Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Felietony

Brandon Mull – Ojciec Boru Baśni

Zabawny, otwarty na kontakt ze swymi czytelnikami i chętnie opowiadający o różnorodnych inspiracjach. Pisze książki, jakie sam chciałby przeczytać. Zwykle rozmyśla latami nad opowieściami, zanim poczuje się gotowy do pisania – taki opis zapewne mówi o wielu twórcach z piórem w dłoni. I pasuje też do Brandona Mulla, ojca „Baśnioboru” (i nie tylko).

W literackich dyskusjach i na forach poświęconych literaturze fantasy zdecydowanie za rzadko pada nazwisko Brandona Mulla. Gdy mówi się o prozie młodzieżowej o wiele częściej wspomina się J.K. Rowling, a jeśli już pojawia się Brandon, to Sanderson, a nie inny, przecież nie aż tak mało znany imiennik. Smutne są takie spostrzeżenia, acz radość człowieka bierze, gdy wpisując w YouTube hasło „Brandon Mull” albo „Baśniobór” zostajemy zalewani wszelkiego rodzaju – w melioratywnym sensie – treściami powiązanymi z twórczością i samym autorem. Szczególnie zaś cieszy kulturotwórczy aspekt utworów amerykańskiego pisarza. Dlatego myślę, że warto przyjrzeć się Mullowi bliżej, a jest ku temu okazja – premiera „Smoczej straży”, kontynuacji jego sztandarowego cyklu.

Brandon MullUrodził się 8 listopada 1974 roku w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Uczęszczał do Mt. Diablo Elementary School w Clayton w Kalifornii, Pine Hollow Middle School, a następnie do Clayton Valley. Udało mu się także ukończyć Uniwersytet Brighama Younga. Obecnie mieszka w malowniczej dolinie przy ujściu kanionu w Highland w stanie Utah wraz z żoną Mary, czwórką dzieci oraz psem Buffy. Przez dwa lata służył misji Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich w Chile, tam też na pustyni Atakama w północnej części kraju uczył się hiszpańskiego i żonglowania. Oprócz tego – nim wziął się za pisarską karierę – zajmował się także promowaniem filmów, instalowaniem patio, był komikiem, recepcjonistą, copywriterem i opiekunem kurczaków. Nieraz znalazł się na szczycie listy bestsellerów „New York Timesa”.

Od zawsze chciał pisać. Odrobinę mało to oryginalne, jeżeli wypowiada to wzięty autor, ale gdy osadzimy to w konkretnym kontekście, być może na wypowiedź padnie zupełnie inne światło. Swe pragnienie bardzo długo ukrywał w obawie, że inni zaczną martwić się tym, że próbując i starając się nie osiągnie tego celu, choć nie chciał też, aby znajomi myśleli, iż zwariował. Przeróżne historie i przygody rozpoczął wymyślać już w dzieciństwie, a czasem dzielił się nimi z rodzeństwem oraz przyjaciółmi. Pamięta, że snucie opowieści w swej głowie zajmowało mu dużą część dzieciństwa, natomiast kiedy dorósł, jego fabuły dojrzały i postanowił udostępnić je innym – tak rozpoczęła się droga do zawodowego pisarstwa.

Jak napisać bestseller?

Idea pisania Mulla obracała się początkowo wokół dobrych scen, które razem zbudują dobrą książkę – dlatego w liceum i college’u generalnie ćwiczył pisanie krótkich opowiadań. Po ukończeniu studiów napisał pierwszą pełnowymiarową powieść, ale została odrzucona przez wielu wydawców. Dopiero, gdy trafiła w ręce redaktora oficyny Shadow Mountain Publishing, który co prawda nie kupił akurat tej historii, lecz poprosił o coś innego – wówczas Mull napisał „Baśniobór”.

Brandon „Baśnioborem” zadebiutował w 2006 roku. W 2010 roku skończył całość – pięciotomowy cykl i ogłosił, że nie napisze tomu szóstego. Obszedł to tworząc sequel, otwierający zupełnie nową serię w tym samym świecie i z tymi samymi bohaterami, ale ukierunkowaną w gdzie indziej. „Smocza straż”, taki tytuł nosi pierwszy tom i zarazem cały planowany pięcioksiąg, ewoluował w ciągu kilku lat i urósł do rangi historii, którą autor musiał opowiedzieć. Liczba tomów wzoruje się na wcześniejszym „Baśnioborze”, a sam pisarz ma zamiar rokrocznie wydawać jedną część.

