Nie każdy dom ma numer, nie każdy dom ma fundamenty. Niektóre mają kołatkę, która czeka dokładnie na ten jeden, jedyny dotyk. W Domu na skraju magii Amy Sparkes zabiera nas do takiego właśnie miejsca, dziwacznego, pełnego osobliwości, czarów i… niespodziewanego ciepła. To opowieść o Dziewiątce, dziewczynce, która nie ma nic, ale przypadkiem trafia do miejsca, gdzie może dostać wszystko. O ile odważy się po to sięgnąć.
Dziewiątka to nie imię, to pozycja. Dziewiąta w kolejce do względnej łaski gangstera Szmala, który z piwnicy Gniazda Tysiąca Skarbów uczynił kuźnię małych złodziei. Bez rodziny, bez imienia, bez przyszłości, Dziewiątka zna życie od brudnej strony. Wie, że życie nie rozdaje truskawek. Ale pewnego dnia, podczas jednej z kieszonkowych wypraw, kradnie coś z pozoru błahego, ozdobę w kształcie domku. To nie jest jednak zwykła błyskotka. Wystarczy jedno stuknięcie do maleńkich niebieskich drzwi, by otworzyła się brama do zupełnie innego świata.
Dom rośnie. Dziewiątka trafia do środka i natychmiast zostaje wciągnięta w wir wydarzeń. Czeka tam na nią ekscentryczny czarodziej Mroczysław, który gra w klasy z niepokojącą pasją, kamerdyner troll Eryk z obsesją na punkcie sprzątania, a także… Doktor Łyżka, drewniany sztuciec z opinią na każdy temat. Cała ta osobliwa kompania żyje od lat uwięziona przez klątwę rzuconą przez tajemniczą wiedźmę. Każdy kolejny dzień sprawia, że mieszkańcy kurczą się coraz bardziej. Nadzieja pojawia się wtedy, gdy ktoś zapuka do drzwi, a tym kimś właśnie jest Dziewiątka.
Amy Sparkes stworzyła świat, który nie tyle ma zasady, ile ma swoją własną logikę. Tu magiczny dom żyje, oddycha, zmienia się, obraża, wspiera i rozśmiesza. Pokoje znikają i pojawiają się, herbaciane szafki się obrażają, a biblioteka potrafi mówić. To miejsce, które wydaje się chaotyczne, a jednak ma w sobie uderzającą spójność. Autorka zgrabnie balansuje na granicy nonsensu i znaczenia, wszystko tu jest dziwne, ale nigdy przypadkowe.
Choć Dom na skraju magii na pierwszy rzut oka wygląda jak lekka przygodówka dla dzieci w stylu „Alicji w Krainie Czarów”, w rzeczywistości niesie ze sobą emocjonalny ciężar, który czyni tę historię znacznie bardziej wielowymiarową. Dziewiątka to bohaterka nie tyle waleczna, co… poobijana. Zamknięta w sobie, nieufna, nawykła do radzenia sobie sama, nie wierzy w bezinteresowność. A mimo to, kiedy widzi potrzebę, działa. I to właśnie jej powolna przemiana, umiejętność dopuszczenia innych do swojego świata, jest sednem tej książki. Przygoda przygodą, ale to zaufanie, nadzieja i odnajdywanie poczucia bycia czyjąś, to w tej opowieści naprawdę wybrzmiewa.
Dobrze, że Sparkes nie robi z Dziewiątki od razu bohaterki gotowej na poświęcenie. Jej rozwój jest subtelny, prowadzony z wyczuciem. Młody czytelnik widzi, że zmiana nie musi być nagła, że można się bać, wątpić, popełniać błędy, a mimo to zmierzać ku czemuś lepszemu.
Ogromną zaletą książki są także jej mieszkańcy. Choć są to postacie niemal kreskówkowe, zresztą z premedytacją, mają w sobie iskrę, która sprawia, że nie da się ich nie lubić. Nawet jeśli czasem są irytujący, nadmiernie ekspresyjni, zbyt… dziwni, mają swoje miejsce, swój sens. Są śmieszni, ale nie śmieszni „z dziecinności”, ich humor ma w sobie więcej Roalda Dahla niż zbyt łatwego slapsticku.
Dla młodszych czytelników Dom na skraju magii będzie emocjonującą historią z czarami, trollami i rozmownymi łyżkami. Dla nieco starszych – okazją do odkrycia, że czasem największa magia kryje się w tym, że ktoś powie: „zostań z nami”. Że rodzina to nie tylko krew. I że nawet życie, które zaczyna się od chłodu piwnicy, może kiedyś pachnieć truskawkami.