Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: Równoumagicznienie | Gdy magia ma swój czas i płeć

Równoumagicznienie Terry’ego Pratchetta to nie tylko kolejny rozdział w cyklu Świata Dysku, ale również subtelna, przewrotna i zaskakująco poważna opowieść o granicach, które ustanawia tradycja, i o tym, jak mogą one zostać przekroczone. Choć Pratchett znany jest z satyry, błyskotliwego humoru i absurdu, w tym tomie ukazuje, że za śmiechem często kryje się ostrze krytyki społecznej.

Na pozór to historia o tym, że magia, dotąd zarezerwowana dla mężczyzn, może zostać poskromiona także przez kobietę. Bohaterką opowieści jest Eskarina Smith, dziewczynka, która przypadkiem, a może i nie, zostaje obdarzona różdżką oraz tytułem czarodzieja. Pratchett zaczyna od prostego absurdu: ósmy syn ósmego syna ma zostać czarodziejem. Ale co, jeśli ósmym synem okazuje się… córka?

Punktem ciężkości tej historii jest konfrontacja jednostki z systemem, który uparcie nie dopuszcza myśli o zmianie. Uniwersytet Niewidoczny w Ankh-Morpork, arcymęska instytucja magiczna, staje się tłem nie tyle przygód, ile intelektualnej wojny płci i tożsamości. Pratchett nie moralizuje. Zamiast tego podszywa każdą scenę absurdalnym humorem, który odsłania mechanizmy społecznej inercji, stereotypów i hierarchii.

W tle mamy mentorkę Esk — Babcię Weatherwax — która pozornie reprezentuje zupełnie inną magię, kobiecą, praktyczną, opartą na ziołach i „głowologii”, ale która równie dobrze wie, kiedy trzeba użyć siły, a kiedy logiki. Relacja między Esk a Babcią to jeden z najciekawszych wątków w całej książce. Nie chodzi tu o standardową ścieżkę „mistrzyni i uczennicy”, lecz o pełnoprawny dialog międzypokoleniowy i kobiecy, w którym doświadczenie, bunt i intuicja szukają wspólnego języka.

Choć fabuła prowadzi nas przez świat znany z poprzednich tomów, Równoumagicznienie różni się tonem. Nie ma tu spektakularnych bitew ani wielkich katastrof. Konflikt toczy się w strukturach społecznych, w akademickich korytarzach i w głowach bohaterów. Największe starcie to nie walka z potworami, lecz z niewidzialnym murem, który oddziela to, co „dozwolone”, od tego, co „wymyślone na nowo”.

Pratchett pokazuje tu, jak ważne jest zakwestionowanie autorytetu, zwłaszcza jeśli opiera się on wyłącznie na konwencji. Esk nie pragnie zniszczyć systemu, lecz znaleźć w nim miejsce dla siebie. Nie chce udowodnić, że kobieta jest „lepszym czarodziejem”, chce tylko móc być czarodziejem, jeśli taka jest jej droga.

Styl Pratchetta jest jak zwykle lekki, szybki i pełen słownych gier, jednak w Równoumagicznieniu czuć pod powierzchnią opowieści gęstsze, bardziej osadzone pytania. To jedna z tych książek, które z wiekiem czyta się inaczej: jako dziecko można śledzić przygody Esk z rozbawieniem, ale jako dorosły czytelnik, dostrzega się, że Pratchett był nie tylko pisarzem fantasy, ale i uważnym obserwatorem świata.

To również powieść, która zaskakuje skalą swojego „niekrzyczącego” feminizmu. Pratchett nie staje na barykadach, nie atakuje otwarcie, zamiast tego zadaje niewinne pytanie: „a co jeśli magia też może być równa?”. I nie potrzebuje więcej słów, by rozsadzić zastały porządek od środka.

Równoumagicznienie nie jest może najbardziej spektakularną odsłoną Świata Dysku, ale to jedna z jego najinteligentniejszych, najbardziej wyważonych i najodważniejszych książek. To cicha rewolucja w stylu Pratchetta, z herbatą, ironią i niepozorną dziewczynką, która pewnego dnia decyduje się wejść tam, gdzie nigdy nie pozwolono jej być. I wcale nie musi krzyczeć, byśmy słyszeli ją bardzo wyraźnie.