Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Felietony

Czas silnych istot – rozmowa z Dominikiem Brońkiem i Marcinem Przybyłkiem

Wszystkich fanów twórczości Marcina Przybyłka zapraszamy do lektury unikalnego materiału związanego z powstawaniem „Czasu silnych istot”. Tylko na Kawernie dzięki Fabryce Słów przeczytacie o współpracy autora z Dominikiem Brońkiem – ilustratorem książki; i to z obu punktów widzenia! Dominik opisał proces twórczy skrótowo i oszczędnie, zaś Marcin uzupełnił jego wypowiedź, szczegółowo omawiając każdą z grafik, które oczywiście także prezentujemy! I oto słowo stało się obrazem.

Dominik Broniek:

Współpraca z Marcinem Przybyłkiem nad ilustracjami do „Czasu silnych istot” była bardzo rozwijająca i wiele mnie nauczyła. Sam autor jest niezwykle sympatyczną, otwartą i pozytywną osobą. Podczas konsultacji wymieniliśmy setki maili. Marcin cierpliwie tłumaczył mi swoje pomysły, podpierając je szkicami, służył pomocą i wieloma inspiracjami. W ramach ciekawostki mogę chyba zdradzić, że  na jednej z ilustracji jest postać kobieca wzorowana na zdjęciu przesłanym przez autora, a więc w zasadzie jest to portret. Jestem w stu procentach pochłonięty, wręcz zarażony, wizją tego świata. Tym bardziej, że pomimo iż minął już pewien czas od  zakończenia pracy nad ilustracjami do „CSI” ciągle utrzymujemy z Marcinem przyjacielski kontakt. Mamy też parę pomysłów na współpracę w przyszłości.

 

Marcin Przybyłek:

Gdy Fabryka Słów zapytała mnie, kogo bym widział jako ilustratora „Czasu silnych istot”, nie szukałem półśrodków. Zaproponowałem Adriana Smitha, Paula Daintona (znani między innymi z fantastycznych ilustracji do światów Warhammer i Warhammer 40 000), a potem, po pewnym namyśle, Wojtka Siudmaka. Myślałem też o Clincie Langleyu, chociaż miałem wątpliwości, czy ci dwaj artyści swoim stylem wpasują się w GamedecVerse. W odpowiedzi zaproponowano mi Dominika Brońka. Przejrzałem jego prace udostępnione na stronie Fabryki i stwierdziłem, że jest utalentowany i jeśli ma odpowiednie cechy osobowościowe, „zrobimy” serię ilustracji godnych wystawy.

Nie zawiodłem się. Dominik okazał się człowiekiem niezwykle delikatnym, empatycznym, elastycznym i subtelnym, a przy okazji dał niewiarygodny popis szybkości i osobistego zaangażowania w każdą ilustrację, co przekraczało czysto zawodowy układ. Pracował jak szatan. Kooperowałem już z kilkoma grafikami, ale takiego tempa nie doświadczyłem nigdy.

W czasie współpracy miałem bardzo dużo szkoleń. Mailowałem do Dominika przed zajęciami, w przerwach, po naprawdę ciężkich dniach pracy. Wymienialiśmy dziennie czasami dziesiątki listów omawiając tuziny szczegółów i ujęć. Wszędzie woziłem tablet graficzny, żeby móc w razie czego narysować jakiś koncept. Czy nie łatwiej by było od czasu do czasu zatelefonować? Ależ tak. Nawet to zaproponowałem i dowiedziałem się, że Dominik mieszka w kraju tulipanów. Rachunki by nas zjadły. Pozostało słowo pisane. Trudno w to uwierzyć, ale w trakcie całej współpracy ani razu nie usłyszałem jego głosu.

Dzieło jest skończone, można podziwiać jedenaście niezwykle dynamicznych, „gęstych” i pełnych detali prac Dominika, który udowodnił, że jest w stanie konkurować, a nawet przebić proponowanych przeze mnie Smitha czy Langleya (widać to chociażby w jego czarno-białej, a potem kolorowej pracy „Czarny Ran”. Osoba orientująca się trochę w świecie współczesnej grafiki ilustracyjnej przyzna, że wersja black&white jest podobna stylem do dokonań pierwszego, a obraz barwny – do drugiego, i powiem absolutnie szczerze, że wolę Brońka od Langleya).

