Black Desert to gra, którą albo się kocha, albo… kompletnie nie rozumie. Już na starcie oszałamia urodą świata i liczbą możliwości, jakie daje graczowi, a jednocześnie potrafi przytłoczyć. To MMORPG akcji z otwartym światem, nastawione na sandboxową swobodę. Coś w rodzaju wirtualnej piaskownicy, w której sam decydujesz, kim chcesz być.
Gra wrzuca nas w realia konfliktu między dwoma potężnymi państwami, ale to tylko tło. Prawdziwa akcja kręci się wokół tajemniczych czarnych kamieni i demonicznego stworka zwanego Czarnym Duchem. To on wciąga cię w grę i to on – dosłownie – rośnie razem z tobą. Fabularnie to ciekawe, bo zamiast klasycznego „jesteś wybrańcem”, mamy bardziej „jesteś narzędziem jakiejś dziwnej siły”. Tyle że ta historia szybko znika z pola widzenia, bo gra nie prowadzi cię po sznurku, raczej podrzuca wskazówki i patrzy, co z nimi zrobisz.
Zanim ruszysz w świat, czeka cię kreator postaci, który bez przesady można nazwać jednym z najbardziej szczegółowych w grach. Możesz ustawić wszystko: od koloru źrenic po długość palców. Serio. Gra pozwala stworzyć postać jak z katalogu mody albo jak z horroru, zależnie od gustu.
System walki to jeden z największych atutów gry. Nie ma tu klasycznego targetowania przeciwników i klepania przycisków. Każda umiejętność to osobna kombinacja klawiszy. Musisz unikać, celować, myśleć w ruchu. Gra bardziej przypomina bijatykę 3D niż typowe MMO. A każda z kilkudziesięciu klas postaci walczy zupełnie inaczej. I co ważne, postać z czasem się przebudza i zmienia styl walki, więc jedna klasa daje tak naprawdę dwie różne drogi.
Tu nie chodzi tylko o to, że możesz walczyć. Możesz też handlować, uprawiać rolę, łowić ryby, gotować, alchemizować, hodować konie… Tak, możesz nawet stworzyć własną stajnię i próbować wyhodować konia marzeń. Każda z tych aktywności ma osobny poziom doświadczenia. Można być mistrzem rybołówstwa, nie zabijając żadnego potwora.
Najciekawsze jest to, że wszystko się ze sobą łączy. Chcesz łowić? Przyda się lepszy statek. Chcesz ulepszyć statek? Musisz zdobyć drewno i zatrudnić pracowników. I tak dalej. Świat gry żyje i wszystko w nim ma swoje miejsce.
Dla tych, którzy wolą rywalizację, też się znajdzie coś mocnego. PvP odblokowuje się po 50 poziomie i od tej pory każdy może cię zaatakować w odpowiednich miejscach. Ale największą atrakcją są wojny gildii o węzły i zamki. To regularne oblężenia z udziałem setek graczy, z machinami oblężniczymi, słoniami bojowymi i dzikim chaosem. Kto wygra, ten zbiera podatki z regionu.
Poza tym jest otwarte PvP i system karmy, który karze za bezsensowne ataki. A jeśli chcesz grać solo, to też możesz, nikt ci niczego nie narzuca.
Black Desert wygląda przepięknie. Detale, animacje, efekty pogodowe, wszystko to wciąga. Świat jest ogromny, zróżnicowany i po prostu chce się go zwiedzać. Do tego dochodzi pełny cykl dnia i nocy, zmieniająca się pogoda i różnorodne klimaty, od lasów po pustynie i orientalne świątynie.
Muzyka i dźwięk też dają radę. Orkiestralna ścieżka, efekty środowiskowe, dynamiczne przejścia, wszystko buduje klimat.
Tu dochodzimy do największego minusa. Choć gra nie ma abonamentu, to mikropłatności są obecne wszędzie. I niestety, nie tylko kosmetyczne. Gra bardzo chętnie „sprzedaje wygodę”. Bez zwierzaków zbierających loot jest męczarnia. Limit wagi, sloty ekwipunku, namiot z kuźnią – wszystko da się zdobyć, ale bardzo długo to trwa. Lub… płacisz i masz od razu.
Czy to pay-to-win? Bardziej pay-to-save-your-time. Da się grać bez płacenia, ale momentami jest to droga przez mękę. Jeśli jesteś cierpliwy – przeżyjesz. Jeśli nie – portfel będzie się otwierać sam.
Twórcy gry regularnie wypuszczają nowe klasy, regiony i zmiany w balansie. Ostatnio doszedł ogromny dodatek inspirowany Koreą z nowymi bossami i historią. Wszystkie dodatki są darmowe, gra się rozwija, nawet po tylu latach. Mało tego, są też wersje na konsole i urządzenia mobilne, więc gra żyje na wielu platformach i wciąż przyciąga graczy.
Black Desert to nietypowe MMORPG, które daje ci wolność wyboru i milion możliwości. Nie każdemu się spodoba, brak klasycznych dungeonów, mało fabularnych questów, momentami grind. Ale jeśli lubisz swobodę, piękne światy i własny rytm gry, to przepadniesz na długo.
To gra, która nie prowadzi cię za rękę. Musisz chcieć, szukać, odkrywać. Ale gdy już znajdziesz swoją drogę, ciężko się oderwać. Może nie jest to idealna gra dla każdego, ale dla wielu stała się drugim domem, wirtualnym życiem i miejscem, gdzie każda sesja to inna historia.