Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Królestwo Kwarcu, tom 1 | Kiedy czarne skrzydła lecą pod wiatr

Czasem wystarczy jeden kadr, by wiedzieć, że to będzie coś. W Królestwie Kwarcu takim kadrem są czarne skrzydła Blue. Nie dlatego, że są „inne”. Dlatego, że są znakiem sprzeciwu wobec świata, który uwielbia porządek, czystość i złudzenia. I nie lubi, kiedy ktoś ten ład zaburza. Blue robi to już samym istnieniem. I chwała jej za to.

Debiutancki tom tej mangi to mieszanka baśni, dramatu o dorastaniu i fantasy z melancholijnym posmakiem. Mamy sierotę, mamy magiczne królestwo, mamy anioły walczące z demonami i Boginię, która podobno wszystkim steruje. Brzmi znajomo? Może i tak. Ale Królestwo Kwarcu nie opowiada tej historii tak, jak się tego spodziewasz.

Blue to postać, której się nie współczuje, jej się kibicuje. Nie roztkliwia się nad sobą, nie czeka aż ktoś poda jej skrzydło. Jest traktowana jak trędowata, wytykana palcami, a jednak nie traci celu z oczu. Chce zostać Aniołem. Pomagać ludziom. Chronić to królestwo, które jej nienawidzi. I tu już robi się ciekawie, bo Rikachi-style (choć to Bomhat) mamy więcej niuansów niż się wydaje.

Przez pierwsze rozdziały manga maluje świat pełen blasku i klasycznej hierarchii, kto ma białe skrzydła, ten anioł. Kto czarne, ten zło. Banał? Tylko na pozór. Szybko dostajemy w twarz tym, że świat nie jest ani sprawiedliwy, ani czysty. Bohaterowie drugoplanowi z jednym skrzydłem, z protezami, zranieni nie tylko fizycznie, to nie są tylko „dodatki”. To świat, który coś już przeżył. I to czuć.

A potem przychodzi książę Cassian. I tu manga robi pierwszy unik. Bo to nie jest typowy księżulo z bajki. Jest ciepły, ciekawy, i co ważne, nie wybawia Blue. On ją zauważa. I to wystarczy, by historia ruszyła z kopyta.

Nie chcę spoilerować, ale… w tym tomie robi się ciemno. Naprawdę. Ton opowieści zmienia się z „dziewczynka z marzeniami” na „dziewczynka, która musi przetrwać coś, o czym nie miała pojęcia”. Kiedy manga przyspiesza, nie robi tego przez efektowną bitwę, tylko przez bardzo osobisty kryzys. I to działa. Gęsto robi się emocjonalnie, a nie eksplodująco.

Graficznie to cudo. Serio. Feathers porn. Włosy, pióra, światło, jakby ktoś próbował rysować Ghibli na czarno-biało. Strony oddychają. W kadrze potrafi być więcej emocji niż w całym monologu. Książę wygląda jakby właśnie zszedł z okładki artbooka, a Blue ma mimikę, która robi robotę nawet wtedy, gdy nie mówi nic.

Pierwszy tom kończy się timeskipem i jest to jeden z tych zabiegów, które mają sens. Blue się zmienia. Ale nie od razu. I to nie jest proste „teraz jestem silna”. To bardziej: teraz wiem, że nie będzie łatwiej, ale idę dalej. I to najpiękniejsze, co mogło się w tej historii wydarzyć.

Królestwo Kwarcu zapowiada się na serię, która nie będzie się bała tematów. Inności. Odrzucenia. Siły mimo braku siły. I chociaż świat tu bywa okrutny, historia nie traci serca.