Cavan Scott zamyka drugą fazę „Wielkiej Republiki” powieścią, która działa jak klamra spinająca wszystkie wątki, a przy okazji udowadnia, że YA w Gwiezdnych Wojnach może być tak samo druzgocące jak Zemsta Sithów. To równocześnie prequel do wydarzeń fazy I, kronika upadku sekty Ścieżki Otwartej Dłoni i studium tego, jak idea wolności zamienia się w krucjatę krwi.
Marda i Yana Ro – kuzynki, które jeszcze w Ścieżce Zdrady dzieliło tylko podejście do obiadowych dyskusji o Jedi, teraz stoją po przeciwnych stronach tego samego fanatycznego ognia. Marda z oddaniem służy Matce, wierząc, że uwolnienie Mocy to misja wyższa niż własne bezpieczeństwo, podczas gdy Yana próbuje obalić charyzmatyczną przywódczynię, sprzymierzając się z ojcem zmarłej ukochanej. Ich rozjazd etyczny jest ostrzejszy niż skok w nadprzestrzeń bez komputera nawigacyjnego.
Matka, czyli Elecia Zeveron, rozwija swoją sektę w pełnoprawny kult z podręcznika psychomanipulacji – wystarczy jedno skinienie, a wyznawcy porzucają rodziny, logikę i zdrowy rozsądek. Scott pokazuje krok po kroku, jak te mechanizmy działają: od wspólnotowych śpiewów na Dalnie po obowiązkowe „wspomnienia” o tym, że Jedi są największymi pasożytami galaktyki.
Kulminacją obsesji Mardy jest ekspedycja na Planet X, by sprowadzić kolejne Nameless, bestie wyłączające połączenie z Mocą szybciej niż wapowanie kabli w korwecie klasy Coronet. Te potwory, zwane Levelerami, dosłownie zamieniają Jedi w przerażone posągi i są najpotężniejszym argumentem kultu przeciw „nadużywaniu” Mocy. Każde ich pojawienie się to koszmar dla rycerzy i cicha radość Matki, która planuje Wielkie Uwolnienie.
Tymczasem Yana odkrywa, że święte hasła Matki to przykrywka dla osobistej żądzy władzy, i że Path dryfuje ku formie, którą w fazie I poznamy jako Nihil. Jej próba zamachu stanu przypomina sabotaż na pokładzie Gwiezdnego Niszczyciela: wszystko idzie nie tak, a trup ściele się gęściej niż komentarze na HoloNetcie po premierze sequeli.
Finałowa Bitwa o Dalnę, widziana tym razem oczami złoczyńców, to esencja „anty-heroicznej” perspektywy: Jedi wracają, żeby „zaprowadzić pokój”, Matka wypuszcza Nameless, a Marda prowokuje kataklizm, który w przyszłości odbije się republice czkawką większą niż Drengiry. Scott nie szczędzi szczegółów wojennych okropieństw ani groteskowego efektu petryfikacji – każdy padnięty Jedi to kolejny gwóźdź do trumny ich legendy.
Warto odnotować, że Ścieżka Zemsty to najdłuższa powieść YA w kanonie, drobny font i objętość przewyższają nawet Utracone gwiazdy, co pozwala autorowi na oddech tam, gdzie faza II dotąd gnała na złamanie karku. Dzięki temu zarówno relacja kuzynek Ro, jak i desperacja Matki dostają odpowiednią przestrzeń, choć kosztem tempa w środkowych rozdziałach.
Scott pisze z typowym dla siebie wyczuciem „emocjonalnego miecza świetlnego”: jednym ciosem tnie wątpliwości, drugim, serca czytelników. Ukłony w stronę komiksów, audio-dramatów i wcześniejszych książek sklejają całość w mozaikę, która przygotowuje grunt pod fazę III równie elegancko, jak „Rising Storm” zbudowało most po Wielkiej Hiperruśniętej Katastrofie.
Czy to idealne domknięcie? Nie. Jedi nadal wydają się zaskakująco ospali wobec dowodów na istnienie Levelerów, a kilka scen romansowych trąci gwiezdną brazylianą. Jednak finałowe rozliczenie Mardy z własnym fanatyzmem i brutalny epilog sprawiają, że książka wbija się w pamięć niczym odcisk vibronoża. To mroczna perła, która pokazuje, że w odległej galaktyce wojna dusz bywa ciekawsza niż bitwa laserów.