To dowodzi, że o Dominiku Brońku usłyszymy jeszcze nie raz, i to wcale niekoniecznie w kontekście polskich projektów. To po prostu światowy talent!
 08_pilotka_na_orle

1. Piękna na Orle (Czyli Rozmawiająca z Chmurami i Płynący pod Obłokiem)

Dominik od razu podesłał mi prawie skończony obraz. Ptak był genialny (chociaż miałem nadzieję, że będzie lepiej widoczne oprzyrządowanie pilota Orła), nie pasował mi tylko jeden szczegół garderobiano-anatomiczny kobiety. Zgodnie ze współczesną modą, Dominik narysował majteczki niskie, podkreślające biodra, zaś talia była, także zgodnie ze współczesną statystyką tyczącą kobiecych wymiarów, dość szeroka. Ja jednak zatrzymałem się na kanonach piękna nieco wcześniejszych, gdy kobiety nosiły nie biodrówki, ale spodnie wysokie w stanie, a więc i paski, co skutecznie i wdzięcznie zwężało kibić, więc podniosłem łuki damskich fig i tak długo molestowałem Dominika, żeby zwęził talię, że w końcu mnie usłuchał. Teraz jest dobrze.

/fragment/

Wreszcie na niebie pojawił się drugi wierzchowiec, z kobietą w siodle. Orzeł był złoty z czerwonymi wstawkami. Programiści szaleli. Dostałem info, że im większa atrakcyjność wizualna przedstawionego przez nas świata, tym lepiej, bo uroda przyciągnie, zafascynuje, zauroczy tubylców. Jasne. Proste. Oczywiste. Pilotka przyziemiła i zeskoczyła na ziemię. Zamarło mi serce. Pogratulowałem wodzowi gustu. Miała umięśnione łydki, mocne uda, wystające i silnie zaokrąglone pośladki, wszystko oczywiście widoczne, zgodnie z tutejszą modą, ale łona nie zasłaniał kawałek wygarbowanej skóry, lecz metalizowane bikini ozdobione wzorem złotych łusek, wykrojone wysoko, według jak najbardziej współczesnej mody. Kobieta miała zaklęśnięty brzuch, bardzo wąską talię, wydatne piersi okryte niewielkimi metalowymi miseczkami wyrzeźbionymi na podobieństwo piór ułożonych w rozety, podobne ozdoby okalały jej ramiona. Na głowie miała coś w rodzaju hełmu, który był utkany z metalicznych granatowych i niebieskich lotek spiętych złocistymi broszami, z których po bokach zwisały oprawione w złoto rubiny i ametysty, kontrastujące z długimi blond włosami. Jak z komiksu.
05_Ldawanie_w_mekstku
2. Nowy Meksyk

Z tym obrazem wiążą się niemałe perypetie. Terminy na wykonanie grafik były tak krótkie, że liczył się dosłownie każdy dzień. Gdy Dominik poprosił mnie o propozycje tematów do prac, skontaktowałem się z Krzyśkiem Ożogiem, redaktorem tekstu. Była to korespondencja otwarta, Dominik miał do niej dostęp. Krzyś wpadł na pomysł zilustrowania Paryża. Pomysł z obrazem przedstawiającym ruiny wielkiej polii był niezły, ale de facto nie opisuję wnętrza tego akurat miasta. Paryż występuje jako posępne tło, widziane z daleka. Dominik jednak podłapał ideę tak szybko, że ani się obejrzałem, obraz już był, i to z małą Wieżą Eiffla. Prezentował się na tyle dobrze, że szkoda było go nie wykorzystać. W końcu stwierdziłem, że jeśli usunie się budowlę kojarzącą się jednoznacznie ze stolicą Francji i doda mały stateczek, będzie doskonale ilustrował akcję w Nowym Meksyku. Dominik podołał zadaniu i oto z Europy przenieśliśmy się do Ameryki Środkowej.

