Na papierze to tylko nowy Silent Hill, spin-off w innym miejscu i czasie. Ale Silent Hill f nie wygląda jak kolejna próba odgrzania kultowego IP. To coś znacznie bardziej ryzykownego. Nie dzieje się w amerykańskiej mgiełce. Nie straszy znanymi symbolami. Nie gra na nostalgii. Zamiast tego przenosi nas do Japonii sprzed dekad i każe wcielić się w zahukaną nastolatkę, która walczy nie tylko z potworami, ale przede wszystkim z oczekiwaniami społecznymi, samotnością i własnym rozpadem psychicznym. Brzmi znajomo? Tak, ale tylko na poziomie tonu. Bo reszta to coś zupełnie innego.
Scenariusz pisze Ryukishi07, człowiek, który uczynił z wizualnych powieści o cierpieniu i szaleństwie formę artystyczną. Jeśli When They Cry było dla ciebie tylko dziwacznym anime z krwią i lolitkami, Silent Hill f może cię całkiem zaskoczyć. Tu nie chodzi o szybkie jumpscare’y. Tu chodzi o powolne gnicie rzeczywistości. O kwiaty wyrastające z ciała. O społeczną presję, która przemienia się w fizyczny horror. To nie będzie miłe. Ma boleć.
Główna bohaterka, Hinako, nie nosi broni palnej. Nie jest detektywem, żołnierzem ani kimś, kto “umie w potwory”. Jest młodą dziewczyną, która, jak sugeruje zwiastun, stopniowo traci kontrolę nad własnym ciałem. To, co zaczyna się jak opowieść o outsiderce w małym miasteczku, przeradza się w organiczny koszmar. Graficznie wygląda to jak połączenie Guya Davisa z florą z “The Last of Us”, ale z japońskim twistem, tu wszystko zarasta, pełza, wnika pod skórę.
Za muzykę odpowiada Yamaoka – co samo w sobie jest znakiem jakości – ale towarzyszy mu ekipa młodszych kompozytorów, co może oznaczać ciekawe, świeże brzmienia. Jeśli dobrze to rozegrali, dostaniemy ambient, który nie będzie nas straszył, tylko powoli wypalał wewnątrz.
Nie wiadomo jeszcze, jak dokładnie będzie działać gameplay. Wiadomo jedynie, że walka jest “prowizoryczna”, a eksploracja ma być pełna symbolicznych zagadek i nieoczywistych decyzji. Jeśli rzeczywiście system walki pozostanie oszczędny, a napięcie zbudowane będzie na kruchości bohaterki, może to być jedno z najciekawszych podejść do psychologicznego horroru w grach od lat.Ale jest też ryzyko, bo Konami nie raz pokazało, że nostalgia i wizja nie zawsze idą u nich w parze. Jeśli Silent Hill f zostanie zredukowane do ładnie wyglądającego koridora z kilkoma cutscenkami i efektownym body horrorem, to żadne nazwiska w creditsach nie uratują tej gry przed łatką “ładna, ale bez duszy”. Ten świat potrzebuje ciężaru, powolności i wewnętrznego rozdarcia.
Intryguje mnie też wybór Japonii jako scenerii. To nie tylko egzotyka dla zachodniego odbiorcy. To może być próba powrotu do źródeł strachu, nie tych amerykańskich, lecz głęboko zakorzenionych w kulturze milczenia, obowiązku, wstydu i społecznej dyscypliny. Jeśli Ebisugaoka będzie miejscem nie tylko opętanym przez mgłę, ale i przez ludzką obojętność – to może być materiał na horror, który nie przeraża krzykiem, ale spojrzeniem matki, która mówi “zawiodłaś”.
I wreszcie: czy to w ogóle jeszcze Silent Hill, czy raczej coś nowego, na co naklejono znaną nazwę? Jeśli historia Hinako będzie tak osobista, jak sugerują twórcy, to znaczy, że marka przeszła pełną metamorfozę. I dobrze. Bo Silent Hill jako idea nigdy nie był zbiorem potworów czy lokalizacji. To był zawsze horror intymny. Jeśli ta gra będzie naprawdę o niej, a nie tylko o tym, co ją goni, to jestem gotowy.
Jeszcze nie grałem. Ale wiem jedno – niektóre kwiaty najlepiej kwitną w cieniu. I nie wszystkie nadają się do zrywania.