Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Podziemne Tokio, tom 1–2 | Piekło ma korytarze z betonu, a śmierć przychodzi z łopatą

Są takie historie, które zaczynają się jak mokry sen fana brutalnych survival horrorów. Grupa licealistów, tajemnicze zniknięcie, świat spod powierzchni rzeczywistości, w którym każdy grzech kosztuje życie. Podziemne Tokio od Kenjiego Sakakiego miało wszystko, by wbić się w klimat Battle Royale czy Psyrena. I owszem, wbija się… ale bardziej jak kij między szprychy niż hak w krtań.

Pierwszy tom od razu ustawia klimat. Już otwierająca scena, gdzie grupa uczniów znęca się nad nauczycielem, wali z grubej rury. Ma wzbudzić odrazę, wywołać reakcję „co tu się, do cholery, dzieje”. I robi to. Problem zaczyna się później, kiedy okazuje się, że emocje, które powinny narastać, zamiast tego rozlewają się w nijakie kadry i przeciętne dialogi. Niby coś się dzieje, niby jest akcja, ale trudno się w to zaangażować. Za dużo przegadania, za mało sensu w tym, co bohaterowie mówią. Szczególnie gdy zamiast napięcia dostajemy dziwne kadry na bieliznę albo ujęcia, które próbują być fanserwisem w środku grozy. No nie.

Yami i Yomi, nasi główni bliźniacy, to para z potencjałem. Jeden zbuntowany, drugi bardziej empatyczny, obaj związani ze sobą dość dosłownie: czują nawzajem swoje obrażenia. I to byłby fajny motyw, gdyby ich osobowości nie wypadały tak płasko. Brakuje pazura, czegoś, co by przyciągało do nich uwagę na dłużej niż jeden rozdział. Nawet kiedy wreszcie wychodzą z cienia, przejmują dowodzenie i próbują ratować klasę, nie czuć, że niosą fabułę na swoich barkach. Raczej idą z prądem, reagując na wydarzenia, zamiast je prowokować.

Po samobójstwie nauczyciela który zaskakująco skutecznie przeklina całą klasę, rozpoczyna się właściwa gra. Podziemne Tokio, miejsce z miejskiej legendy, to niby coś w rodzaju piekła dla grzeszników. Zasady są proste: albo przechodzisz przez kolejne próby, albo umierasz. I od razu trafiamy na pierwszego strażnika, kolesia z łopatą, który wygląda jak biedniejszy brat Klucznika z Wiedźmina. Macha tym swoim narzędziem jakby miał kontrakt z producentem sprzętu ogrodowego, ale cały ten pojedynek przypomina bardziej chaotyczne RPG z lat 2000 niż dobrze rozpisaną scenę walki. Bohaterowie znikają jeden po drugim, głównie dlatego, że nie potrafią myśleć. A ci, którzy zostają, mają więcej szczęścia niż sensu.

Trzeba jednak przyznać, że pomysł na pokonanie przeciwnika nie był taki zły. Nie wystarczyło po prostu go rozwalić, trzeba było zrozumieć zasady. I to było okej. Szkoda tylko, że rozwiązanie przyszło nie z własnych przemyśleń bohaterów, tylko z zewnętrznego źródła. Trochę jakby autor sam nie był pewien, czy jego postaci dadzą radę.

Drugi tom to już nieco inna bajka. Bohaterowie ruszają dalej, ranni, wyczerpani, ale żywi. I mimo że tempo nadal momentami kuleje, robi się ciekawiej. Pojawiają się nowe postacie, które z miejsca wzbudzają większe zainteresowanie niż bliźniaki. Jest więcej tajemnicy, więcej grozy, a klimat staje się mroczniejszy. Nieprzesadnie brutalny, ale wystarczająco niepokojący, by trzymać się fabuły. Trafiamy na Targ Grzeszników, nowe miejsce, nowi przeciwnicy, nowe zasady. I coraz mniej pewności, czy ktokolwiek z tej klasy naprawdę ma szansę wrócić do normalności.

To, co mnie osobiście ucieszyło, to lekki shift w tonie. Mniej pustego gadania, więcej konkretów. Zaczynają pojawiać się pytania: czym tak naprawdę jest Podziemne Tokio? Kto pociąga za sznurki? Czemu akurat ta klasa została wybrana? A najważniejsze, czy wszystko, co się dzieje, to tylko kara, czy może ktoś robi z tego jeszcze większą grę?

Sakaki ma pomysł. Widać, że to nie jest totalna improwizacja. Są zalążki większej fabuły, są tropy, które mogą zaprowadzić nas głębiej. Problem w tym, że póki co brakuje mu trochę konsekwencji. Niektóre wątki się rozpadają, postaci podejmują absurdalne decyzje, a napięcie czasem znika, zanim się na dobre pojawi. Ale nie jest tak, że nic nie działa. Rysunkowo seria stoi na solidnym poziomie, nawet jeśli nie każdemu podejdzie styl kreski. Postaci główne czasem wyglądają zbyt „czysto” jak na horror, ale sceny walki i tła są dopracowane. W momentach, gdy trzeba pokazać przemoc, jest intensywnie, ale bez przesady. No i klimat, lekko opresyjny, duszny, jakby zaraz coś miało wyskoczyć zza rogu. To działa.

Po dwóch tomach trudno powiedzieć, czy Podziemne Tokio to będzie coś więcej niż niezobowiązujący survival z kilkoma fajnymi motywami. Na razie balansuje gdzieś na granicy guilty pleasure i nieudanego eksperymentu. Nie porwało mnie, nie złapało za gardło, ale też nie odrzuciło kompletnie. To seria z potencjałem, która jeszcze nie zdecydowała, czym chce być. Krwawym horrorem, metaforą kary i odkupienia, czy po prostu rozrywką spod znaku „kto przetrwa, ten wygra”.

Co wyróżnia tom 1:

Szokujący prolog, który dobrze ustawia brutalny klimat historii

Wprowadzenie bliźniaków i ich nietypowej więzi

Walka z Łopaciarzem jako klasyczne „pierwsze starcie” w stylu survival horroru

Chaotyczna, ale pełna potencjału struktura świata

Co wyróżnia tom 2:

Pojawienie się nowych postaci, które wzbudzają większe zainteresowanie niż główni bohaterowie

Targ Grzeszników Toyosu jako nowe, bardziej rozbudowane środowisko

Atmosfera narastającej paranoi i niepewności

Mniej pustych dialogów, więcej konkretnych tropów fabularnych