/fragment/

Transportowiec darł warstwy atmosfery, Nowy Meksyk rozszerzał ramiona, witał ich mackami zielonoszarych budowli, rozpościerał swoje cielsko od widnokręgu po widnokrąg. Garibaldi wydał men nakazujący członkom dekurii wizualizację zadania. […]

Transportowiec ominął kolejną wieżę łagodnym łukiem. Nowy Meksyk był głęboki, naprawdę głęboki. Pilot poinformował o zwolnieniu zaczepów slotów desantowych. Technety Mk III zaczęły się odchylać do tyłu.
02_Walka_Ranw
3. Walka Ranów

To był chyba pierwszy rysunek, jaki Dominik mi podesłał. Od razu stwierdziłem, że współpraca będzie kwitła, bo praca wydała mi się bardzo dynamiczna i udana. Poza tym po raz pierwszy zobaczyłem Coremoury w wersji black&white. Zaproponowałem mu, żeby lepiej doświetlił postacie (ten sam problem dotyczył Meksyku), żeby użył więcej bieli  i umieścił źródło światła w centrum obrazu. Dzięki temu osiągnęliśmy efekt puchnącej przestrzeni, energii generowanej przez dwóch wściekłych soulerów. Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki Dominik przedstawił demony walczących postaci. To było naprawdę trudne zadanie.

/fragment/

Prawdziwe starcie trzymetrowych gigantów odzianych w Coremoury nie przypomina niczego, co można obserwować w holofilmach. Tam przeciwnicy uderzają po kolei, jak w tańcu, żeby widz mógł zrozumieć, o co chodzi. Realnie jednak wszystko toczy się w nieprawdopodobnym tempie, i to głównie w powietrzu: walczący odbijają się od kolumn, podłogi, sufi tu, mkną po nich, by za chwilę wykonać sus lub zwód. Powietrze furczy i wyje wyginane przez walczące demony, których sylwetki przenikają ludzi. Obraz wojowników odkształca się, krawędzie zbroi tną otaczające gazy niczym ciało stałe, pozostawiając w nich cienkie smugi kondensacyjne. Podłoga drży od uderzeń pancernych stóp, w uszy tłuką zwielokrotnione echem grzmoty, a co wrażliwsi słyszą ryki diabłów. Przestrzeń walki staje się dziwnie skośna, jakby za chwilę miał się tam otworzyć portal do innego świata, niczego dokładnie nie dostrzeżesz, jeśli nie możesz dziesięciokrotnie przyspieszyć percepcji.
03_Walka_z_Lee_Rothem

4. Demon Lee Roth i Besebu-Ran

Z tym obrazem były chyba największe problemy koncepcyjne. Przesyłałem Dominikowi szkice przedstawiające zarówno scenę widzianą z daleka, jak i zbliżenia na twarze walczących. W końcu pozostawiłem mu wolną rękę i wybrnął z zadania bardzo dobrze, chociaż naprawdę nie miałem pojęcia, jak poradzi sobie z zadaniem narysowania wielkiej łapy demona trzymającej Besebu-Rana za gardło. I proszę – udało mu się.

/fragment/

Mój rogaty strażnik chwycił Rana za gardło i podniósł pięć metrów w górę. Nad nami powstał wir chmur, przez który zaczęła zstępować purpurowa trąba powietrzna. Używając maleńkich silników antygrawitacyjnych kombinezonu, uniosłem się i zrównałem wzrokiem z Ranem. Między nami przelatywały strzępy roślin i płonących zwierząt. Brat Besebu dyszał.

– Kim jesteś!?

Wyłączyłem przyspieszenie. Świat dookoła wrócił do normalnego tempa. Piekielne płomienie zaczęły żywiej tańczyć, wiatr wzmógł się, tony jego wycia przypominały zawodzenie bestii.

– To nie ma znaczenia. Zawadzasz mi – odpowiedziałem.

