Trylogia Dartha Bane’a to klasyk wśród gwiezdnowojennych „Legend” i punkt obowiązkowy dla fanów Ciemnej Strony. Drew Karpyshyn opowiada historię Dessela, górnika z Apatros, który krok po kroku staje się Darth Banem, twórcą Zasady Dwóch. Brzmi jak mroczne fantasy w realiach science fiction? Bo trochę tak właśnie jest.
Zaczynamy w brudnej kopalni, gdzie Des jest nikim. Jego życie to praca, długi i agresja. A potem, sabak, bójka z żołnierzami i konieczność ucieczki. Trafia do armii Sithów, szybko pnie się po szczeblach brutalnej kariery i wreszcie dostaje się do Akademii na Korribanie. Tam staje się Banem.
To najlepszy tom z całej trylogii, surowy, intensywny i bardzo konkretny. Poznajemy nie tylko genezę Bane’a, ale też realia wojny Jedi z Bractwem Ciemności i mentalność Sithów, której nie pokazuje żadna z głównych filmowych sag. Brudna, okrutna, pełna zdrad i walki o wpływy. Karpyshyn świetnie pokazuje, jak rodzi się potęga nie tylko fizyczna, ale i ideologiczna, Bane odrzuca skompromitowane Bractwo i tworzy własną filozofię: „Zawsze dwóch ich jest”.
Wciągające tempo, dobra dynamika postaci, przemyślany świat, to zdecydowanie tom, który zasługuje na osobną rekomendację.
Bane znalazł uczennicę, Zannah. Młodą dziewczynę z morderczym potencjałem. I zaczyna się szkolenie. Ale nie idzie łatwo. Nie tylko dlatego, że Sithowie nie znoszą słabości, Bane zaczyna mieć wątpliwości, choruje (orbaliski to w ogóle osobny temat), a Zannah ma coraz więcej własnych planów.
Drugi tom jest wolniejszy, bardziej rozciągnięty i pełen ekspozycji. Autor chwilami za bardzo skupia się na przypominaniu, co działo się wcześniej. Pojawia się więcej polityki, więcej planowania, mniej dynamiki. Ale są też plusy, Zannah przestaje być tylko tłem, a jej manipulacje i iluzje potrafią naprawdę zaskoczyć. Ciekawie wypada też kontrast między brutalnością Bane’a a subtelnością jego uczennicy. I pojawia się napięcie: kiedy wreszcie przyjdzie moment, w którym uczeń spróbuje zabić mistrza?
Trzeci tom to długi finał, który… nie wszystkich zadowolił. Mamy tu już pełnoprawną walkę o sukcesję, Bane czuje, że jego czas dobiega końca i testuje Zannah, która, zgodnie z Zasadą, musi zabić mistrza i go zastąpić. Problem w tym, że całość ciągnie się, rozdziały przypominają wątki z poprzednich części, a samo starcie finałowe nie daje tego katharsis, którego można było się spodziewać.
Zannah błyszczy, ale w dość przewidywalny sposób. Bane ma swoje momenty, ale brakuje mu tej charyzmy z pierwszego tomu. Autor co prawda próbuje domknąć wszystkie wątki, ale robi to metodą „kopiuj-wklej z poprzednich rozdziałów”, co zaczyna męczyć. Klimatu mroku i intensywności pierwszego tomu tutaj już nie czuć. Mimo wszystko, to wciąż ważna część historii Sithów, chociaż raczej dla tych, którzy są już wciągnięci w całość.
Zdecydowanie warto przeczytać „Drogę Zagłady”. To świetna książka – nie tylko jako historia Bane’a, ale jako opowieść o tym, jak rodzi się potęga, kiedy wszystko jest przeciwko tobie. Kolejne tomy? Dla tych, którzy chcą poznać całą historię i zobaczyć, jak działa Zasada Dwóch w praktyce. Ale jeśli oczekujesz coraz większych emocji, możesz się zawieść, poziom spada, a finał nie daje satysfakcji na miarę potencjału.
Trylogia Dartha Bane’a to dobry przykład na to, że czasem bardziej interesująca od samej mocy jest droga do niej. Szkoda tylko, że nie wszystkie etapy tej drogi są równie ciekawe.