Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Arcyważne, Film, Recenzje

Recenzja: John Wick: Chapter 3 – Parabellum

Druga część przygód Johna Wicka starała się rozbudować świat płatnych zabójców, ale robiła to niestety kosztem tempa filmu. Jedynka była prawdziwą petardą – po pierwszym akcie w którym poznawaliśmy głównego bohatera, rozpoczynała festiwal strzelanin, pościgów i pojedynków, który nie kończył się aż do samego finału. Na szczęście trzecia część przygód Wicka nie popełnia podobnego błędu, bo choć w dalszym ciągu buduje mitologię współczesnych asasynów, praktycznie nie zwalnia tempa ani przez chwilę. W dodatku robi to w tak spektakularny sposób, jak nigdy wcześniej!

Przygotowując kolejną część cyklu, twórcy stanęli przed nie lada wyzwaniem – w jaki sposób przebić to, co mieliśmy okazję zobaczyć we wcześniejszych odsłonach przygód Johna Wicka. Odpowiedź na to wyzwanie może nieco podzielić fanów, ponieważ choć z jednej strony w dalszym ciągu zachowana została ogromna dbałość o szczegóły – jak chociażby to, że Baba Jaga nie tylko przeładowuje broń często (co przecież w kinie akcji specjalnie popularne nie jest), ale też dokładnie wtedy, kiedy powinna mu się skończyć amunicja – tak sama choreografia pojedynków zaczęła zmierzać w rejony od realizmu naprawdę dalekie. Z tego co zauważyłem wśród opinii krążących w Sieci na temat „Johna Wicka 3”, często porównuje się kierunek w którym zmierza seria do tego, jaki obrano w przypadku marki „Szybcy i Wściekli”, i ja także przychylam się do tego stwierdzenia. Nie uważam tego bynajmniej za wadę – cykl dzięki temu nie stoi w miejscu, oferując w zamian ogromną ilość radochy wszystkim fanom wypełnionego strzelaninami i pojedynkami kina. Dzięki temu możemy zobaczyć cudowne sceny, w których Wick ściga się na motorach po ulicach Nowego Jorku z bandą uzbrojonych w katany Japończyków, albo używa konia jako niezwykle efektownego narzędzia mordu. Nie wspominając nawet o tym, co tu wyprawiają wyszkolone psy…

I choć Keanu Reeves w głównej roli jest równie dobry co w poprzednich częściach, tym razem momentami schodzi z pierwszego planu – głównie w niezwykle długiej scenie akcji z udziałem postaci granej przez Halle Berry. Występ tej aktorki był o tyle zaskakujący, że do tej pory raczej nie kojarzyła się nam z rozbudowanymi sekwencjami pojedynków, tymczasem w „John Wick 3” pokazuje naprawdę ogromną klasę, nie ustępując Reevesowi na krok. Szkolenie jakie przeszła – nie tylko z obsługi broni i sztuk walki, ale też treningu psów bojowych – było mordercze, jednak efekty są rewelacyjne. I aż szkoda, że Berry nie dostała nieco więcej czasu ekranowego. Mam nadzieję, że w przypadku kolejnej części – ta już została zapowiedziana na 2021 rok – aktorka ponownie wcieli się w Sofię, a my będziemy mieli okazję obejrzeć także inne gościnne występy. Konsjerż hotelu Continental już tutaj pokazał, że kiedy wyjdzie zza lady potrafi być równie skuteczny co w recepcji…

„John Wick 3” jest przy tym przepełniony nawiązaniami do kina akcji w takim stopniu, że miłośnicy gatunku będą zachwyceni – z finałową sceną oddającą hołd „Wejściu Smoka” na czele. Chad Stahelski po raz kolejny udowodnił, że jest w stanie wyreżyserować kino akcji na niesamowitym poziomie, a ja już nie mogę się doczekać odpowiedzi Davida Leitcha, najchętniej w postaci „Atomic Blonde 2”. Jeśli do tej pory jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć żadnej części z cyklu o płatnych zabójcach, nadróbcie je na Netflix i biegnijcie do kina, a czeka was dwugodzinna orgia przemocy – zabijanie na ekranie jeszcze nigdy nie wyglądało tak pięknie.