Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Recenzje

Recenzja: Lochy i Kwoki – Josep M. Allué i Dani Gómez

Przepis na sukces dobrej gry imprezowej to szybkie tempo, spora doza humoru oraz proste zasady. Te trzy iście podstawowe filary planszówek bez najmniejszego problemu odnajdziemy w nowym tytule z portfolio Black Monk Games, w którym to dobra zabawa i duch rywalizacji czekają na graczy przy każdym wyłożeniu kart. Nie ma chyba bardziej motywującego zadania, aniżeli zdobycie góry skarbów ze smoczej jaskini tuż przed nosem naszych przeciwników, przy równoczesnym akompaniamencie ich bojowych okrzyków i uderzeń rękami o stół.

Omawianą grę stworzył znany między innymi z „Tornado Ellie”, „Baobabu” czy „Duże i włochate” Josep M. Allué w duecie z Danielem Gómezem, a więc nie sposób dziwić się świetnie skomponowanej strukturze „Lochów i kwok”, skoro autorzy mają na koncie już nie jedną udaną imprezówkę. Wykorzystując jedynie karty oraz dwa żetony, skonstruowali doskonale działający, zabawny tytuł, nadający się do gry zarówno w gronie przyjaciół, rodziny, jak i młodszych graczy. I choć przywodzi on na myśl „Pogromców potworów”, to jest to jak najbardziej pozytywne porównanie, gdyż obie gry działając na podobnych zasadach oferują zgoła odmienne wrażenia z rozgrywki, stanowiąc idealne przykłady pozycji wykorzystujących spostrzegawczość i refleks.

W przykuwającym uwagę pudełku o genialnie zaprojektowanej okładce i wnętrzu znajdziemy aż sto dziewięć kart przedstawiających wnętrze smoczej komnaty ze skarbami oraz jedną z samym smokiem pilnującym swych zdobyczy, spory żeton skrzyni i tarczy, ponadto krótką, zwięzłą i zrozumiałą instrukcję. Wszystko to zostało zilustrowane w sposób perfekcyjnie wpisujący się w estetykę wydawnictwa, czyli mocno kreskówkowy, kolorowy i żartobliwy. Karty prezentują nie najgorszą jakość i nie powinny zbyt szybko ulec przetarciu, choć fakt, że zawierają czarną obwódkę, znacząco podkreśla wszelkie wyszczerbienia i zagięcia, na szczęście żetony wykonane z drewna są wyjątkowo solidne i wytrzymałe.

Przygotowanie do rozgrywki jest bajecznie proste, tak samo z resztą, jak i sama gra. Wystarczy umieścić w zasięgu wszystkich graczy oba żetony oraz kartę smoka po czym przetasować talię i rozdać każdemu po takiej samej ilości kart. Następnie wszyscy jednocześnie wymawiają formułkę: po-łu-py! (lub po prostu: raz-dwa-trzy) i odkrywają po jednej karcie ze swojego stosu, tak aby każdy miał dobrą widoczność na znajdujące się na kartach symbole. Osoba, która jako pierwsza zauważy, którego skarbu jest najwięcej i prawidłowo wykrzyknie jego nazwę zgarnia wszystkie leżące na stole karty, jednak w przypadku, gdy będzie remis, należy złapać za skrzynię – tak samo jak wcześniej, kto zrobi to najszybciej zgarnia wszystko. Istotnie jednak są jeszcze dwie reguły: gdy na którejkolwiek karcie widoczny będzie smok (a najczęściej jego fragment), bezzwłocznie należy położyć rękę na tarczy, a ostatni z graczy mający rękę na wierzchu zmuszony będzie oddać wszystkie zdobyte dotychczas karty, na których widnieje jeden ze skarbów z karty ze smokiem (sposobem na uratowanie swoich łupów jest posiadanie wśród nich karty kwoki, wtedy smok zadowala się przekąską); oraz zasada, że gdy na którejkolwiek z kart znajduje się niezapalona pochodnia (czyli w komnacie jest ciemno), gracz może położyć na niej rękę zdobywając ją bez względu na to, kto wygrał pozostałe skarby. Gra kończy się w momencie, gdy gracze wyczyszczą całkowicie swoje talie, po czym liczą zdobyte karty i wygrywa ten, kto uzbierał ich najwięcej.

