Scarlett Johansson oficjalnie wkracza do świata dinozaurów. A żeby było zabawniej – wymusił to sam Steven Spielberg. „Jeśli jej nie weźmiemy, to mnie zabije” – rzucił podczas spotkania castingowego z reżyserem Garethem Edwardsem w siedzibie Universal. Czy to był żart? Może, ale wszyscy wiemy, że w Hollywood takie żarty potrafią decydować o wielomilionowych kontraktach. Johansson, która od lat czaiła się na rolę w serii Jurassic, w końcu dopięła swego. I wygląda na to, że dobrze się stało.
Zora Bennett, w którą wciela się aktorka, to operatorka do zadań specjalnych, która zostaje wysłana do tropikalnej biosfery pełnej dinozaurów, żeby wydobyć DNA trzech gigantów – z lądu, powietrza i morza. Akcja? Jest. Korporacyjny cynizm? Obecny. Misja? Jasne, że pójdzie nie tak. W podróży towarzyszą jej Mahershala Ali jako Duncan Kincaid i Jonathan Bailey jako dr Henry Loomis, ale już wiadomo, że największym zaskoczeniem nie będą ani raptory, ani mutacje, tylko to, że tym razem nie będzie żadnego trójkąta miłosnego. Johansson od razu zaznaczyła, że nie po to czekała tyle lat na swoją dino-przygodę, żeby lądować między jednym a drugim facetem w melodramacie klasy B. I dobrze.
Warto dodać, że postać Zory wcale nie była pisana jako kobieta – David Koepp, scenarzysta oryginalnego Parku Jurajskiego, zostawił płeć otwartą, a Edwards postawił na aktorkę, która nie tylko przyciąga wzrok, ale też potrafi wnieść coś więcej. Wspomina o niej z czułością: „Nie da się znaleźć nikogo lepszego. Po pracy z nią wszystko stało się jasne”. A to w ustach reżysera, który wcześniej wycisnął emocje z robotycznego Dartha Vadera, brzmi jak oświadczenie miłosne.
Spielberg, choć oficjalnie tylko patrzy z boku, ewidentnie ciągle ciągnie za sznurki. Jego rekomendacja, nawet jeśli ubrana w żart, nie jest do zignorowania. To on zasiała ziarno, które teraz wybucha w formie kolejnej odsłony serii, która przecież już raz zaczęła zjadać własny ogon. Ale może tym razem będzie inaczej. Edwards zapowiada powrót do korzeni, z odrobiną nostalgii, szczyptą napięcia rodem ze Szczęk i bohaterką, która nie zamierza się nikomu podlizywać.
Premiera już 2 lipca 2025 roku, a w powietrzu już czuć popcorn i dinozaurzy oddech. Będzie blockbuster, będą dzieci w kinie, będą memy. Ale jeśli rzeczywiście uda się zamienić korporacyjną misję w kino z duszą, to może tym razem faktycznie warto wrócić do parku. O ile nie będzie znowu sceny, gdzie ktoś biegnie szybciej niż tyranozaur w szpilkach.