R.R. Martin ukończy Wichry zimy i Sen o wiośnie? Na to pytanie nawet on sam nie umie dziś jednoznacznie odpowiedzieć. Pozostaje nam czytać jego kolejne (nierzadko barwne) oświadczenia, obserwować kolejne projekty i… cierpliwie czekać. Może pewnego dnia, ku zaskoczeniu niedowiarków, Wichry zimy rzeczywiście zawieją, a po długiej zimie nadejdzie upragniona wiosna. A jeśli nie? cóż – wtedy Pieśń lodu i ognia stanie się pieśnią bez ostatniej strofy, a my wszyscy będziemy musieli dopisać sobie zakończenie we własnej wyobraźni. Czy to nie jest w pewnym sensie ironicznie odpowiednie? W końcu w świecie George’a R.R. Martina nic nigdy nie układa się tak, jak byśmy tego oczekiwali.