„Wielki Marsz” to jedna z najmocniejszych adaptacji prozy Stephena Kinga, a zarazem jeden z jego najtrudniejszych do przeniesienia na ekran tekstów. Reżyserii podjął się Francis Lawrence („Constantine”, „Igrzyska śmierci”), a scenariusz napisał JT Mollner („Strange Darling”).
Mollner przyznał podczas San Diego Comic-Con w rozmowie z ComicBook, że największym stresem było to, czy King zaakceptuje jego pracę. „To ekscytujące, ale i przerażające, zwłaszcza gdy kochasz autora tak bardzo. Byłem pewien, że dobrze się odnajdę w tej historii, ale bałem się, że Stephen King nie polubi scenariusza. Kiedy okazało się, że mu się spodobał, to był naprawdę ważny moment”, wspominał.
Dla scenarzysty, który czuje głęboką więź z twórczością Kinga, aprobata mistrza horroru miała kluczowe znaczenie. „To opowieść, którą sam mógłbym wymyślić, dzieli artystyczne DNA z moim sercem. Francis podszedł do niej w unikalny sposób, wierny duchowi Kinga i jego bezwzględnemu tonowi”, dodał Mollner.
Pierwotnie wydana w 1979 roku pod pseudonimem Richard Bachman, powieść była pierwszym ukończonym dziełem Kinga, napisanym jeszcze w wieku 19 lat. Przez dekady próbowali ją adaptować m.in. George A. Romero czy Frank Darabont, lecz dopiero teraz udało się oddać jej „bezlitosny charakter”.
Film przedstawia mroczną wizję Ameryki przyszłości, w której młodzi mężczyźni biorą udział w śmiertelnym marszu, zejście poniżej trzech mil na godzinę oznacza natychmiastową egzekucję. W głównych rolach występują Cooper Hoffman jako Ray Garraty, David Jonsson jako Peter McVries i Mark Hamill jako demoniczny Major.
„Wielki Marsz” można już oglądać w kinach, a według wielu widzów i krytyków to jedna z najlepszych ekranizacji w dorobku Kinga.