Wydawało mi się, że mój głos tonie we wszechobecnym płaczu. Szczęście, że tylko ja to wszystko widziałem i słyszałem.
09_Czarny_Ran

5. Czarny Ran

O, tę pracę Dominik rysował z wielkim oddaniem! Na początku zastanawialiśmy się, jak przedstawić scenę rozmowy Jeffa z Titanusem i w końcu stwierdziliśmy, że pójdziemy drogą najprostszą: będzie przedstawiony tylko przywódca Opętanych i to od przodu, robiący praktycznie nic. Oczywiście wielkim problemem jest stworzenie obrazu, który z założenia jest statyczny, a przedstawić ma dynamicznie morfującą zbroję przenikniętą animacjami, halucynacjami i iluzjami. Tytanus nie ma naprawdę skrzydeł, ale Jeff przez chwilę je widział, te kolce na naramiennikach za chwilę znikną. W tle miały miotać się anioły i demony, ale w końcu Dominik słusznie uznał, że zepsują kompozycję. I tak powstał sztych, który z powodzeniem może konkurować z pracami Adriana Smitha czy Paula Daintona.

/fragment/

Bestie pędzą, są coraz bliżej, ich demony syczą, warczą, wyrywają z powietrza zadry eterycznej substancji, wydają się rozrywać naszą rzeczywistość. Za nią czai się inna, straszniejsza od najgorszych koszmarów, znowu widzę piekło, które przedziera się przez wizje dookoła. Moje własne, prywatne piekło. Coraz bardziej niepokojące. Stają przed nami. Przywódca. Ten pośrodku. Rany boskie, jaki on wielki. Zapomniałem, że siedzę w swoim małym, cywilnym ciele. Kłania się dworsko. To wariat. Widzę. Dookoła niego wiruje demon, układa się w kształt zwiniętego sznura. Opętany prostuje się. Nad jego głową majaczą rogi. Wokół ramion falują czarne skrzydła. Ze zbroi wyrastają długie kolce, zadziory zwijają się, nikną, zastępowane przez haki i łańcuchy.

– Nazywam się Titanus Sixtus Orygenes. Przybyłeś tu, zdrajco, żeby prosić nas o ostateczne poświęcenie?
07_Lea_i_Suver

6. Lea Stone i Suver

Nie miałem wątpliwości, że Dominik świetnie odda facjatę Suvera, bo widziałem już, jak sobie radzi z gadzimi pyskami. Bałem się, że tło może być bardzo pracochłonne i takie się okazało. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że Dominik aż tak się przyłoży. To niesamowita architektoniczna gęstwina. Ciekawy byłem, jak przedstawi Goar, pancerz Leyi Stone, no i jak sportretuje jedną z głównych bohaterek. Z obu tych zadań wywiązał się lepiej niż się spodziewałem. Zbroja wyszła fantastycznie, a kobieta wygląda prawie tak, jak ją sobie wyobrażałem (podesłałem Dominikowi zdjęcia pewnej fanki, ale nie wiem, czy mogę powiedzieć, której). Za to zupełnie zaskoczył mnie rysując płyty pancerza na Suverze, bo w książce o tym mowy nie było. Pomysł jednak tak mi się spodobał, że… wróciłem do tekstu i odpowiednio go zmodyfikowałem. Oto jak grafik może zainspirować autora!

/fragment/

Oto jest moja chwila wieczności, oto jest mój moment wolności, tłukło się w głowie Lei. Potwory, w jakiś sposób piękne w swojej dzikości, zatrzymały się. Czuła potęgę ich mięśni, drżał taras pod stąpnięciami ich stóp. Jeden z nich, niebiesko-pomarańczowy, największy, chyba dowódca, uważnie jej się przyglądał. Kierując się instynktem, pokonując niemy protest pancerza, odsunęła hełm.

Wiatr poruszył kosmykami jej jasnych włosów.

– Pani generał… – usłyszała głos Khaana.

Na podglądzie widziała, że jego stan ustabilizował się. Był słaby, ale przeżyje.

– To moja decyzja – odpowiedziała mentalnie.

Baal stojący obok niej także zlikwidował kask. Teraz mogli spojrzeć bestiom w oczy.