Jak widać zasady można wytłumaczyć dosłownie w trzy minuty, choć mimo iż są one tak proste, początkowe dwie, trzy partie będą dość mocno chaotyczne ze względu na potrzebę naprawdę szybkiego przyswajania zdobytej wiedzy i przełożenia jej na rzeczywistość. Czyli na porządku dziennym będą sytuacje, gdy ktoś wykrzyknie „Perła!”, ktoś złapie za skrzynie, a jeszcze ktoś inny za tarczę, co wywoła natychmiastową lawinę rąk rzucających się do żetonu; a wszystko to rozegra się w przeciągu zaledwie paru sekund. Nie da się więc ukryć, że jest to tytuł w głównej mierze opierający się na losowości, a wszelką taktykę bądź plan zastępuje zręczność oraz bystre oko.

Duża liczba kart oraz szybkość rozgrywki gwarantują nam to, że nie znużymy się zbyt szybko próbując zgarnąć jak największą ilość skarbów, a dobrze bawiące się w trakcie towarzystwo bez przeszkód rozegra dwie, a nawet trzy partie z rzędu. Nie jest to też tytuł mogący utrzymać ciężar głównego punktu spotkania, to raczej świetna pozycja na początek, dla rozgrzewki i rozluźnienia atmosfery. Liczba graczy biorących udział w spotkaniu także ma niestety dość spore znaczenie, gdyż nie jest to gra przeznaczona dla duetów, ani dużej grupy – dedykowane pięć osób to zdecydowane maksimum. Grając w dwójkę poziom trudności będzie zdecydowanie zbyt niski, przez co prędko wkradnie się znużenie i powtarzalność, zaś przy dużej ilości chętnych chaos będzie najlepszym określeniem tego, co wydarzy się na stole. Najlepiej gra sprawdza się w gronie trzy, czteroosobowym, kiedy to zarówno poziom trudności, jak i zabawy jest na najbardziej zrównoważonym poziomie.

Jak na grę imprezową przystało, poziom interakcji jest tutaj dość wysoki, gracze rywalizując ze sobą będą przekrzykiwać się nawzajem, walczyć o żetony i karty ze zgaszonymi latarniami, przez co gwałtowne przybicie naszej dłoni do skrzyni bądź stołu nie będzie niczym niezwykłym. Tak gwałtowna i emocjonująca rozgrywka o negatywnym zabarwieniu bezsprzecznie nie przypasuje wszystkim, tym bardziej w gronie nowych znajomych nie każdy będzie dobrze się czuć z koniecznością dotknięcia obcego gracza, w innym przypadku taki tytuł może zaś stanowić bardzo dobry pretekst do lepszego poznania się i przełamania pierwszych lodów. Trudno tu również o doszukiwanie się głębszego klimatu, gdyż jest to po prostu szybka, zabawna i emocjonująca rozgrywka, w której temat występuje jedynie w formie warstwy graficznej i w żaden sposób nie odbija się na mechanice czy samej sesji.

„Lochy i Kwoki” to pełnokrwisty tytuł pretendujący do miana hitu na niemalże każdej imprezie. Bez przeszkód zagracie razem z kumplami, z rodziną lub z młodszym rodzeństwem, choć na wypad do knajpy raczej nie zabierzecie gry wymagającej przekrzykiwania się nad stołem. Jeśli więc brakuje wam w waszej growej biblioteczce tytułu dynamicznego, wymagającego jednocześnie refleksu i spostrzegawczości, idealnego na rozgrzewkę, bez zastanowienia powinniście zaopatrzyć się kolejną świetną pozycję dostarczoną nam przez Black Monka. Nie pozostaje nic innego jak tylko zasiąść do gry i zakrzyknąć: „PO-ŁU-PY!”

Natalia Stanek