Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Balsamista, tom 3 | Anatomia samotności

Trzeci tom Balsamisty to wyraźna zmiana rytmu – z antologii miniatur przechodzimy do jednej, rozciągniętej historii. Tym razem cofamy się w przeszłość Shinjirō, do czasów, gdy był jeszcze tylko chłopcem z amerykańskim ojcem i japońską matką, dzieciakiem nieakceptowanym, naznaczonym. I choć zabrakło tu opowieści o „tych, którzy zostali”, zyskaliśmy coś innego, możliwość spojrzenia na to, jak powstaje człowiek, który nie potrafi się związać, ale potrafi przygotować ciało do odejścia.

To tom o samotności. Tej dziecięcej, drapieżnej, niezrozumianej, ukrytej za krzykiem i buntem. O ojcu, który był zbyt nieobecny, zbyt inny. O matce, która znika zbyt wcześnie. O szkole, która nie była azylem, a areną osamotnienia. To właśnie tam zaczyna się historia balsamisty, nie w prosektorium, ale w pustym pokoju chłopca, który zbyt wcześnie musiał zrozumieć, że bliskość boli.

Dla niektórych tom 3 będzie rozczarowaniem, nie ma tu miniatur, brak jest Azuki, nie ma „klientów śmierci”. Ale jest coś innego: budowa portretu człowieka. Zrozumienie tego, jak przeszłość lepi nasze wybory. Ten tom nie porywa tempem, ale boli. I to boleśnie prawdziwie.

Narracyjnie tom mógłby zyskać, gdyby retrospekcja była przepleciona wydarzeniami z teraźniejszości, bo bez tego miejscami traci napięcie. Ale jednocześnie – być może właśnie ta monotonia dzieciństwa, te szkolne dni i domowe dramaty, mają nas znużyć, jak znużyły Mamiyę.

Estetycznie Mihara nadal wyciszona, ale w tej części pojawia się więcej kadrowych eksperymentów, szarości dzieciństwa, klaustrofobiczne kadry, sceny pozornie statyczne, a jednak poruszające. Kreska wciąż nie krzyczy, ale tym razem nie szepcze też z emocji, raczej z pamięci.

To nie jest tom, który zostaje przez pojedynczą scenę. To tom, który zostaje przez całą swoją wymowę: samotność nie bierze się znikąd. I tylko ten, kto ją zrozumiał, może próbować pomóc innym, nawet jeśli nie umie pomóc sobie.