Lee Su-Yeon nie pisze, by bawić. Pisze, by przerabiać żałobę, rozbrajać milczenie i nazywać to, czego nie umiemy powiedzieć. Ostatni telefon to powieść, która z delikatnością literatury koreańskiej, psychologiczną precyzją i nutą realizmu magicznego, mierzy się z tym, co niewyobrażalne: śmiercią samobójczą i tym, co zostaje po niej.
Główna bohaterka, Jian, pracuje jako terapeutka specjalizująca się w tzw. autopsji psychologicznej. To znaczy, że jej codzienność to wejście w umysł tych, którzy zdecydowali się odejść, i zbudowanie mostu dla tych, którzy zostali. Nie robi tego z wyższością ani obowiązkowością. Sama niesie stratę. Sama odwiedza budkę telefoniczną, w której można raz jeszcze usłyszeć głos ukochanej osoby. Nie jest jasne, czy to magia, czy metafora, ale nie ma to znaczenia, bo emocjonalna siła tej budki wbija w ziemię. To tu rodzi się tytułowy „ostatni telefon”, nie do zmarłego, ale do tego, co w nas umarło razem z nim.
Każda z sześciu historii w tej książe to osobna tragedia, ale i osobna opowieść o przetrwaniu. Su-Yeon nie interesuje sensacja, tylko zrozumienie. Dlatego jej narracja jest delikatna, niemal szeptana, ale niepozbawiona siły. Potrafi przytłoczyć jednym zdaniem, które rozbiera nasze obrony. Opisuje ludzi tak, jakby ich znała od zawsze, nie ocenia, tylko pokazuje, ile ran może nosić pojedyncze życie.
To nie jest proza terapeutyczna w stylu taniego poradnika. To emocjonalne EKG w formie literackiej. Su-Yeon potrafi pisać zarówno o tych, którzy odeszli, jak i o tych, którzy zostali z pytaniami, których nikt nie zadał. Każda historia to przypomnienie, że śmierć nie zamyka opowieści, tylko otwiera nową, zwykle bardziej bolesną. To, co wydaje się smutkiem nie do uniesienia, u Su-Yeon staje się cichą formą nadziei: że można żyć dalej, mimo pustki.
Literacko to książka bardzo dojrzale skomponowana. Motyw budki telefonicznej, obecny w azjatyckiej popkulturze, zostaje tu przetworzony w coś intymnego, osobistego. Nie jest gadżetem fantasy, tylko narzędziem konfrontacji z niewypowiedzianym. Autorka wie, kiedy zatrzymać narrację, kiedy pozwolić ciszy wybrzmieć. Nie przesadza z dramatem, nie potrzebuje go. Jej siłą jest empatia.
Czy ta książka jest dla każego? Nie. Trzeba wejść w nią z gotowością. Nie emocjonalną siłą, ale zgodą na to, że będziemy słuchać, nie rozumiejąc. I może w tym tkwi największa wartość Ostatniego telefonu: to nie książka, która rozwiązuje ból. To taka, która pokazuje, że nie jesteśmy w nim sami.