Pixar przez lata uchodził za niekwestionowanego mistrza animacji, ale ostatnia dekada mocno nadwyrężyła ten status. Najnowszy przykład? Elio, widowiskowe sci-fi za 154 miliony dolarów, które w kinach zaliczyło spektakularną porażkę. A jednak, na Disney+ film niespodziewanie stał się hitem.
Według danych FlixPatrol, Elio wskoczył na pierwsze miejsce listy najchętniej oglądanych tytułów platformy, wyprzedzając nawet aktorską wersję Lilo i Stitch. To spory zwrot akcji dla produkcji, która przy premierze przyniosła Pixarowi najniższe wyniki w historii.
Problem tkwi jednak głębiej. Podczas pandemii aż trzy filmy Pixara, Co w duszy gra, Luca i To nie wypanda, trafiły prosto na streaming, co przyzwyczaiło widzów, że nowe animacje studia ogląda się na kanapie, a nie w kinie. I choć sale wróciły do pełnej frekwencji, Pixar nie zdołał odczarować tej percepcji.
Ostatnie wyniki to potwierdzają. W głowie się nie mieści 2 zarobiło ponad miliard dolarów, ale Buzz Astral i Elio okazały się finansowymi wtopami, a Między nami żywiołami dopiero dzięki dobremu word-of-mouth wyszło na prostą. Co ciekawe, kino familijne wciąż radzi sobie świetnie – dowodem sukcesy Lilo i Stitch czy Minecraft: Film.
Sukces Elio na Disney+ pokazuje jedno: widzowie wciąż chcą oglądać Pixar, tylko nie czują presji, by robić to w weekend otwarcia. To ogromne wyzwanie dla studia, które budowało swoją markę na oryginalności i premierach wydarzeniowych.
Na horyzoncie są zarówno sequele (Toy Story 5, Iniemamocni 3), jak i nowe projekty: w marcu Hoppers, a później Gatto, opowieść o kocie wędrującym przez Wenecję. To właśnie od ich przyjęcia może zależeć kierunek, w jakim pójdzie Pixar.