– Nazywam się generał Lea Stone, zwą mnie także Kamienną Lwicą – odezwała się, wzmacniając swój głos generatorami fonicznymi zbroi. – Jestem dowódcą Piątego Skrzydła Ciężkiej Piechoty Siódmej Dywizji Piątej Armii Imperialnej. Będziemy bronić tych cywilów, dopóki starczy nam sił. Nie dlatego, że mamy takie rozkazy, ale dlatego, że jest to jedyna przyzwoita rzecz, jaką możemy w tym momencie zrobić.
04_Walka_z_owczym

7. Skymour i Łowczy

To była trzecia praca Dominika (po walce Ranów i Nowym Meksyku). Wiedział, że przed nim potężne zadanie (scena puchnie od zdarzeń i detali) i poprosił mnie, żebym naszkicował, jak ją widzę. Wpadłem na pomysł, żeby oddać wielkość Skymoura wstawiając przed niego, na pierwszy plan, statki bojowe typu Dragonforce. Widz jest w stanie domyślić się, jakiej wielkości mogą być takie pojazdy, więc łatwiej mu będzie ocenić rozmiary Skymoura. Miałem też pomysł, żeby jeszcze bliżej umieścić pojedynczych żołnierzy w latających pancerzach, ale wtedy obraz mógłby się stać nieczytelny. Dominik podchwycił mój szkic modyfikując pozycję Skymoura, dzięki czemu Łowczy w tle jest lepiej widoczny. W ten sposób powstała czytelna gradacja wielkości: duży statek, wielki Skymour, potężny Łowczy. Przedstawienie takiej sytuacji bojowej było prawdziwym graficznym wyzwaniem i Dominik tę walkę wygrał.

/fragment/

Nad moją głową szumiał gonfalon, dookoła latały cheruby i wstęgi z symbolem Imperium. Wyciągnąłem dwie ręce, a w każdej dzierżyłem miecz długi na pięćdziesiąt metrów i ostry tak, że przecinał tytan, nie zwalniając biegu. Skoczyłem do przodu, a Lee Roth i Monika rzucili się razem ze mną. Łowczy strzelił i to był jego błąd. Salwy wyrwały z mojej zbroi kilkaset kilogramów poszycia, targnęły nią, ale nie wyhamowały pędu.

01Torkil_w_kabinie

8. Rozmowa z Nexusem

Na początku Dominik nie do końca zrozumiał, jak wielki jest villabil Torkila. Stworzył bardzo dopracowany obraz sterówki, której szyba kończy się tuż za konsolą. Z wielkim bólem musiałem mu objaśnić rozmiary pomieszczenia i okazało się, że wybrnął z impasu znakomicie – zmodyfikował rysunek tak, że nawet ktoś, kto widział pierwszą wersję obrazu, nie dostrzeże szwów po przeróbce. Czaszka, którą widać po lewej stronie, nie tylko odpowiada moim wyobrażeniom, ale jest wzorowana na faktycznie istniejącym przedmiocie, który od lat patrzy na mnie pustymi oczodołami i bezgłośnie komentuje twórcze zmagania. Karta „Śmierć”, którą widzi Torkil jest wzorowana na autentycznej karcie projektu Ciro Marchettiego z talii „Tarot of Dreams”.

/fragment/

Przełknąłem przekleństwo i rozwinąłem przed arealnymi oczami wstęgę kart Tarota Imperialnego. Szybko wykonałem mentalne wzbudzenie skupienia (osiemset cykli ćwiczeń spowodowało, że zrobiłem to natychmiast i do samego dna) i wskazałem prostokąt. Karta przybliżyła się. Rewers, tak jak we wszystkich, ukazywał Imperatora otoczonego setką trzymających się za ręce Ranów. Obraz karty obrócił się i ukazał awers. xiii wielkie arkanum. Starucha płynnie zmieniająca się w dziewczynę, która znowu się starzeje i tak w kółko, na tle czarnego drzewa, za nią księżyc. Na pierwszym planie zbutwiałe liście, wśród których pełza wąż.

Śmierć.

Śmierć.

