Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Arcyważne, Film, Recenzje

Recenzja: Toy Story 4

Po pierwszym seansie „Toy Story 4” byłem do tego stopnia zaskoczony tym co zobaczyłem, że recenzję postanowiłem napisać dopiero po kolejnej wizycie w kinie – zupełnie inaczej odbiera się wszak bajkę wśród recenzentów, a inaczej na sali pełnej dzieci, szczególnie, jeśli jedno z nich to twoje własne. Za pierwszym razem szedłem do kina z nastawieniem, że czeka mnie nowe otwarcie dla nowego widza – moje pokolenie dostało swoją opowieść o zabawkach towarzyszących Andy’emu w cudownie zakończonej trylogii – teraz pora na historię dla współczesnych dzieci, które będą mogły dorastać wraz z Bonnie. Tymczasem, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, opowiedziana w „Toy Story 4” historia w dalszym ciągu kierowana jest do widza, który pierwszą część oglądał w kinie jako dziecko.

Czwarta odsłona serii o zabawkach rozpoczyna się krótką retrospekcją z dnia, w którym dom Andy’ego opuściła pasterka Bou. Nierozbudowanie jej relacji z Chudym w poprzednich filmach, do spółki z pożegnaniem poza ekranem, było jedną z nielicznych wad serii, dlatego dobrze zobaczyć, że twórcy postanawiają oddać tej postaci sprawiedliwość; Nikogo kto oglądał zwiastuny nie powinno chyba dziwić, że Pasterka powraca w dalszej części filmu, i to w prominentnej roli. Wracając jednak do zawiązania fabuły – Chudy coraz rzadziej wybierany jest na towarzysza zabaw Bonnie, dlatego gdy widzi, że dziewczynkę przeraża perspektywa pójścia do szkoły, postanawia spełnić swój obowiązek i potajemnie wesprzeć ją w trakcie pierwszego dnia w nowym miejscu. Choć odstawiony na boczny tor, wciąż ma w sobie ogromne poczucie obowiązku, i nie wyobraża sobie, że mógłby robić cokolwiek innego niż wspieranie swojego dziecka. Szkolna eskapada kończy się powstaniem nowej ukochanej zabawki Bonnie, Sztućka, którego to dziewczynka zrobiła ze śmieci. Sztuciek, ku przerażeniu Chudego, nie ma jednak zamiaru wspierać swojego dziecka, marząc jedynie o powrocie do macierzy – czyli do śmieci. Sytuacja komplikuje się tym bardziej, że swoje marzenie próbuje zrealizować w każdej sekundzie życia, a rodzina Bonnie wraz z zabawkami wybiera się na krótki wyjazd kamperem. Chudy będzie więc musiał wcielić się w rolę, którą dobrze zna każdy rodzic…

Snuta w „Toy Story 4” opowieść cały czas krąży wokół motywu odpowiedzialności oraz poszukiwania własnej tożsamości. Na przykładzie zabawek twórcy opowiadają nam historię, która skłania do zastanowienia się dokąd tak naprawdę zmierzamy, co powinniśmy robić w życiu, jaka jest relacja pomiędzy własnym szczęściem, a poczuciem obowiązku – wobec innych ludzi, ich oczekiwań. Zdecydowanie nie są to tematy, które zaprzątały by głowę dzieci, ponieważ tak jak wspominałem we wstępie – „Toy Story 4” nie sprawia wrażenia, jakby było do nich kierowane w pierwszej kolejności. Wybór konwencji powoduje, że młodsi widzowie oczywiście będą się bawić dobrze, ale odnoszę wrażenie, że nie aż tak, jak w przypadku wcześniejszych części. Nawet żarty celują w nieco starszego odbiorcę, co uderzyło mnie szczególnie w trakcie pokazu na sali pełnej rodzin – wielokrotnie to rodzice się śmiali, podczas gdy dzieci siedziały cicho. Nie są to oczywiście modne swego czasu (pytanie na ile wśród twórców bajek, a na ile wśród polskich tłumaczy) żarty o seksie, przemycane pod płaszczykiem mniej lub bardziej niewinnych aluzji, żeby czasem dzieci się nie zorientowały; Pixar to zbyt dobre studio, żeby pozwolić sobie na tandetę typu reklamy piwa bezalkoholowego z lat 90., a translacja na nasz język na szczęście nie została pod tym względem dośmieszniona.

