Nowa wiosna to prequel monumentalnego cyklu Koło Czasu i książka, która pokazuje, jak to wszystko się zaczęło. Teoretycznie. Bo choć na okładce mowa o narodzinach Smoka Odrodzonego, krwawych bitwach i misji ratującej świat, to w praktyce mamy coś zupełnie innego: powolną, drobiazgową opowieść o początkach Moiraine i Lana, dwójki bohaterów, którzy w głównej serii zawsze trzymali się z boku i otaczali tajemnicą.
W Nowej wiośnie poznajemy ich z zupełnie innej strony. Moiraine to młoda Przyjęta, szkoląca się na Aes Sedai, która z bliska ogląda intrygi Białej Wieży. Lan to niekoronowany król upadłego narodu, żołnierz, który dopiero zaczyna rozumieć, dokąd zmierza jego los. Ich ścieżki przecinają się dopiero pod koniec książki, ale właśnie ta powolna droga do ich spotkania ma być sednem historii.
I tu pojawia się problem: opis książki sugeruje dynamiczne fantasy, a dostajemy bardzo kameralną, momentami wręcz obyczajową powieść. Dużo tu codzienności, raporty, listy, wizyty u krawcowych, życie w klasztornym rygorze Wieży. Jordan skupia się na szczegółach: kto co nosi, jak wygląda sala, kto komu się kłania. To nie jest fantasy z wielkimi bitwami i efektowną magią, tylko złożony portret świata i bohaterów. Dla niektórych to zaleta, dla innych, bariera nie do przejścia.
Fani głównej serii z pewnością docenią możliwość zajrzenia za kulisy Białej Wieży. To właśnie tutaj rozkręcają się tryby Koła Czasu, jeszcze zanim Rand al’Thor przyjdzie na świat. Moiraine i Siuan są świadkami przepowiedni, która z czasem doprowadzi je do Emond’s Field, ale do tego daleka droga. To książka bardziej o procesie niż o kulminacji.
Nie brakuje jednak zarzutów. Nawet wierni czytelnicy Jordana mogą poczuć się zmęczeni: fabularnie książka jest bardzo prosta, a sposób jej prowadzenia, nieśpieszny do granic możliwości. Opisy sukni, budynków, wnętrz i gestów potrafią przytłoczyć. Jeśli ktoś dopiero chce sprawdzić, czy “Koło Czasu” jest dla niego, niech zacznie gdzie indziej. Ten tom nie pokazuje, co w serii najlepsze. A jeśli ktoś nie zna jeszcze Moiraine, może jej nie polubić, bo tu poznajemy ją w wersji, której raczej nie pokazuje w głównym cyklu: młodą, porywczą, pełną emocji.
Ale jeśli Koło Czasu masz już za sobą, to Nowa wiosna może być bardzo przyjemnym dodatkiem. To nie jest książka, która coś zmienia, ale taka, która coś dopełnia. Pokazuje Moiraine i Lana nie jako twardych graczy, ale jako ludzi, którzy dopiero się nimi stają. Jordan robi to z charakterystyczną dla siebie dbałością o detale, budując atmosferę powoli, warstwa po warstwie. Akcji jest mało, ale napięcia i klimatu, sporo.
I choć wielu czytelników narzeka, że “nic się tu nie dzieje”, to trzeba przyznać jedno, Robert Jordan dalej potrafi budować świat, w którym aż chce się zanurzyć. I właśnie to sprawia, że nawet taki niepozorny prequel może mieć sens.