Wracając jednak do początków – „Baśniobór” przerósł jego najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewał się, że tak szybko znajdzie swoich odbiorców. Książka została napisana w przeciągu pięciu miesięcy, a kiedy ujrzała światło dzienne przyjęła się nad wyraz pomyślnie, autor z dnia na dzień zaczął robić karierę pisarską. Coraz bardziej skupiał się na „Baśnioborze”, chociaż wydawca nie chciał wydawać więcej niż jednego tomu cyklu rocznie. Wówczas przyszedł mu pomysł na „Wojnę cukierkową”.

Warto wspomnieć, że Mull założył sobie pisząc „Baśniobór”, że osiągnie to, co udało się w „Harrym Potterze”; mimo że będzie to powieść raczej o dojrzewaniu młodego bohatera i jego perypetiach (young adult), to także dorośli chętnie będą czytać utwór dlatego, że zawierać będzie w sobie rzeczy, które być może umkną malcom, acz nie zwolnią tempa akcji, a starszym czytelnikom pozwolą cieszyć się lekturą tak, jakby była skierowana prosto do nich.

Jednak wszystko zaczęło się od „Pozaświatowców”, trylogii, którą uważa za powód tego, dlaczego stał się autorem, a ostatni tom określa mianem najlepszej napisanej przez siebie powieści. Jak sam mówi, ta historia zaprzątała mu głowę od ponad dekady, nim na poważnie się do niej przymierzył – za sprawą tego, co chciał weń przekazać i co zastosować, motywowała go do pisania. Owa seria niejako definiuje styl autora, pojawiają się w niej zarówno formalistyczne zagrania, jak i powtarzalne motywy, choćby przejście do innego świata.

Współcześnie Mull podjął się dwóch celów przy pisaniu – chce, żeby jego powieści były uniwersalne, mogli czytać je zarówno dorośli, jak i młodsi koneserzy literatury; oraz dążenie do pisania jak najbardziej natchnionych dzieł, czyli trafiających do coraz szerszego grona odbiorców, znajdujących w nich to, czego szukali albo czego się w ogóle tam nie spodziewali. Jak dotychczas czternastokrotny szczyt listy „New York Timesa” sugeruje, że amerykańskiemu pisarzowi nie idzie aż tak źle.

Brandon Mull 1Ciekawość zaspokojona

Brandon Mull co prawda wlicza się w poczet skromnych autorów, ale szczerze i chętnie odpowiada na liczne pytania, nie próbuje także odwracać kota ogonem, lecz kiedy przychodzi co do czego, wyłuszcza konkrety. W związku, z czym czasem zdradza, co kierowało nim przy nazywaniu konkretnej postaci, co lubi robić w danym czasie, co planuje, na jakiej zasadzie rozwija poszczególne wątki. Nigdy nie unika fanów i zawsze zachowuje się względem nich uprzejmie.

Niczym szczególnym nie będzie zatem wieść, że jego twórczość inspirowana jest dziełami J.RR. Tolkiena, C.S. Lewisa czy J.K. Rowling, bo w książkach widać nierzadko tego znamiona i oddanie swoistego hołdu autorytetom Mulla. Niemniej, czy ulubiony kolor pisarza to coś ogólnie wiadomego i dostrzegalnego po przeczytaniu jego książek? Na szczęście takie ciekawostki nieraz udostępnia albo na autorskiej stronie, albo na spotkaniach czy w wywiadach. Dla ścisłości – jest to niebieski.

Co ciekawe najodleglejszym krajem, w którym „Baśniobór” okazał się bestsellerem jest Polska, z kolei najdalej od domu (Utah) Mull promował książkę w Singapurze. Nie ma się zresztą co dziwić, sztandarowy cykl został przetłumaczony na trzydzieści języków obcych. Jakby tego było mało, znalazł się czternaście razy (z różnymi publikacjami) na liście bestsellerów New York Timesa. Jeżeli to nie robi na nikim wrażenia i nie daje do myślenia, że coś w takim razie musi w tej prozie być nadzwyczajnego, to chyba fakt odwiedzenia przez amerykańskiego literata ponad dwóch tysięcy szkół w celach proczytelniczych nie zda się na zbyt wiele? To może chociaż to, że uwielbia zapach i smak świeżo upieczonego chleba przekona niechętnych do autora? Ale co to ma do rzeczy? A to, że Mull zostawia w swych książkach nad wyraz wiele mocno zaakcentowanych motywów gastronomicznych, acz o tym – już w samych książkach.

Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że podejmowano już próbę adaptacji „Baśnioboru”. Brandon wraz z Avi Aradem (producentem m.in. „Ghost Ridera”, „Blade’a: Wiecznego Łowcy” i wszystkich „Spider-Manów”) szukali funduszy na ten cel, ale się nie udało, czego oczywiście Mull od początku się spodziewał, bo był świadomy, że efekty specjalne, scenografia czy charakteryzacja są kosztowne, a projekt ryzykowny dla inwestorów. W podobnym kierunku zmierzał wraz z Johnem Stevensonem, współreżyserem „Kung Fu Pandy” czy krótkometrażówek „Sherlock Gnom” i „Misie polarne”, niemniej inicjatywa podzieliła los poprzedniczki.

Najważniejsze wydaje się jednak to, że Mull – dla niemałego grona postać uwielbiana bądź ulubiona – jest zadowolony ze swego życia i tego, że marzenie z dzieciństwa urzeczywistniło się i stało sposobem na utrzymanie siebie i rodziny. Faktem jest jednak to, że obecnie poświęca pracy więcej czasu, niż wcześniej, ale uważa, że warto, bowiem robi to, co lubi. Szczególnie, że może mieć przy sobie bliskich.

Wartości skryte w Borze

Brandon Mull 6W Internecie – w polskiej sferze także – hasło Brandon Mull i „Baśniobór”, czy raczej „Fablehaven”, otwiera obszerną listę odnośników, odsyłających do tekstów krytycznych, blogowych opinii czy różnego rodzaju inspiracji, za którymi stał ów autor. W Polsce dla przykładu treść „Baśnioboru” pobudza dzieci do uczestnictwa w kulturze w nowym ujęciu, czyli do dyskusji o niej, dzielenia się refleksjami i tworzenia projektów, których korzenie wyrastają właśnie z tego cyklu. Wystarczy sięgnąć do YouTube’a, a po wpisaniu odpowiednich fraz pojawi się kilkanaście filmików z „wywiadami z bohaterami”, bądź zachęcających do lektury.

Opowieść na pierwszy rzut oka wydaje się dobrze znana (starszym czytelnikom), oto bowiem dwójka rodzeństwa odwiedza dziadków na wsi i od razu dostaje zbiór pewnych reguł, w którym niemało jest zakazów, pokroju „nie wchodzić do stodoły”. Raczej nikt nie spodziewa się po protagonistach trzymania się zasad – a złamanie ich doprowadza rodzeństwo do odkrycia magicznego rezerwatu dla istot zagrożonych wyginięciem, albo zamkniętych dla bezpieczeństwa ludzkiego gatunku.

Jak się okazuje, recepcja utworów autora i rozwój literatury młodzieżowej są bardzo pomyślne. Zarówno pięcioksiąg, jak i „Smocza straż” czy „Pozaświatowcy” zwykle spotykają się z pochlebnym słowem i wcale dobrym przyjęciem, a żeby nie parafrazować krytyki – warto upewnić się, co sądzą o tej prozie najbardziej zainteresowani. „Pobudza wyobraźnię”, „Pokazuje, że najważniejsze są kompromisy i nawiązywanie dialogu, choć mówi też, że czasem trzeba zastosować bardziej doraźne środki”, „Przygoda pełna wydarzeń”, „Wciągająca” – niektóre z nich brzmią, jakby padały wprost z blurbu, ale takie odczucia towarzyszą młodszym czytelnikom.

Co więc takiego skrywa się w nich, że stały się swego rodzaju fenomenem? Wartości. Można by wymieniać, że oprócz walorów literackich i rozrywkowych, pomiędzy wierszami wykopać da się znaczenia emocjonalne, symboliczne, moralizatorskie, poznawcze… i tak dalej, coraz bardziej skupiając się na nieco innych warstwach. Cóż dziecku po tym, iż będzie wiedzieć, że „Baśniobór” jest emocjonalną podróżą, udowadniającą, że czyny etyczne pozwalają stworzyć środowisko przyjazne? Niech najpierw skupi się na tym, że więzi z rodzeństwem i w ogóle rodziną trzeba pielęgnować, że trzeba bronić bezbronnych, że nie można tak sobie wchodzić do miejsc zakazanych, że prawdziwa przygoda nie toczy się w serialu czy przed komputerem, lecz gdy używają wyobraźni i dzielą się nią z bliskimi. Oto, co sprawia, że dzieci powinny oraz dlaczego tak chętnie sięgają po powieści Mulla. No i przede wszystkim czeka je podczas lektury mnóstwo frajdy!