Odniosłem wrażenie, że opowieść w znacznie większym stopniu została zbudowana wokół Chudego, niż miało to miejsce w poprzednich częściach. Poza Bou większość znanych nam zabawek otrzymuje tu role w najlepszym razie drugoplanowe, co niekoniecznie musi być wadą – zmiana była konieczna, a oglądanie po raz kolejny, jak bohaterowie żeby wydostać się z kłopotów korzystają z umiejętności Cienkiego czy Pana Bulwy byłoby nudne. Zamiast tego możemy w akcji oglądać chociażby skrzywdzonego przez reklamy kaskadera Druha Wybucha. Z nowych zabawek świetnie wypada Gabi Gabi – jej wątek rozwija się w piękny sposób, którego początkowo zupełnie się nie spodziewałem. Ku mojemu zaskoczeniu, polubiłem też Sztućka – po obejrzeniu zwiastunów byłem pewien, że będzie mnie niezwykle irytował. Tego samego nie mogę niestety powiedzieć o duecie Bunio i Kwaku – ci byli dokładnie tak denerwujący jak w materiałach promocyjnych, i cieszę się, że nie otrzymali wiele czasu ekranowego. Oczywiście dzieci Kwaka i Bunia pokochają, i tylko takie stare pryki jak ja cierpią z ich powodu.

Po raz kolejny fantastyczny jest Robert Czebotar – aktor ten ma tak pełen empatii głos, że wystarczy jedno wypowiedzianego przez niego zdanie, a już wiesz wszystko o charakterze Chudego. Równie wysoki poziom zaprezentowała Julia Kamińska jako Gabi Gabi – mógłbym słuchać jej godzinami. Nie wiem jednak co pokusiło reżysera polskiego dubbingu, żeby ponownie obsadzić w roli Bou Edytę Olszówkę – postać tę grały już dwie aktorki, mogła i trzecia. Zdaję sobie sprawę, że Pasterka od czasu pobytu w domu Andy’ego trochę przeszła, ale w „Toy Story 4” brzmi, jakby przez te kilka lat dzień zaczynała od ćwiartki zagryzionej mocnym bez filtra. Co chwilę miałem wrażenie, że za chwilę rzuci tekstem w stylu „poratuj złotóweczką kierowniku”…

Z serią Toy Story jestem na bieżąco – co prawda skończył się już w domu okres, kiedy bajki o Chudym i reszcie leciały w domu 24h na dobę, ale w dalszym ciągu goszczą w napędzie odtwarzacza często – i niesamowite wrażenie robi przeskok, jaki w tym czasie wykonała animacja komputerowa. Otwierająca czwartą część scena, w której zabawki zmagają się z ulewnym deszczem, jest olśniewająca! Ilość i poziom detali sprawia, że długo musiałem zbierać szczękę z podłogi. Jestem pewien, że kiedy „czwórka” ukaże się na nośnikach, spędzę wiele czasu obserwując szczegóły, jakie twórcy przygotowali w tle. Już w trakcie drugiego seansu miałem mnóstwo zabawy chociażby z obserwowania, jak różną fakturę mają kolejne zabawki.

Ciekawi mnie, szczególnie po obejrzeniu zakończenia, w którym kierunku pójdzie marka Toy Story. Gadżety z filmu to zbyt duża góra forsy do zebrania, żeby Disney miał ten temat odpuścić, dlatego kolejna część to prawdopodobnie jedynie kwestia czasu. Dopóki jednak Pixar „wyciska” serię w taki sposób, jak w przypadku „Toy Story 4” – czyli dając widzom kolejny znakomity film, nie odstający poziomem od poprzednich, a nie wypuszczając potworka pokroju „Aut 2” – proszę mnie doić panie Pixarze.