06_Stefi

9. Steffi w Disaurze

Z tym obrazem był mały kłopot, bo koncepcji miałem kilka: najpierw widziałem Torkila rozmawiającego z rudowłosą, a na pierwszym planie dryfującą filiżankę kawy, wszystko miało się dziać na Hemachu, latającym „steampunkowym” jachcie Steffi, w tle wyobrażałem sobie fragment potężnego Archimedesa, załadunek Cumulomachów i jeszcze Skymoury dookoła, jednym słowem „koszmar grafika”. Obaj z Dominikiem wiedzieliśmy, że to za dużo szczegółów. Na szczęście w końcu obaj doszliśmy do wniosku, że wystarczy Steffi i jej Disaur, w tle Archimedes i nieruchomo stojące Skymoury. Nie miałem pojęcia, jak Dominik poradzi sobie z pancerzem, który nie był przeze mnie zbyt dobrze opisany, ale spisał się świetnie. Panie, panowie, tak wygląda Disaur wzór III, oczywiście po rozchyleniu przednich płyt.

/fragment/

Rozkazałem frinowi poszukać połączenia z głównym inżynierem faktorii, gdy zza wielkiej podpory Yotty podszedł do mnie mechaniczny potwór, wyższy ode mnie o metr. Był to Disaur III, zbroja napędzana silnikiem wodorowym, dymiąca parą ulatującą z rur wydechowych na plecach, niezgrabna i masywna. Zatrzymała się. Syknęły złącza z przodu i rozchyliły się klapy.

Rude włosy. Karminowe usta. Chabrowe oczy. Zapach Aurora Plus Seliniego. Steffi Alland. Tak piękna i świeża jak wtedy, gdy ją poznałem.

Torkil_z_whiskey_i_Pauline_Kopiowanie

10. Torkil przed oknem

To chyba moja ulubiona ilustracja Dominika. Zawiera kwintesencję gamedeca: wielką zbroję typu Coremour wzór V, która pozbawiona „wkładu” zamienia się w doskonałego bodyguarda, głównego bohatera z obowiązkową szklanką whiskey patrzącego na nocne miasto, rozmyślającego o tym, co się stało i co być może wydarzy się w przyszłości, jego ukochaną w progu, tęskniącą za miłością. Tak, to jest gamedec. Dominik fantastycznie narysował szybę oddzielającą apartament od świata. Na początku stworzył w odbiciu za dużo kanciastych budowli. Wtedy uświadomiłem mu, że w WayEmpire jest o wiele więcej wież niż prostopadłościanów. Jak zwykle okazał się nad wyraz cierpliwy i elastyczny. Talię Pauline stojącej w tle zwężałem z pięć razy.

/fragment/

Wiecie, co jest najlepsze na przepustce? Własna sypialnia i panoramiczne okno ukazujące miasto, które nigdy nie zasypia. Spojrzałem na trzymaną przez siebie szklankę z whiskey. Moje ręce były dziwnie drobne. Cywilne ciało. Wszędzie było mnie jakby za mało: pod pachami, w okolicach ud, brakowało masy. Cielsko Rana spoczywało w podziemiach siedziby w hiperbosie. Spojrzałem w lewo. W cieniu ciężkiej zasłony czuwał mój osobisty bodyguard, Coremour wielki jak fatum. Na Imperatora, w oczach zwykłych ludzi jestem olbrzymem.
epilog
11. Torkil Aymore z epilogu

Na początku miałem dylemat, bo wiedziałem, że w epilogu niewiele się dzieje, więc po co marnować talent Dominika na scenę chyba niewartą ilustracji. Uświadomił mi wtedy, że obraz może być alegoryczny, komentujący całą książkę. Wysłałem mu propozycję, by narysował Torkila w nostalgicznej pozie, ze stopą na kamieniu, patrzącego w dal, włos i animowany „fartuszek” rozwiany wiatrem, zamyślenie, angeliczno-demoniczna para nad nim, dookoła karty tarota. W odpowiedzi otrzymałem tę ilustracją z komentarzem Dominika: „No to masz Torkila, który w skupieniu i filozoficznie roz… wszystko dookoła”. Tak mnie tym tekstem rozbroił, że nie było już mowy o powrocie do pierwotnej wersji. Zresztą ten rysunek jest tak ikoniczny i pełen wyrazu, że nie jestem pewien, czy moja wizja byłaby lepsza.

/fragmentu z epilogu z przyczyn oczywistych nie publikujemy/