Lavie Tidhar po raz kolejny udowadnia, że science fiction może być formą literackiej poezji, a nie tylko technologicznym fajerwerkiem. Neom, drugi tom po Stacji Centralnej, wprowadza nas w świat postapokaliptycznego Bliskiego Wschodu, gdzie pył pustyni miesza się z nanotechnologią, a bóstwo zaczyna przybierać formy syntetyczne. Autor nie sili się na galaktyczny rozmach; jego historia toczy się niespiesznie, organicznie, jakby prowadzona przez sam klimat miasta, w którym technologia nie służy już rozwojowi, ale stała się reliktem i przypowieścią.
Neom nie jest tętnącą metropolią przyszłości, lecz cmentarzyskiem ambicji i dystopijną przestrogą. To tutaj przecinają się losy Mariam, zmęczonej życiem sprzątaczki, Eliasa, ostatniego z plemienia beduinów, Nasira, policjanta zgaszonego codziennością, oraz robota-proroka, który postanawia wskrzesić Złotego Człowieka. Choć fabularnie to historia o misji i spotkaniach, jej prawdziwym rdzeniem są pytania o naturę istnienia, sens religii i znaczenie przeszłości w świecie, który już dawno o niej zapomniał.
Roboty, androidy i wirtualne byty w Neomie nie są tylko technologicznymi rekwizytami. Stają się nośnikami metafizycznego niepokoju, symbolami porzuconych idei i pytań, których ludzkość nie potrafiła rozwiązać, zanim zatraciła siebie w posthumanistycznym chaosie. Czy byt nieludzki może mieć duszę? Czy zrodzony przez człowieka artefakt może odkupić jego winy? Tidhar nie odpowiada, ale snuje przypowieść, która zapada w pamięć bardziej niż niejeden klasyczny traktat filozoficzny.
Narracja, prowadzona z wielogłosu bohaterów, tworzy mozaikę perspektyw, w której świat staje się tłem dla rozważań o przemijaniu, winie i świeckości świata, który przestał marzyć. Jakby autor celowo oddalał nas od spektakularnych rozwiązań fabularnych, kierując nas ku opowieści o ludziach zagubionych w postcyfrowym labiryncie.
Nieprzypadkowe są tu też odniesienia biblijne i religijne tropy: od symboliki Morza Czerwonego, przez archetyp mesjasza, po alegorię odkupienia, które zostaje dokonane nie przez człowieka, lecz przez robota. W ten sposób Neom zamienia się w tekst kontrreligijny i prowokacyjny, bawiący się z czytelnikiem jego wiarą w antropocentryzm.
Z technicznego punktu widzenia powieść imponuje skrótem i precyzją. W zaledwie 240 stronach Tidhar potrafi zasugerować uniwersum równie rozbudowane, co kilkutomowe epopeje. Opowieść, choć spokojna w rytmie, nie nuży, lecz hipnotyzuje. Język jest prosty, ale gęsty od znaczeń. Dialogi naturalne, a jednocześnie obudowane filozoficzną mgiełką.
Neom to nie tylko świetna kontynuacja Stacji Centralnej, ale przede wszystkim samodzielna, dojrzała i złożona opowieść, która potrafi zaintrygować, wzruszyć i zaniepokoić. To science fiction, które nie chce przyszłości opisać, ale zrozumieć, a przez to trafia bliżej prawdy niż wiele bardziej spektakularnych opowieści. Dla czytelników gotowych na literacką podróż nie ku gwiazdom, ale ku sensowi, Neom może okazać się objawieniem.